66. Pierwsze spotkanie

583 64 10
                                    

KRISTIAN
Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. To czekanie mnie zabijało. Jakim cudem w XXI wieku działy się jeszcze takie rzeczy?!
Cholera, musiałem zadzwonić. Musiałem z kimś pogadać. Drżącymi rękami wyciągnąłem telefon z kieszeni. Jeszcze wypadł mi i jak zwykle pękła szybka. Kolejny raz.
Nie bardzo wiedziałem do kogo. Do mamy? Do taty? A może do Janek? Najpierw wybrałem numer mamy. Ona była ważniejsza.
-Kris coś się stało, że dzwonisz o 2 w nocy? - spytała ziewając.
-Musicie przyjechać do szpitala, Jasmine urodziła- szepnąłem. Cały czas patrzyłem na drzwi. Dlaczego to tyle trwało?!
-Gratulacje!- krzyknęła podekscytowana.
-Mamo, oni ją reanimują, a ja nie mogę nic zrobić- w tym momencie moje nerwy puściły. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
-Co?! Kristian co się tam stało?- zadawała pytania, które mnie irytowały.
-Nie wiem, kurwa! Jej serca tak po prostu stanęło!- krzyknąłem. Nie dość, że byłem zdenerwowany, to jeszcze moja matka mnie denerwowała.
-Obiecuję, że będziemy za góra 20 minut- po tym się rozłączyła.
Wtedy z sali wyszła pielęgniarka. W ramionach trzymała małe zawiniątko w niebieskim kocyku.
-Panie Kostov- podeszła do mnie i wyciągnęła malucha w moim kierunku. Wstałem z krzesła. Moje nogi były jak z waty. Kobieta ułożyła mi malucha na rękach. Moje serce zabiło jeszcze szybciej. To był mój syn. Moje maleństwo.
Rozpłakałem się ponownie. W życiu tyle nie płakałem jak tej nocy.
-Ma 47 cm i 2500 gramów. Otrzymał 10 punktów  w skali Apgara. Mimo, iż to wcześniak to jest całkowicie zdrowy i dość dobrze rozwinięty- patrzyłem na jego maleńką twarz.
-Co z nią?- odważyłem się zapytać.
-Przywróciliśmy oddech i została przewieziona na salę poporodową. Niestety w chwili obecnej nie może pan do niej wejść. Przyjdę po pana kiedy będzie to możliwe. Zaraz przyniosę panu papiery. Wpisze pan tam imiona, nazwisko, adres i resztę informacji. - kto myślał w takiej chwili o wypełnianiu jakiś głupich papierów. Jednak dla świetego spokoju postanowiłem tego nie komentować.
-Chce pan go trzymać, aż wrócę?- zapytała. Bałem się, że zrobię mu krzywdę, albo co gorsza zrzucę go na ziemię.
-Ja...- zawahałem się. Pielęgniarka jednak pospiesznie odeszła. Wypuściłem z płuc drżący oddech. Tylko spokojnie Kris, dasz robię radę. Nie jesteś ciamajdą, żeby upuścić dziecko.
-Cześć malutki- szepnąłem. Dziecko jak na zawołanie odwróciło głowę w moją stronę. Zaśmiałam się, chociaż dalej było mi smutno.
-Jesteś William, ale będę mówił ci Will, stoi?- to było śmieszne. Mówiłem do dziecka, które mnie kompletnie nie zrozumiało.
-Poznajesz mnie? Jestem twoim tatą- uśmiechnąłem się szerzej. Zawsze śmiałem się z ludzi, którzy mówili tak do swoich dzieci. A co robiłem? Dosłownie to samo.
-Kocham cię tak mocno. Nie masz pojęcia ile na ciebie czekaliśmy- przytuliłem go delikatnie. Maluch wtulił policzek w miejsce gdzie biło moje serce. On potrafił rozpoznać je?
-Proszę oto te dokumenty, które należy wypełnić. Położę je tutaj. Później niech pan je odniesie do punktu pielęgniarek. - ona do mnie mówiła, ale moja uwaga i tak skupiała się tylko na Willu. Moje kochane maleństwo.
-Niech panno za niedługo odniesie do sali dla niemowląt. Maluch jest na pewno zmęczony.- przytaknąłem jedynie. Byłem zbyt zaciekawiony  Willem.
-Kris!- usłyszałem krzyk mojej mamy. Biegła w moim kierunku z tatą i Danielem. Odwróciłem się w ich kierunku.
-Cholera- kiedy mama spojrzała na Willa po prostu się rozpłakała.
-Jaki on maleńki- skomentowała.
-A gdzie Jasmine? Plotłeś coś o reanimacji. Co co chodzi?- spytała. Uniosłam wzrok ze swojego syna i spojrzałem na nią.
-Musieli robić resuscytację. Zatrzymała się. Tak po prostu - szepnąłem. Przeniosłem wzrok z powrotem na Willa. Słodko spał w moich ramionach. Czułem się taki dumny. To był mój syn. MÓJ.
-Co z nią?- zapytał Daniel. Westchnąłem. Czułem się okropnie z myślą, że Jasmine leży tam sama, a ja nie mogłem do niej wejść. Nie mogłem złapać jej za rękę i powiedzieć jak bardzo jestem z niej dumny, ani jak ją kocham.
-Leży na sali poporodowej, ale nie mogę do niej wejść - westchnąłem.
-Czemu nie zadzwoniłeś od razu?! Ile ty tu jesteś?- zapytała mama.
-Z 3 godziny? Nie wiem dokładnie. Z resztą, nie myślałam akurat o tym, żeby do ciebie zadzwonić?! Cały czas  byłem z Jasmine. Potrzebowała mnie.
-Przepraszam cię. Jestem po prostu zdenerwowana. - usiadła na krześle.
-Jak ma na imię?- zapytał Daniel. Palcem wskazującym pogłaskał policzek malucha.
-William. Nie wiem co zrobić z drugim imieniem. Tego nie ustaliłem z Jasmine- przyjąłem.
-Ale doszliśmy do wniosku, że drugie będzie rosyjskie. - dodałem.
-Drugie zawsze można dopisać.- mama wzięła do rąk kartki przyniesione przez pielęgniarkę. Zaczęła je powoli uzupełniać.
Nagle Will zaczął płakać. Zacząłem panikować. Co ja miałem zrobić?!
-Spróbuj go pokołysać. - zaproponowała mama. Przytuliłem mocniej jego małe ciało do siebie i zacząłem kołysać.
-Ciii, skarbie. - szepnąłem. Pocałowałem go w czoło. Dotknąłem jego maleńkiej raczki palcem. Will bez wahania objął go. Zaśmiałem się. Z jeden strony byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a z drugiej miałem ochotę zaszyć się w kącie i czekać, aż pozwolą mi do niej wejść.
-Jaki on kochany- moja mama cały czas się ekscytowała. Nie dziwiłem jej się.
-Mogę go potrzymać?- zapytała. Spojrzałem na nią. Jeszcze się nim nie nacieszyłem, a już mi go zabierali. Jednak dla świetego spokoju zgodziłem się. Ona by mi żyć nie dała.
Mama ostrożnie wzięła ode mnie noworodka.
-Cześć, skarbie- po tym tak po prostu się rozpłakała. Mama i Dani się zaczęli z niej śmiać. Nie dziwiłem się jej. To po prostu zbyt olbrzymie emocje. To nie zapomniane uczucie, pierwszy raz wziąć swoje dziecko w ramiona i powiedzieć mu, że się go kocha. Co z tego, że on i tak tego nie rozumie.
Wtedy obiecałem sobie, że obojętnie co się wydarzy będę starał się być dla niego jak najlepszym ojcem.
-Adam przykro mi, ale inny chłopak podbił moje serce- mój tata i Dani znowu zaczęli się śmiać. Nawet ja się delikatnie uśmiechnąłem. Cały czas jednak w głowie miałem ten okropny pisk tej maszyny. To dźwięk, którego nigdy nie zapomnę. A później to słowo :zatrzymała się. Wtedy poczułem jak grunt osuwa mi się spod stóp.
-Kristian, słuchasz mnie?- moja mama dotknęła mojego ramienia. Zamrugałem parę razy i spojrzałem na mamę.
-Pielęgniarka chce zabrać Willa- spojrzałem na kobietę. Westchnąłem.
-Sam chce go odnieść.- mama podała mi dziecko. Poszedłem za pielęgniarką. Kawałek dalej weszliśmy do sali, gdzie leżały same noworodki w inkubatorach.
-On też będzie musiał w tym leżeć?- spytałem.
-Nie, Will oddycha samodzielnie- przeszliśmy do innego pomieszczenia. Tam dopiero ustawione były łóżeczka.
-Ten jest jego - wskazała na maleńkie łóżeczko z niebieską pościelą. Ułożyłem w nim mojego syna. Później pogłaskałem po głowie.
-Śpij dobrze, skarbie.

Wow, poprzedni rozdział wywołał burze 😂😂. Dziękuje za komentarze i wyświetlenia. Kocham Was.

Your Love|| Kristian Kostov [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz