15.10.2016 » 21 y.o.

943 165 8
                                    

Chłopak wodził wzrokiem po pomiętych kartkach papieru. Z ogromną dokładnością lustrował każdą pojedynczą literkę, a jego uwagę odwracały koszmarne obrazy przenikające przez jego umysł. Nie płakał, nie miał siły. Odnosił wrażenie, że wszystkie jego mięśnie przesiąknięte są bólem uniemożliwiającym jakikolwiek ruch. Ból żeber nie dawał mu spokoju, natomiast ten wydobywający się z owiniętego bandażem nadgarstka promieniował na prawie całą rękę.

Krew. Przed jego oczyma non stop pojawiała się ta szkarłatna krew należąca do ludzi, których pozbawił życia. Nie wiedział, ilu ich było. Pamiętał jedynie poszczególne urywki, nie miał nawet pojęcia, co robił, gdzie był w ciągu ostatnich dni. Jednak obudził się. Sam z siebie, czego po części żałował. To, co zostało napisane z rąk V, było tak irracjonalne, tak niemożliwe i tylko utwierdzało w przekonaniu, że teraz będzie tylko gorzej.  Bał się, tak cholernie bał się samego siebie, tego, co zrobił i może zrobić. Pragnął, aby wpis przyjaciela nie był tym, o czym pomyślał po przeczytaniu go. Pożegnaniem.
"Zapomnij, że byliśmy przyjaciółmi". Te słowa wciąż mimowolnie błądziły po zakamarkach jego głowy. A on przecież nie mógł zapomnieć. Może i nienawidził go, tyle razy chciał, aby zniknął, lecz mimo wszystko V nigdy nie chciał źle, a Tae był doskonale tego świadom. Zwłaszcza teraz, gdy dowiedział się, że to nie on jest sprawcą wszystkich problemów, co ukrywał przez tyle lat, tym samym pozwalając, aby cała wina spadała na niego.

Taehyung przełykając ślinę odwrócił się i na drżących nogach podszedł do łóżka szpitalnego, na którego krawędzi usiadł już po chwili. Jungkook spał na niewygodnym i twardym krześle, opierając swą głowę o ścianę. Minęło tyle lat, a nie zmienił się on ani odrobinę. Jak zawsze podczas snu miał lekko uchylone usta, jego oddech był głośny i ciężki, lecz nadal równy. Kosmyki brązowych i lekko tłustawych włosów przysłaniały lekko jego powieki, czuć było od niego mieszankę potu i tego słodkiego perfumu, którego Taehyung tak bardzo nie lubił, choć w tej chwili nie wydawał się on wcale taki zły.

Przyglądał się mu, co chwila przypominając sobie jego wpisy. Widok wykończonego poszukiwaniami Jeona sprawiał, że wewnętrzne piekło w umyśle Kima stawało się jeszcze większe. Jakby jakaś niewidoczna rana powiększała się z każdą chwilą, powodując w nim jeszcze więcej cierpienia.

Taehyung wyciągnął przed siebie swą chudą, pełną siniaków rękę, po czym zewnętrzną stroną dłoni dotknął ciepłego policzka młodszego. A potem już tylko hektolitry łez zaczęły powoli wypływać z jego oczu, przysłaniając tym samym całe pole widzenia.

Całą twarz ukrył w dłoniach. Starał się nie wydawać z siebie żadnego dźwięku, lecz na nic się to nie zdało. Jakim cudem V mógł nazwać go silnym, skoro znajdował się w takim stanie? Jakim cudem miał ochronić Jungkooka przed potworem, skoro był tak cholernie słaby? Właśnie ta świadomość spowodowała, że zaniósł się jeszcze większym płaczem. Jeon był w niebezpieczeństwie, a Taehyung był zbyt słaby, aby go uratować. Mógł go stracić. Mógł stracić cały swój świat.

ー Tae? ー Po usłyszeniu lekko zachrypniętego i zmęczonego głosu, nie zdobył się nawet na uniesienie głowy.

Nie odezwał się, jedyne co robił, to przecierał lekko spuchnięte oczy i pociągał nosem. Dopiero gdy poczuł dłoń chłopaka na swoim ramieniu, zdołał zareagować.

ー Jungkook ー odezwał się, nie unosząc wzroku. Jego głos drżał jak nigdy dotąd, wyrażając obezwładniający strach, który na pewno nie miał zamiaru zniknąć. ー Przepraszam. Przepraszam, jestem taki słaby.

ー Taehyung...

ー Taki słaby. Tak cholernie słaby. Przepraszam. ー Chłopak niemal dławił się własnymi łzami, czego nie mógł powstrzymać.

Ciepłe ramiona otuliły jego ciało. Klatki piersiowe ich obu unosiły się nieregularnie, a ich serca biły zbyt szybko. Już po chwili cały rękaw Jungkooka był mokry od kolejnych dawek łez starszego. Trwali tak tylko przez chwilę, a Taehyung już wiedział wszystko. Już zdążył sobie uświadomić, że gdyby nie Jeon, gdyby nie jego wieczna obecność i bezpieczeństwo, jakie mu dawał, gdyby nie jego wyrozumiałość i cierpliwość, których musiał się uczyć na przestrzeni tych wszystkich wspólnie spędzonych lat pomimo bycia typowym cholerykiem, nie wytrzymałby życia w ciągłym strachu i stresie. Nie wiedział, co skłoniło młodszego do tak okropnej decyzji jak ciągłe bycie przy nim, co teraz mogło skończyć się tragicznie. Może to zwykłe przywiązanie, w końcu znali się od czasów dzieciństwa. Najwidoczniej tylko brunet znał odpowiedź, bo starszego chłopaka nie przekonywały nawet argumenty o ogromnej miłości. Bo przecież to było niemożliwe, aby ktoś z własnej woli skazał się na tyle nieprzyjemności i cierpienia, choć w każdej chwili miał możliwość odejścia.
Mimo wszystko Kim podświadomie nie wyobrażał sobie straty bezpieczeństwa i ciepła, które wyraźnie czuł w tym momencie, gdy Jungkook trzymał go przy sobie tak delikatnie, lecz z drugiej strony mocno, jakby bał się, że starszy znowu gdzieś ucieknie i przepadnie. A przecież obaj wiedzieli, że Taehyung nie miał zamiaru oddalać się ani na krok.

***

(a/n) ogólnie nie wiem, co się stało, pisałam to o 3:00 nad ranem i nie wiem, miałam taką schizę, że się popłakałam + wyobraziłam sobie następne rozdziały i popłakałam się bardziej, nie polecam

My mind » taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz