KRISTIAN
Poczułem jak ktoś złapał mnie za ramię i potrząsa moim ciałem.
-Proszę wstać!- krzyknęła zdenerwowana pielęgniarka.
-Na tym łóżku może leżeć tylko pacjentka. - Jasmine jak na zawołanie mocniej wtuliła się we mnie przez sen.
-Nie chce jej budzić- kobieta westchnęła zirytowana.
-Kiedy tylko się obudził proszę wstać!- po tym wyszła. W pokoju było już jasno, czyli nastąpił ranek. Cholera, która była godzina? Ja zostałem telefon w ładowarce, a Jasmine na szafce w sypialni.
-Nadal tutaj jesteś?- Jasmine była zdziwiona.
-Czemu cię to dziwi?- dziewczyna spojrzała na mnie. Wzruszyła ramieniem. Podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła się. Zgodnie z prośbą pielęgniarki wstałem z łóżka.
-Jak się czujesz?- zapytałem ją.
-Dobrze- wzruszyła ramieniem. Na całe szczęście.
-Jesteś głodna? Kupić ci coś?
-Mam ochotę na brzoskwiniową herbatę ze Starbucks- spojrzała na mnie błyszczącymi oczami.
-Dobra, w takim razie szybko pójdę po nią, co ty na to?
-Tak- przytaknęła żwawo.
-Jesteś najlepszy - posłałem jej niepewny uśmiech. Pochyliłem się i pocałowałem ją w czoło.
-Kocham cię, proszę, nie zapominaj o tym- szepnąłem. Złapałem jej twarz w swoje dłonie. Może mi się wydawało, ale z każdym dniem robiła się coraz piękniejsza.
-Wiem, też cię kocham. A teraz idź po moją herbatę - zaśmiałem się pod nosem. Pocałowałem ją szybko w usta, a potem wyprostowałam się.
-Wracam za chwile- obiecałem.
-Jasne - posłała mi uśmiech. Opuściłem jej salę. Na korytarzu minąłem się z tą samą pielęgniarka. Spojrzała na mnie z irytacją w oczach i poszła dalej. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
Dobrze, że Starbucks był jakieś 200 metrów od szpitala. Szybko kupiłem herbatę dla Jasmine, a dla siebie kawę i kanapkę. Przy okazji dowiedziałem się, że była 8 rano.
-Kristian? Co ty tu robisz tak wcześnie?- usłyszałem głos Nataszy. Czy ona musiała być tam gdzie ja?
-Cześć. Niosę akurat herbatę Jasimine.
-Wygodnie- zaśmiała się.
-Poznasz mnie z nią? Jestem jej bardzo ciekawa- wydawała się strasznie podekscytowana. Skrzywiłem się. Zaczynała się rozbić denerwująca.
-To chyba nie jest dobry pomysł. Jasmine jest w szpitalu
-Nic nie mówiłeś! Co się stało?
-Nie mówiłem, bo dostała się tam w nocy.
-Biedactwo- westchnęła.
-Prosze, chce ją poznać.- no i co? Jeżeli jednak była tak uparta jak kiedyś, to nie odpuści.
-Kristian, nie daj się prosić
-No dobra, ale na chwile - w końcu się zgodziłem. Nie byłem pewien, czy robiłem dobrze. Jasmine mogła się tylko niepotrzebnie zdenerwować.
Weszliśmy na oddział. Kiedy zobaczyłem drzwi z numerem 7, zacząłem się jeszcze bardziej denerwować.
-Poczekaj tutaj, powiem jej tylko, że chcesz ją poznać- otworzyłem drzwi i wszedłem do sali brunetki.
-Jestem z powrotem, skarbie- podałem jej kubek i pocałowałem w głowę.
-Dziękuje - uśmiechnęła się.
-Spotkałem kogoś, kto bardzo chciałby cię poznać - zacząłem niepewnie.
-Jest tutaj- dodałem. Jasmine zmarszczyła brwi i przytaknęła.
-No to niech wejdzie - podeszłem do drzwi i wpuściłem Natasze do środka. Jasmine spojrzała na nią dokładnie.
-Ty jesteś pewnie Jasmine, Kristian mi wczoraj wiele o tobie opowiadał. To 5 miesiąc? Dobrze pamietam? Kurde, nie przedstawiłam się. Mam na imię Natasza i jestem starą znajomą Kristiana.- Jasmine patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Tak, jestem Jasmine- brunetka wciąż patrzyła uważnie na Natasze.
-To już prawie 6 miesiąc. Miło mi cię poznać Nataszo - blondynka podeszła do niej i podała dłoń. Sądziłem, że Jasmine będzie zła na nią albo cokolwiek. Ona jednak uscisnela wystawioną dłoń Nataszy. Była miła...
-Muszę iść tylko do toalety, zaraz wracam- poinformowałem i wyszedłem z sali.JASMINE
-Więc... w wczoraj byłaś z Krisem? - zapytałam będąc ciekawa co odpowie. Niby była miła i w ogóle, ale i tak jej nie lubiłam. To była Krisa, więc tak czy siak jej nie lubiłam.
-Tak, powspominaliśmy stare czasy. Dużo się pozmieniało. Nigdy bym nie podejrzewał, że Kristian ponownie znajdzie sobie dziewczynę. Zapewne powiedział ci jak go zraniłam. Po prostu chce powiedzieć, że bardzo się cieszę, że jest szczęśliwy. Mam nadzieję, że będziecie razem jak najdłużej. - byłam w niemałym szoku. Myślałam, że będzie jak Elena, a tym czasem ona była naprawdę miała. Tego się nie spodziewałam
-A tak poza tym, to chłopak, czy dziewczynka?
-Chłopiec - pogłaskałam swój brzuch. Maluszek jak na zawołanie mnie kopnął. Jego ruchy z dnia na dzień były coraz mocniejsze. Już czułam go naprawdę dokładnie.
-Jakie to słodkie. - pisnęła. Ona była naprawdę taka miła, czy robiła to na pokaz? Miałam nadzieje, że jej intencje są szczere.
-Odkąd wczoraj mi powiedział o tobie, bardzo chciałam cię poznać. - przyznała. Jej akcent troszkę mnie denerwował. Kris też go miał, ale było go słychać słabiej. Jej za to bardzo. Widać ledwo co przyleciała do Stanów.
-To bardzo miłe- wysiliłam się na uśmiech. Może byłam denerwująca, ale nie chciałam z nią rozmawiać. Dla mnie po prostu była konkurencją, chociaż wydawała się nie być. Bałam się, że mi zabierze Kristiana.
-Dzień dobry- do sali weszła pani doktor. Dziękowałam jej za to. Miałam już dość tego spotkania.
-Muszę panią prosić o wyjście. - Natasza zrobiła to od razu.
-Jak się czujesz?- zapytała mnie, siadając na skraju łóżka.
-Już dobrze. Nic mnie nie boli.
-Będziesz musiała na siebie bardzo uważać. Przez co najmniej najbliższy tydzień unikać wysiłku fizycznego. Najlepiej, żebyś nie ruszał się nigdzie poza mieszkaniem, lub domem. Powinnaś też w tym tygodniu zgłosić się do swojego ginekologa. On wyda dalsze zalecenia. Osobiście w tym momencie nie widzę przeciwwskazań, żebyś mogła wyjąc do domu.
-Dziękuje.Kiedy tylko weszłam do mieszkania, Rolly zaczął poszczekiwać i skakać wokół nas. Zaśmiałam się i wzięłam szczeniaka na ręce. Zwierze wtuliło się we mnie.
-Najlepiej żebyś od razu poszła leżeć- jego głos był poważny. Wywróciłam oczami.
-Dobra, jak sobie chcesz- westchnęłam i powędrowałam w stronę sypialni. Tam zdjęłam spodnie i położyłam się do łóżka w bluzce i w bieliźnie. Wtuliłam się w poduszkę Kristiana i westchnęłam cicho.
-Kris!- krzyknęłam. Parę sekund później brunet znalazł się w sypialni.
-Co się stało? - spytał przejęty.
-Nic, ale chcę się poprzytulać, więc połóż się- rozkazałam. Kristian zaśmiał się.
-Ale zdejmij koszulkę - dodałam.
-Jak sobie życzysz, skarbie.- najpierw pozbył się koszulki, ale potem zdjął także spodnie. Położył się obok mnie. Bez wahania ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Był taki ciepły. Uwielbiałam to. Położyłam rękę na jego brzuchu i zaczęłam kreślić nieokreślone wzory na jego skórze. Kristian za to chwycił kosmyk moich włosów i nawijał je sobie na palec.
-Możesz uwierzyć, że za miesiąc święta? - zapytał Kristian. Pierwszy nasze wspólne święta, nie mogłam się doczekać.
-Nie, pamietam jak jeszcze niedawno chodziłam do ciebie do szpitala, albo wyjazd do Bułgarii.
-Ostatnio myślałem o tym wszystkim. Doszedłem do wniosku, że ten wypadek to najlepsze co mi się w życiu przydarzyło. Nie mogę wyobrazić sobie życia, gdyby on się nie wydarzył. Dalej zapewne byłbym pod wpływem Eleny.
-A właśnie, wiesz co się z nią stało?- spytałam ciekawa.
-Nie przeżyła. Zmarła kilka dni po operacji. Pogrzeb był, kiedy byliśmy na Malediwach.- nigdy nie życzyłam jej śmierci. Dziwnie się czułam. Miałam nadzieje, że wyzdrowieje mimo wszystko.
-Nie wiem co powiedzieć- przyznałam.
-Też się czujesz z tym tak dziwnie, jak ja? - spytał po chwili ciszy.
-Jeżeli mam być szczera, myślałam że wróci do zdrowia
-Ja też. Denerwowała mnie, ale ... kiedyś była moją przyjaciółką- po tym nastąpiła chwila ciszy.
-Prześpijmy się, szpitalne łóżka nie są za wygodne- zaproponował Kristian. Rzeczywiście, te łóżka były okropne.
-Dobra. Ty już spij, a ja tylko dam jeść Rollyemu- podniosłam się z jego klatki piersiowej. Poszłam do kuchni, gdzie nakarmiłam szczeniaka i wróciłam do Kristiana. Ułożyłam głowę z powrotem na jego ciele i poszłam spać.ZBLIŻAMY SIĘ WIELKIMI KROKAMI DO 17 TYSIĘCY. BARDZO WAM DZIĘKUJE.
CZYTASZ
Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]
FanfictionKristian budzi się w szpitalu po wypadku z amnezją. Oprócz rodziny pamięta tylko Jasmine, której wyrządził wiele szkód. #63 w Fanfiction-5.12.2017r. #78 w Fanfiction -24."8.2017r #95 w Fanfiction -24.08.2017r. #109 w Fanfiction -21.08.2017 r. #216...