44.Wsparcie

532 55 2
                                    

-Jestem Ethan Grande i jestem twoim bratem.- spojrzałam na niego jak na największego idiotę na świecie.
-Co?- wykrztusiłam. Jakim cudem?
-Wpuścisz mnie? Wtedy wszystko ci wyjaśnię. - Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka. W końcu jednak odsunęłam się na bok i przepuściłam go w drzwiach. Ściągnął buty.
-Idź do salonu- nakazałam mu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Iść po Krisa? On zawsze dodaje mi otuchy.
Poszłam szybkim krokiem do sypialni.
-Ubierz się- poprosiłam.
-Po co?- zdziwił się. Wstał jednak z łóżka i sięgnął po spodnie z dresu. Później ubrał koszulkę.
-Powiesz mi co się stało?- złapałam go za rękę i pociągnęłam do salonu. Ethan widząc go wstał z kanapy.
-Ethan Grande - przestawił się. Kris zmarszczył brwi.
-Kristian Kostov- podali sobie ręce. Usiedliśmy na kanapie.
-Mógłbyś mi to wytłumaczyć? - spytałam cicho. Kris od razu splótł nasze palce razem.
-Twój ojciec był kiedyś z moją mamą. To było jeszcze w liceum, podobno. Wpadli. John nie chciał mieć z dzieckiem nic wspólnego, dlatego wyprowadził się z rodzicami. Moja mama wychowała mnie sama. - nie wiedziałam co o tym sadzić. Moja mama o tym wiedziała?
-Ile masz lat?- spytałam. Cały czas jednak patrzyłam na dłoń moją i Krisa.
-27- czyli był 5 lat starszy od Shawna.
-Jesteś 9 lat starszy- odważyłam się na niego spojrzeć.
-To twój chłopak?- zapytał. Uśmiechnęłam się.
-Jestem jej narzeczonym- powiedział dumnie Kris i może mi się wydaje, ale delikatnie wypiął pierś co przodu.
-Za 2 miesiące się pobieramy- dodał. Ethan zamrugał parę razy.
-W tam młodym wieku?- uniósł brwi.
-Na pewno też wpadliście. - jeżeli mam być szczera, to zdenerwowałam się. Nie miał prawa mnie oceniać.
-Moim zdaniem to nie jest twoja sprawa. To moje życie. - warknęłam. Brunet uniósł ręce w gest kapitulacji.
-Nie chciałem cię zdenerwować - przyznał.
-Mogłabyś mi dać adres twojego brata?- zapytał niepewnie.
-Mogę po niego zadzwonić.
-To dobry pomysł. - wstałam z kanapy i podeszłam do wysepki, gdzie leżał mój telefon. Wyszłam z nim do pokoju gościnnego. Wybrałam numer Shawna.
-Co tam?- zapytał na wstępie.
-Przylazł tu jakiś chłopak i mówi, że jest naszym bratem. - nawet się nie przywitałam. Byłam po prostu rozstrzęsiona. Nie każdego dnia człowiek dowiaduje się, że przez całe życie nie wiedział, że ma jeszcze jakieś rodzeństwo.
-Co?- wręcz pisnął do telefonu.
-Co ty gadasz?!- krzyknął.
-Nie krzycz na mnie- warknęłam.
-Przepraszam. Zaraz przyjdę. - po tym się rozłączył. Wzięłam kilka oddechów. Miałam dość tych stresów, a znowu zaczynały się nowe. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. Czułam się przytłoczona. Czemu te przeklęte problemy spadały na mnie... na nas jeden za drugim. Nie zdążyłam otrząsnąć się po akcji z Eleną, a tu znowu coś się dzieje. Usłyszałam jak otwierają się drzwi.
-Jasmine...- szepnął Kris. Kucnął przede mną i położył swoje dłonie na moich udach.
-Mam już dość, rozumiesz?! Ciagle jakieś problemy!- wstał i posadził na swoich kolanach.
-Ciiii- przytulił mnie. Wtuliłam twarz w jego koszulkę.
-Wiem, skarbie. Niedługo wszystko się skończy. Obiecuje ci to - zaczął głaskać mnie po włosach.
-Nie wiesz co będzie w przyszłości. Może znowu coś się stanie. Czemu inni mogą mieć spokojne życie, a my nie?!- załkałam. Wiedziałam, że prędzej czy później wybuchnę. To była kwestia czasu.
-Musisz się uspokoić. Pomysł o naszym maleństwie. Twój stres mu nie służy.
-Wiem- przyznałam.
-Powiedzieć mu, że ma sobie pójść? - zaproponował. Ale czy na pewno tego chciałam? Ethan nie był niczemu winny. On miał zmarnowane dzieciństwo, nie ja. To on wychowywał się bez ojca. Dosłownie żygać mi się chce, kiedy przypominam sobie twarz tego człowieka. Jest obrzydliwy, nienawidzę go.
-Nie, nie musisz. Przecież on nic nie wiedział, nie jest winny. Szuka po prostu rodziny. Przez 27 lat był nieświadomy tego, że ma przyrodnie rodzeństwo.
-Możemy tutaj zostać, aż się uspokoisz.- zapewnił mnie. Odsunęłam twarz od niego i wytarłam mokre policzki.
-Nie mogę cały czas płakać. Tego jest za dużo. Muszę temu wszystkiemu stawić czoła.
-Może Janek przyjedzie. On poprawi ci humor, co nie? - w jego oczach zobaczyłam.... zazdrość. Westchnęłam.
-Nie musisz być o niego zazdrosny. To mój przyjaciel. Dobrze wiesz jak bardzo mi pomógł.
-Wiem, ale nic na to nie poradzę, że jestem zazdrosny.- mruknął.
-Zupełnie niepotrzebnie- wtuliłam twarz w jego szyję i pocałowałam ją. Usłyszałam jak Kris cicho wzdycha.
-Jasmine... czemu to robisz. Nakręcasz mnie najpierw, a później udajesz niewiniątko- mruknął nisko. Moje policzki pokryły się rumieńcem.
-Przepraszam, nie wiedziałam- przyznałam. Podniosłam się z jego kolan.
-Ale nie musiałaś od razu wstawać- jęknął niezadowolony.
-Musimy wrócić do naszego gościa. To niegrzeczne. - po tym wyszłam z sypialni.
-Przepraszam. Miałam... chwile załamania- przyznałam.
-Rozumiem- nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Shawn zaraz tutaj przyjedzie- poinformowałam go, siadając kawałek od niego.
-To trochę dziwne. Przez 27 lat nie wiedziałem, że istniejecie, wiesz? Mama nie chciała mi nic powiedzieć. Tylko to mnie cały czas ciekawiło. Czy jest tam gdzieś mój brat lub siostra.
-Ja bym nigdy nie podejrzewała, że mogłabym mieć jeszcze inne rodzeństwo.
-Gdzie on tak właściwie jest? Twoja mama nie chciała mi powiedzieć- poczułam jak mój żołądek zwija się w supeł.
-On... - wzięłam głęboki wdech.
-Oczekuje w więzieniu na proces- mój głos był cichy.
-Jak to na proces? Co się stało?!- jego oczy były szeroko otwarte.
-Wpadł w szał kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży. Zrobił okropną rzecz. Nie chce o tym rozmawiać. Bez urazy, ale nie mam do ciebie zaufania, aby o tym powiedzieć.
-Rozumiem cię. Bardzo mi przykro. - przyznał. Nie chciałam jego litości, ani współczucia.
-Nie rozmawiajmy o tym- poprosiłam.
-Jasne- na tym nasza wymiana zdań się skończyła.

Kilka minut później do mieszkania wszedł Shawn... z Jasiem. Uśmiechnęłam się szeroko i wręcz zerwałam z kanapy. Wpadłam w jego ramiona, głośno się śmiejąc.
-Co tu taka ponura atmosfera?- zapytał. Odsunęłam się od niego.
-Nie pytaj nawet. Cieszę się, że cię widzę - szepnęłam cicho. Złapałam go za dłoń i pociągnęłam do sypialni mojej i Krisa. Jay usiadł na fotelu w rogu, a ja rzuciłam się na łóżko.
-Kto to?- wiedziałam, że ma na myśli Ethana.
-Przyszedł tutaj niedawno i twierdzi, że jest naszym przyrodnim bratem. Podobno ojciec zrobił dziecko jakiejś dziewczynie, a potem po prostu uciekł.
-Jakim cudem w twoim życiu cały czas coś się dzieje? W ogóle się nie nudzisz- zażartował. Mi jednak nie było do śmiechu. Spojrzałam na niego spode łba. Jaś widząc moją minę zaczął się chichrać jak wariat.
-Już? Ponabijałeś się ze mnie?- warknęłam zła.
-Przepraszam, ale byś widziała swoją minę- złapał się za brzuch. Wywróciłam zirytowana oczami i złapałam za poduszkę. Rzuciłam nią w niego. Mina bruneta dopiero była bezcenna. W jednej sekundzie jego włosy przestały być takie "perfekcyjne". Tym razem to ja wybuchałam śmiechem.
-Ty wredna, mała....ugh! - złapałam się za brzuch.
-Dobra... dość! -zdołałam wykrztusić.
-Wiesz, że powili widać to, że jesteś w ciąży?- naraz przestałam się śmiać. Spojrzałam na niego uważnie.
-Znaczy ja to wiem i zaczynam widzieć jak powoli stajesz się okrągła- znowu posłałam mu mordercze spojrzenie. Dzięki, Jasiu. Właśnie to chciałam usłyszeć.
-Kris jest prawdziwym szczęściarzem. - stwierdził. Znowu mówił te rzeczy. Brzmiały one, jakby oczekiwał ode mnie czegoś więcej.
-Jay...czy ty chcesz ode mnie czego więcej niż przyjaźni?- zapytałam cicho.
-Więcej? No co ty! Jesteś moją przyjaciółką, nie chcę cię stracić.
-Też nie chce cię stracić- przyznałam.

Krótki, ale to jest powodowane brakiem weny. Rozdziały " na zapas" mi się skończyły. Następny w poniedziałek, lub wtorek :)
Aha, obiecuje że to już ostatnie załamanie Jasmine. Już nie będzie tak płakać. Bardzo was to denerwowało?

Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz