60.Szpital

419 54 14
                                    

-Z kim wychodzisz?- zapytałam ciekawa, kiedy Kris psikał się swoimi ulubionymi perfumami. Spojrzał na mnie w lustrze. Przełknął ślinę. Okay, był trochę dziwny. Czym się denerwował? Przecież zapytałam tylko z kim wychodzi. Czy to było jakieś zabronione pytanie?
-Z Shawnem- rzucił. Przytaknęłam. Mimo, iż dziwnie się zachowywał nie zamierzałam go sprawdzać, ufałam mu przecież bezgranicznie.
-Jasne, ale nie wróć bardzo późno
-Dobra- posłał mi uśmiech. Czy wspominałam, że trochę dziwacznie się zachowywał?
-Jakby coś, to dzwoń- podszedł do mnie i pocałował w czoło. Wtuliłam się w jego ciało. Uwielbiałam to ciepło.
-Zapamiętam. Idź już, bo się spóźnisz- popchnęłam go stronę  drzwi.
-Kocham cię - rzucił, zanim wyszedł. Westchnęłam. Postanowiłam tego wieczoru obejrzeć kilka odcinków mojego ulubionego serialu - Teen Wolf. Poczułam jak coś ociera się o moją nogę. Pochyliłam się i wzięłam Rollyego na ręce.
-Obejrzymy telewizje ?- zapytałam szczeniaka. Zwierze było szczęśliwe, jakby nikt wcześniej go nie wyrzucił. Mimo iż był z nami jeden dzień, przywiązał się do nas. Usiadłam na kanapie i położyłam psa obok siebie. Położył się i spojrzał na mnie. Pogłaskałam go po łebku. Włączyłam serial i zaczęłam oglądać, cały czas głaszcząc Rollyego po łebku.

Obejrzałam  6 odcinków, kiedy uznałam, że wystarczy. Spojrzałam na zegarek. Była już 1 w nocy, a Krisa dalej nie było. Postanowiłam do niego zadzwonić. Wybrałam jego numer, ale  włączyła się poczta. Nastąpiło to samo po następnych 3 próbach dodzwonienia się. W końcu postanowiłam zadzwonić do Shawna. Ten odebrał od razu.
-Gdzie wy jesteście, że Kris nie odbiera?- zapytałam na wstępie. Usłyszałam ziewanie.
-Jasmine, jeszcze raz, o co chodzi- jego głos był całkowicie rozespany. Poczułam jak wokół mnie zaczyna rozbić się zimno.
-Jesteś z Krisem?- postanowiłam jednak o to zapytać. Chciałam uniknąć nieporozumień.
-Nie, jestem w domu. Spałem. Nie widziałem się z Krisem od wesela.- zamrugałam parę razy.
-Okay, dzięki ...- rozłączyłam się. Czy to było możliwe...?  Czy Kristian naprawdę mnie okłamał? To z kim on się spotkał? Bałam się nawet pomyśleć gdzie jest i co robi.
Skrzywiłam się, kiedy poczułam skurcz w podbrzuszu. Wzięłam głęboki wdech. Błagam, niech to jednorazowa akcja- podstarzałym w myślach. Serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Kilkadziesiąt sekund później znowu poczułam skurcz. Wtedy zaczęłam panikować. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do sypialni. Musiałam się położyć i uspokoić. Ułożyłam się na łóżku i skuliłam w kłębek. Przygryzłam mocno wargę, kiedy poczułam następny skurcz. Postanowiłam nie czekać. Bałam się, że to może być coś złego. Wybrałam numer Jasia. Ten odebrał niemal od razu.
-Mógłbyś przyjechać? Nie czuje się za dobrze- powiedział na wstępie.
-Spokojnie, Jasmine co się dzieje?- zapytał. Usłyszałam w tle szuranie.
-Dostałam skurczy. Nie wiem właśnie co się dzieje- moje oczy zaczęły piec. Zaczęłam bać się coraz bardziej. Modliłam się w duchu, aby dziecku nic się nie stało. Nie darowałabym sobie tego.
-Zaraz będę- obiecał.
-Spróbuj się położyć, cholera cokolwiek- w jego głosie tez usłyszałam panikę.
-Będę za góra 5 minut- obiecał. Ciekawe jak zamierzał tego dokonać, skoro droga zajmowała co najmniej raz tyle czasu.
-Czekam - wtuliłam twarz w poduszkę. Przysięgam, że to były najgorsze minuty mojego życia. Z każdym skurczem cały strach przeżywałam od nowa. Wiedziałam, że nie powinnam się stresować, ale każdemu dobrze się mówiło. W takich sytuacjach nie można było się nie stresować. Usłyszałam szczekanie Rollyego.
-Piesku, nie teraz- poprosiłam. Zwierzak jednak nic nie rozumiał i poszczekiwał dalej.
-Jasmine?!- usłyszałam krzyk Jasia. Poniekąd odetchnęłam z ulgą. Przynamniej już nie byłam sama. Drzwi sypialni się otworzyły. Do środka wbiegł Jaś. Od razu klęknął obok łóżka.
-Cholera, boli cię?- zapytał przejęty.
-Trochę. Zawieziesz mnie do szpitala?- poprosiłam. Brunet od razu wstał. Ułożył jedną rękę pod moimi kolanami, a drugą na plecach. Wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Zamknął za sobą drzwi i skierował się na dół. Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową. Cholera, gdzie był Kris?! Gdzie się szlajał, kiedy go potrzebowałam?! Albo lepiej zapytać z kim. Czemu mnie okłamał?! W głowie miałam niezliczoną ilość pytać i żadnej odpowiedzi. Niech go szlag trafi.
- Za chwilę ktoś się tobą zajmie- obiecał Jaś, kiedy układał mnie na przednim siedzeniu.
Droga do szpitala strasznie mi się dłużyła. Czułam niewyobrażalny strach o moje maleństwo i cały czas zastanawiałam się, gdzie ten przeklęty głąb jest. Kiedy zaparkowaliśmy przed szpitalem Jaś nawet nie patrzył gdzie stanął. Obszedł samochód i wziął mnie na ręce. Ruszył w stronę wejścia. W środku jak zawsze było w cholerę ludzi. Brunet jednak nie przejmował się nimi.
-Ktoś się nami zajmie?!- krzyknął.
-Ona jest w ciąży!- ludzie patrzyli na niego jak na idiotę. Na szczęście pielęgniarki zareagowały w porę. Podjechały z wózkiem. Jaś posadził mnie na nim.
-Będę tutaj cały czas- obiecał mi.
-Dziękuję- szepnęłam, zanim kobiety wzięły mnie do gabinetu. Siedziała tam lekarka w średnim wieku.
-Dzień dobry, co ci dolega?- zapytała monotonnym głosem.
-Jestem w 22 tygodniu ciąży,od jakiś 30 minut czuje skurcze- jak na zawołanie się skrzywiłam. Pani doktor jakby się ożywiła.
-Weźcie ją od razu na USG- zaleciła.
-Później z wynikami przywieźcie z powrotem. - tyle ją widziałam. Jaś, kiedy tylko mnie zobaczył, podążył za nami.
-I co?- zapytał przejęty.
-Wiozą mnie na USG- moje dłonie się trzęsły, a oczy cały czas piekły. Czułam, że lada moment się rozpłaczę. Gdzie był ten pieprzony bałwan, kiedy go potrzebowałam?!
-Będziesz dzwonić do Krisa?- zapytałam go, zanim pielęgniarka wjechała ze mną do jakiegoś gabinetu. Tam już czekała na mnie kolejna pani doktor.
Blond pielęgniarka pomogła mi położyć się na klozetce. Nawet nie pomyślał, aby przebrać się z piżamy.
-22 tydzień, skurcze- poinformowała blondynka. Lekarz usiadła obok mnie na krzesełku.
-Krwawisz?- pokręciłam przecząco głową. Moje gardło było ściśnięte. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Pani lekarz zaczęła badanie.
-Mam dobre i złe wieści. Na szczęście akcja porodowa się nie zaczęła, ale ciąża jest zagrożona. Przewieziemy panią na oddział, gdzie podamy odpowiednie leki. Jeśli skurcze ustąpią, jutro zostanie pani wypisana do domu. -Proszę przenieść pacjentkę na oddział patologii ciąży- nakazała. Tego było za wiele. Zakryłam twarz dłońmi i po prostu się rozpłakałam. Mogłam stracić moje maleństwo. To było okropne. Nie rozumiałam co się stało. Przecież rozwijał się dobrze. Moja pani doktor nie zauważyła nic niepokojącego.
Znowu usiadłam na wózku, a pielęgniarka opuściła gabinet.
-I co?!- Jaś od razu podniósł się z platikowego krzesełka. Podszedł do mnie i złapał za rękę. Starał się dać mi wsparcie.
-Ciąża pana dziewczyny jest zagrożona- poinformowała go kobieta. Wzięła go za ojca dziecka. No ładnie.
Całą drogę na oddział się nie odzywałam. Brunet podążał za mną. Miałam szczęście, bo zostałam umieszczona w sali, gdzie wszystkie łóżka były puste. Pielęgniarka nie pozwoliła Jankowi wejść. Najpierw założyła mi kroplówkę i podała jakieś leki. Dopiero po tym mógł wejść. Niepewnie podszedł do łóżka i usiadł na małym krzesełku obok.
-Naprawdę jest zagrożona?- zapytał cicho, jakby nie dowierzał.
-Tak- mógł głos się załamał. Po raz kolejny się rozpłakałam. Czemu to musiało się przydarzyć akurat mnie ?!
-Co teraz będzie?-zadał kolejne pytanie. Właśnie, co teraz będzie? Jak będzie to wyglądać przez następne tygodnie?!
-Nie wiem- wtuliłam twarz w poduszkę. Szloch wstrząsnął moim ciałem.
-Wszystko będzie dobrze, musi- szepnął Jaś. Położył dłoń na moim brzuchu, okrytym kołdrą i pogłaskał go. Maleństwo kopnęło mnie delikatnie. To dało mi nadzieję. Nadzieje, że jeszcze wszystko może być dobrze.
-Dzwoniłeś do niego?-spytałam cicho. Bałam się jego odpowiedzi. Chociaż... może mu się coś stało, dlatego nie odbierał. Tego był ju chyba nie przeżyła.
-Tak, dzwoniłem chyba z 20 razy, ale cały czas włączała się poczta. Telefon chyba mu padł.- zamknęłam oczy. Powinnam się uspokoić, a znowu się bałam. Tym razem o Krisa.
-Gdzie on jest?- zapytał. No właśnie... gdzie on był?!
-Nie wiem- wyznałam.
-Nogi z dupy mu powyrywam kiedy tylko odbierze tą pieprzoną komórkę- nagle telefon Jasia zaczął dzwonić.
-O, o wilku mowa- stwierdził. Przyjechał po ekranie i odebrał połączenie.

Nie zabijajcie mnie, proszę.
Dziękuje za 16 tys wyświetleń ♥️♥️

Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz