26.Przerażenie

715 72 9
                                    

Do domu dotarłam 2 godziny później. Kiedy znalazłam się pod drzwiami, sięgnęłam pod wycieraczkę, ale klucza nie znalazłam. Zmarszczyłam brwi i nacisnęłam klamkę. Drzwi bez wahania ustąpiły. Niepewnie weszłam do środka. Coś mi nie pasowało, ale nie byłam pewna co. W środku było cicho. Nawet nie palił się telewizor. Poczułam ucisk w żołądku. Sięgnęłam do torebki po telefon i wsadziłam do kieszeni spodni. Tak na wszelki wypadek. Weszłam do salonu. Moje serce biło jak szalone. Zostałam brutalnie popchnięta na ścianę. Jęknęłam z bólu. Najpierw poczułam ucisk na szyi, później zobaczyłam wściekłe brązowe oczy.
-Zabiję cię, dziwko. Przynosisz wstyd naszej rodzinie - warknął ten potwór. Wzmocnił ścisk na mojej szyi. Byłam pewna, że na skórze będę miała mocno fioletowe ślady. Powoli zaczęło brakować mi powietrza. Wystawiłam rękę i gorączkowo macałam ścianę w poszukiwaniu czegoś do obrony. Wydawało mi się, że trwało to wieczność, zanim pod palcami poczułam coś zimnego. Owinęłam dłoń wokół tego czegoś. Nie obchodziło mnie co to, ważne, że było twarde. Moje ręce drżały. Coraz bardziej brakowało mi powietrza. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zamachnęłam się. Uderzyłam mojego ojca w tył głowy. Od razu mnie puścił i złapał za głowę. Zaczerpnęłam duży chlust powietrza. Chciałam ruszyć w stronę drzwi, ale on mi je zagradzał. Nie miałam czasu na namysł, bo on zdążył już się wyprostować. Bez zastanowienia ruszyłam w stronę schodów. Wbiegłam po nich, kierunkach się od razu do naszej sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zakluczyłam. Rozejrzałam się po czymś, czym mogłabym zabarykadować drzwi. Niedaleko mnie stała duża komoda. Bez zastanowienia ruszyłam w jej kierunku. Nie wiem czy to zadziałała adrenalina, ale z wielkim trudem udało mi się przesunąć ją pod drzwi. Wbiegłam do łazienki i także zamknęłam drzwi za sobą. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Krisa. Przerwy między sygnałami dłużyły mi się w nieskończoność, finalnie włączyła się poczta głosowa. Wybrałam jeszcze raz jego numer. Usłyszałam walenie w drzwi. Moje oczy zaszły łzami bezsilności i ogromnego strachu. Bałam się przede wszystkim o swoje dziecko. On mógł zrobić mu krzywdę.
-Cholera, odbierz ten telefon- rzuciłam drżącym głosem. Odgłos walenia się nasilił. Spróbowałam trzeci raz.
-Jasmine, jesteśmy na ważnym spotkaniu-
powiedział  lekko zdenerwowanym głosem brunet.
-Kris, on włamał się do domu- rzuciłam płaczliwym głosem. Łzy płynęły po moich policzkach.
-Co? Jasmine, kto się włamał?- jego głos od razu zaczął wyrażać zmartwienie.
-Mój ojciec. Próbował mnie udusić- mój głos się załamywał.
-Zabarykadowałam się w pokoju, a on cały czas wali w te drzwi. Tak się boje- załkałam.
-Kurwa! Zaraz wezwę policję. Posłuchaj mnie. Wejdź do garderoby i otwórz szafkę z marynarkami. Na ścianie jest panel, żeby wpisać kod. - niepewnie otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju.
-Zabiję cię, dziwko!- jego głos spowodował ciarki na moim ciele. Wbiegłam do garderoby i odszukałam właściwą szafkę. Rzeczywiście tam był panel.
-Co mam dalej robić?- moje dłonie trzęsły się tak bardzo, że nie mogłam utrzymać telefonu.
-Wpisz kod : 725714- zrobiłam tak jak kazał. Ściana odsunęła się bezgłośnie.
-Wejdź do windy, ona zawiezie cię do schronu antywłamaniowego. - wcisnęłam się do ciasnawej windy. Ona zamknęła się i zjechała daleko w dół. Znalazłam się w olbrzymim pomieszczeniu. Nie wyróżniał się niczym od zwykłego salonu. Jedynie dodatkowo stały jeszcze dwa łóżka.
-Jasmine, jesteś tam?- zapytał zmartwiony Kris.
-Tak. On się tutaj nie dostanie?- zapytałam niepewnie.
-Jeżeli nie zna kodu to nie ma takiej opcji. Możesz się już rozluźnić. Cholera! Co z dzieckiem? Zrobił ci krzywdę? Boże, powinienem wezwać karetkę.
-Nie wiem. Przesunęłam ciężką komodę.- na raz moje oczy znów zaszły łzami. Co jeżeli coś się stało mojej kruszynce? Nie darowałbym sobie, jeżeli sama zrobiłabym jej krzywdę.
-Kurwa!- znowu krzyknął.
-Policja powinna tam być lada chwila. Nie wychodź jednak. Przyjdę po ciebie. - obiecał.
-Dobrze- usiadłam niepewnie na sofie. Rozejrzałam się. Zobaczyłam małe ekraniki. Zdałam sobie sprawę, że mają podgląd w całym domu. Podeszłam do nich. To co zobaczyłam spowodowało ciarki na moim ciele. Ojciec trzymał w dłoni siekierę i uparcie wbijał ją w drzwi naszej sypialni. Był praktycznie w środku. Dolna warga zaczęła mi drgać. Cholera, co by było, gdybym tam była? To pewne, że się dostanie do środka. Widziałam jak otwiera usta i coś krzyczy, ale nie słyszałam co. Jakim cudem wcześniej to nie wyszło na jaw? On był niezrównoważony psychicznie. Robiło mi się zimno jak pomyślałam o tym, że zostawiłam mamę z nim samą. Łzy bezradności znowu popłynęły po moich policzkach. Oparłam się o ścianę i zjechałam po miej na ziemię. Podkuliłam nogi i oparłam czoło o kolana. Łkałam cicho. Czemu mnie to spotyka? Nie mógł mnie po prostu wyrzucić z tego domu i nie chcieć mnie znać? To byłoby już lepsze.
-Jasmine, jesteś tam?- usłyszałam podniesiony głos Krisa. Sięgnęłam po telefon, który położyłam obok siebie.
-T..t..tak, jestem- zająkałam się.
-Skarbie, obiecuję, że po wszystkim zabiorę cię z tego domu. Wyprowadzimy się, tam gdzie będziesz bezpieczna- obiecał.
-Kris, on dostał się już do naszej sypialni- spojrzałam na Jay monitor.
-Teraz się już tym nie musisz przejmować. Jesteś bezpieczna.
-Spróbuję.
-Boli cię coś? Brzuch?- zapytał.
-Nie, wszystko okay.
-Ale i tak zabiorę cię do szpitala na badania. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało tobie i dziecku.
-Czekam na ciebie- szepnęłam.
-Chciałabym zadzwonić do mamy. Zapytać czy wszystko z nią okay. - poinformowałam go.
-Dobrze, ale chwilę- powiedział miękko, po tym się rozłączył. Drżącymi rękami wybrałam numer mojej mamy.
-Jasmine? To ty?- spytała cichym głosem. Moja dolna warga znowu zaczęła drgać.
-Mamusiu- załkałam.
-Co się stało, kochanie?- spytała zmartwiona.
-On tu jest. Próbował mnie udusić- to słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-Ale, już jesteś bezpieczna?
-Tak, jestem w schronie antywłamaniowym. On cały czas jest w domu. Siekierą rozwalił drzwi mojej sypialni- kiedy jej to opowiadałam strach znowu wstrząsnął moim ciałem. Cholera, co by było, gdyby oni nie mieli tego miejsca?
-Obiecywał mi- szepnęła cicho.
-Miał się z tobą pogodzić- dodała.
-Musisz zgłosić to, że cię uderzył.
-Wiem, razem przez to przejdziemy- obiecała mi.
-Co z dzieckiem? Wiesz coś?
-Nie, czekam na policję. Kris powiedział, że po mnie przyjdzie i zabierze na badania.
-W takim razie, zostań tam.- jej głos był cichy i słaby.
-Uderzył cię więcej razy, mam racje?- bałam się jej odpowiedzi.
-Tak, ale teraz to nie ważne. Przejrzałam na oczy. Nie myślałam, że zrobi coś aż tak strasznego. Byłam pewna, że żartuje- usłyszałam jak jej głos się załamał.
-To moja wina! Mogłam cię ostrzec- płakała.
-Nie martw się, już po wszystkim. - zaczęłam ją pocieszać, chociaż sama byłam w rozsypce.
-Jestem zmęczona, chyba pójdę się położyć- wyjąkała.
-Dobranoc- po tym się rozłączyłam. Wybrałam numer Krisa. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Policja jest już na miejscu. My za 3 minuty też będziemy - poinformował mnie.
-To dobrze- powiedziałam cicho.
-Nie bój się. Zaraz będę przy tobie. Już nigdy nie zostawię cię samej.-jego głos drżał. Nie odpowiedziałam mu. Spojrzałam na mały ekran. Ojciec rozwalał cały pokój, krzycząc coś. Wtedy do sypialni wbiegli policjanci. Z małym problemem w końcu go złapali. Mężczyzna wciąż się rzucał i krzyczał. Mimo, że byłam daleko, to czułam strach. Co się stanie gdy wyjdzie na wolność? Część ściany się odsunęła. Nawet nie zauważyłam, że też tam jest panel. Do środka wbiegł Kris, a za nim jego rodzice. Rzuciłam się na szyję bruneta, a łzy ulgi i radości popłynęły po moich policzkach.
-Już dobrze, skarbie. Jestem przy tobie- powiedział cicho i mocniej mnie przytulił. Schowałam twarz w jego szyi.
-Tak się bałam- zaszlochałam. Czułam się taka bezbronna i mała w jego ramionach.
-Wiem- jego głos też się załamał. Spojrzałam na jego twarz. Policzki bruneta także były mokre.
-To wszystko moja wina- stwierdził.
-Nawet tak nie myśl- złapałam jego twarz w swoje dłonie.
-Gdybyśmy byli w domu, to nie włamał by się.- pokręciłam głową i złożyłam szybki pocałunek na jego ustach.
-Powinniśmy pojechać na badania- odwróciłam się do pani Elizy. Patrzyła na mnie z troską. Przytaknęłam.
-Cholera!- pisnęła kobieta i złapała się za czoło. Zaraz po tym opadła bezwładnie w ramiona męża. Podbiegłam przerażona do niej.
-Elizie nic nie będzie. Kris, weź Jasmine do szpitala- wciąż stałam w szoku. Brunet wziął mnie na ręce i ruszył w stronę wyjścia. Wtuliłam twarz w jego białą koszulę.
-Policja ma taśmy z nagraniami, ale będziesz zapewne musiała złożyć zeznania- powiedział cicho. Nie chciałam spotykać się z tym potworem.
-Moja mama zgodziła się złożyć doniesienie- powiedziałam cicho. 
-To świetnie.- był bardzo zadowolony. Przeszliśmy przez salon. Stół wywrócony był do góry nogami, a wszystkie drogie wazy i dekoracje pozrzucane. Kto za to wszystko zapłaci?
Kris posadził mnie na przednim siedzeniu swojego samochodu. Wyjechał z podjazdu "grzecznie". Wszędzie wokół kręcili się policjanci. Dopiero jakiś kawałek od domu przyspieszył. Nawet nie chciałam patrzeć ile wskazuje licznik. Oparłam głowę o szybę. Dopiero gdy emocje zaczynały opadać poczułam, że moja szyja pulsuje. Jak ja się pokaże wśród ludzi? Jeszcze ktoś puści plotkę, że to Kris się nade mną znęca. Zaparkowaliśmy przed zatłoczonym szpitalem. Pociągnęłam za klamkę. Stanęłam na walących nogach, które były jak z waty.
-Pomóc ci?- zapytał z troską. Pokręciłam przecząco głową. Weszliśmy do szpitala, kierując się na Izbę Przyjęć. To było niewiarygodne ile ludzi tam siedziało.
-Spędzimy tu resztę dnia i cały wieczór.- powiedziałam załamana.
-Spokojnie, załatwię wszystko.- powiedział poważnie. Bez wahania zapukał do gabinetu lekarza i wszedł do środka. Wielu pacjentów zaczęli coś szeptać. Przystępowałam z nogi na nogę. Kris wyłonił się z gabinetu i machnął na mnie ręką.
-Tutaj jest kolejka!- uniosła się jakaś kobieta w średnim wieku.
-Kim ty jesteś, że możesz wejść poza kolejnością?!- znowu krzyknęła. Miałam wszystkiego dość.
-Moja narzeczona jest w ciąży, została zaatakowana przez jakiegoś szaleńca. Chce upewnić się, że nic im nie grozi.- warknął w jej stronę. Wtedy ona przeniosła wzrok na mnie, a tak na prawdę, na moją szyję. Nic więcej nie powiedziała, tylko usiadła.
-Chodź, skarbie- zawołał. Ruszyłam niepewnie przed siebie. Weszłam do gabinetu. Za biurkiem siedział mężczyzna. Według mnie nie miał nawet 30 lat. Mogłam bez wahania stwierdzić, że jest tak samo wysoki jak Kris, lub nawet wyższy.
-Twój chłopak....
-Narzeczony- poprawił go oschle Kris. Chciało mi się śmiać. Znowu był zazdrosny.
-Twój NARZECZONY- podkreślił
-Opowiedział mi całe zdarzenie. Jesteś w 6 tygodniu ciąży, dobrze zrozumiałem?- przytaknęłam.
-Trzeba zrobić USG. Wtedy się przekonamy czy z dzieckiem jest wszystko dobrze- posłał mi ciepły uśmiech i wstał z fotela.
-Połóż się na kozetce i podwiń bluzkę- wskazał. Przygryzłam wargę i zrobiłam jak kazał. Kris stanął obok mnie. Lekarz za to usiadł na niskim krzesełku i włączył urządzenie. Wycisnął trochę zimnego żelu na brzuch. Westchnęłam i położyłam głowę. Spojrzałam na biały sufit. Usłyszałam naprawdę szybkie bicie serca. Uniosłam głowę i spojrzałam na monitor.
-Tak bije serduszko waszego dziecka. Jest cały i zdrowy.- posłał nam ciepły uśmiech. Ten lekarz naprawdę zdobył moje zaufanie. Był bardzo miły.
-Całe szczęście- Kris westchnął z ulgą.
-Możesz zgłosić się jeszcze do twojego lekarza ginekologa- poinformował.
-Najlepiej będzie jeżeli znajdziesz sobie jakieś uspokajające zajęcie- może robienie na drutach, albo patrzenie na ryby. Możesz też słuchać muzyki klasycznej.
-A ty sprobuj nie dawać jej powodów do zdenerwowania. Po tych wydarzeniach powinna zaznać spokoju.- Kris przytaknął. Chciało mi się śmiać.
-A co do śladów na szyi, myślę, że zwykła maść na siniaki powinna pomoc szybciej to zlikwidować.
-Dobrze, dziękuje- wytarłam twój brzuchu i wstałam z klozetki. Kris złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę wyjścia.

Jestem ciekawa waszej reakcji. Jak widać nie zniszczyłam tego idealnego związku.

Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz