36.Wyjazd

815 65 8
                                    

Scena + 16 :)
Przeleżeliśmy z Krisem na kanapie praktycznie całe popołudnie. O 5 poszłam wziąć prysznic przed podróżą. Brunet oczywiście chciał dołączyć, ale tym razem spławiłam go. Chociaż raz chciałam w spokoju się umyć.
Po kąpieli założyłam legginsy, które wyglądały jak dżinsy, białą koszulkę i różową bluzę Krisa. Przed lustrem rozczesałam włosy i wysuszyłam je. Następnie zrobiłam makijaż, tym razem malując też kreski na górnych powiekach. Nie wyglądałam tragicznie, więc opuściłam łazienkę. Kris leżał na łóżku i chyba pisał z kimś smsy.
-Fajna bluza, skąd ją masz?- uniósł brwi rozbawiony.
-Też ci się podoba? Nie wiem czyja to, leżała w szafie- wzruszyłam ramieniem, ale uśmiech mnie zdradził.
-Nie jesteś zły, prawda? Od dawna chciałam ci ją podkraść- przyznałam.
-Skąd. Bierz na co tylko masz ochotę. - podszedł do mnie i pocałował w czoło. To było takie kochane.
-Idź się kąpać, bo nie zdążysz- popchnęłam go w stronę łazienki.
-Jak sobie życzysz, moja królowo - miałam ochotę rzucić go poduszką, ale zniknął już za drzwiami łazienki. Chwile później usłyszałam szum wody. Usiadłam na łóżku i sprawdziłam komórkę. Żadnego SMSa, ani nieodebranego połączenia. Nikt mnie nie lubi- pomyślałam i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Rozejrzałam się po pokoju. W rogu stały nasze walizki, a tak poza tym był to zwykły pokój. Ciekawość znowu zaczęła zżerać mnie od środka, na myśl o tym wyjeździe. Za niedługo miałam się dowiedzieć gdzie jedziemy i byłam cholernie podekscytowana.
-Nad czym tak myślisz, skarbie?- zapytał Kris. Zamrugałam parę razy i przeniosłam na niego swój wzrok. Przygryzłam wargę, kiedy zobaczyłam, że miał na sobie jedynie biały ręcznik. Z jego włosów, prosto na klatkę piersiową kąpały kropelki wody. Przełknęłam ślinę, dokładnie obserwując go. Zrobił to specjalnie.
-Jasmine, patrzysz na mnie jak na kawałek tortu- stwierdził.
-Teraz nie mamy an to zbytnio czasu, ale kiedy dotrzemy na miejsce będziemy mieli sporo czasu. Zrobisz ze mną co będziesz tylko chciała- na moich policzkach rozlał się rumieniec.
-Mówiłam, że lubisz mnie zawstydzać- uniosłam się. Zazwyczaj reagowałam nerwowo na zawstydzenie. Kris zaśmiał się i pokręcił głową. Podszedł do szafy, skąd wybrał bieliznę. Bez żadnego skrępowania zdjął ręcznik i ubrał się. Moja mina musiała być bezcenna. Mimo, iż nie raz widziałam go bez ubrań, to wciąż zawstydzałam się tak samo mocno.
Na bieliznę założył czarne spodnie, a do tego białą koszulkę, czyli codzienny jego strój.
-Sprawdź, czy na pewno masz wszystko co chciałaś wziąć- poinstruował mnie.
-Tak, mam wszystko. Sprawdzałam już wcześniej- podniosłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Byłam głodna. Zaczęłam szperać w lodówce. Zdecydowałam się na zwykły jogurt truskawkowy. Nasypałam do niego płatków śniadaniowych. Usiadłam przy wysepce.
-Spakuj sobie jeszcze jakaś poduszkę. Czeka nas długi lot. - jak to długi? Gdzie on zamierza mnie wywieść? Kris chyba zobaczył moją minę, bo zaczął się śmiać.
-Zaufaj mi, spodoba ci się- mrugnął do mnie.
-Ufam ci- zapewniłam go. To była prawda, ufałam mu jak nikomu innemu.
-Wiem, tak mi się tylko powiedziało.

Odprawa i lot były katorgą. Nie dość, że wszyscy się guzdrali, to ponad połowę lotu wierciłam się na siedzeniu. Na dodatek nie dowiedziałam się gdzie lecimy. Kris zasłonił mi uszy za każdym razem kiedy ktoś wymawiał kierunek podróży. Zorientowałam się tylko, że lecieliśmy do Europy. Bo gdzie by indziej leciało się tak długo?
Kiedy opuściliśmy lotnisko, wytrzeszczyła oczy. W oddali zobaczyłam maleńką wieże Eiffla! Byliśmy w Paryżu! Przylecieliśmy do pieprzonego Paryża!
-O Boże- szepnęłam wciąż w szoku.
-Niespodzianka. Witaj w Paryżu. - rzuciłam mu się na szyję, ściskając mocno.
-Nie wiem co mam powiedzieć- przyznałam.
-Nie musisz nic mówić. Cieszę się, że ci się podoba. - na jego ustać był szeroko uśmiech.
-Dziękuje- po tym złączyła nasze usta w pocałunku. Kris puścił nasze torby i objął mnie w talii.
-To niesamowite- szepnęłam, kiedy odsunęliśmy się od siebie.
-Będziesz jeszcze bardziej zadowolona. Paryż to tylko mały przystanek- No i znowu byłam w szoku. Czy on przestanie mnie zaskakiwać?
-W takim razie gdzie tak na prawdę jedziemy?- na jego ustach pojawił się tajemniczy uśmiech.
-To też jest niespodzianką. Musisz poczekać dwa dni- złożył jeszcze jeden, szybki pocałunek na moich ustach, a potem mnie puścił. Złapał z powrotem nasze torby.
-Znajdźmy taksówkę. - poszliśmy w kierunku, gdzie był przystanek. Wsiedliśmy do jednej z taksówkę. Kris przywitał się po francusku i podał jakiś adres.
-Znasz francuski?- zdziwiłam się.
-Tylko trochę. O wiele lepiej idzie mi rosyjski albo bułgarski.
-To ile ty znasz języków?- nie podejrzewałam go o takie umiejętności. Myślałam, że zna tylko bułgarski.
-No angielski, rosyjski, bułgarski i trochę francuski- zaczął wymieniać.
-Kiedyś jeszcze przez rok miałem hiszpański, ale nic już nie pamietam- spojrzałam na niego jak na kosmitę.
-Wow, ja znam tylko kilka słówek po polsku- zażartowałam.
-Jeżeli kiedyś będziesz chciała, to mogę cię nauczyć coś po rosyjsku. - zaproponował.
-Tam jest ten dziwny alfabet?- chciałam się upewnić.
-Tak- zaśmiał się.
-Zobaczymy- odwróciłam się w stronę okna. Podziwiałam piękną architekturę. To miasto miało taki specyficzny klimat. Zdążyłam zobaczyć, że było równie piękne, lub nawet piękniejsze niż Londyn.
Kiedy zaczęliśmy dojeżdżać do centrum pojawiało się coraz więcej starych kamienic, sklepów i kawiarni. Francuzi nie wydawali się tak zabiegani jak Nowojorczycy. Wierzą Eiffla robiła się coraz większa. W końcu zatrzymaliśmy przed pięknym hotelem. Kris znowu powiedział coś po francusku i wręczył kierowcy pieniądze. Taksówkarz pomógł nam wyciągnąć nasze torby z bagażnika. Później odjechał.
-Daj mi moją. Jest na kółkach- wiedziałam, że się nie zgodzi, musiałam mu ją wręcz wyrwać z ręki. Weszliśmy do wielkiego przestronnego holu. Podłoga była z dużych brązowych kafelek, a ściany z szarych malutkich kafelek. Biały sufit z sporą ilością ledowych lampek był naprawdę wysoko, gdzieś na wysokości 5 metrów, albo nawet większej. Było też parę białych, okrągłych wazonów z żywymi roślinami. Jednym słowem wow. Hotel musiał mieć conajmniej 4 gwiazdki. Kris poszedłem stronę dużej recepcji. Za masywnym mahoniowym biurkiem siedziała elegancko ubrana kobieta. Była chyba Japonką.
-Dzień dobry- przywitała się po angielsku.
-Witam, miałem rezerwacje na nazwisko Kostov- kobieta wypisała nazwisko do komputera. Po paru sekundach odwróciła się i zdjęła jeden z wielu kluczy, wiszących na ścianie.
-Państwa pokój ma numer 129, jest na 6 pietrze. Gdyby państwo mieli ochotę, na parterze znajduje się sala kinowa i jadalnia. W piwnicy jest Fitness Klub, bar z kawiarnią, a na 8 pietrze jest restauracja. Życzę miłego pobytu- posłała nam uśmiech. Kris odebrał od niej klucz.
-Dziękujemy - także odpowiedział jej uśmiechem. Ruszyliśmy w stronę windy.
-I co myślisz?- zapytał ciekaw.
-Tu jest niesamowicie. Nie mogę uwierzyć, że zadałeś sobie aż tyle trudu. - wsiedliśmy do windy. Brunet nacisnął guzik z 6.
-Dla ciebie wszystko. Wiem, że zwykłą wycieczką nie dam rady cię przeprosić za swoje zachowanie, ale...
-Co ty wygadujesz? Wybaczyłam ci bez tego wszystkiego. Nie musiałeś mnie zabierać aż do Paryża, ale dziękuje ci. Zawsze chciałam tutaj pojechać- pocałowałam go w policzek.
-Jasmine, chce spełnić wszystkie twoje marzenia. - winda zatrzymała się na 6 pietrze. Weszliśmy na długi korytarz. Ruszyliśmy przed siebie, szukając właściwego pokoju. Znaleźliśmy go bardzo szybko. Kris otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.

Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz