01.01.2017

849 173 41
                                    

Mężczyzna o siwych włosach zapukał dwukrotnie w drzwi zupełnie bez potrzeby, w końcu nawet gdyby nikt nie odpowiedział, on i tak bez namysłów chwyciłby za klamkę. Nie po to gnał czym prędzej z jednego końca miasta na drugi, aby teraz jego odwiedziny w tym miejscu obyły się bez rozmowy z własnym synem, której tak cholernie nie chciał przeprowadzać. Czy czuł strach? Mało powiedziane. Miał wrażenie, jakby sytuacja znów się powtarzała, jakby po raz drugi ziścił się najgorszy scenariusz, a teraz musiał dodatkowo przedstawić go tej osobie twarzą w twarz. Owszem, nie musiał tego robić, ba! z początku nie miał nawet takiego zamiaru. Jego syn wycierpiał wystarczająco, a on od zawsze chciał, by ten był szczęśliwy i przede wszystkim bezpieczny, a teraz po części przyczynił się do bagna, w które się wpakował. Niezliczoną ilość razy odradzał mu pchania się w to wszystko, ale na nieszczęście odziedziczył po nim te jakże przeklęte cechy: chęć pakowania się w krzywdzące relacje i nadmierna opiekuńczość. Jednak co z tego, że nie chciał się z nim dzielić tą informacją. Przecież już dawno dowiedział się, że przez zatajanie prawdy nic nigdy nie kończy się dobrze.

Wszedł do lodowatego pomieszczenia. Na zewnątrz było kilkanaście stopni na minusie, a mimo to okno było uchylone, przez co nawet kaloryfery, które z pewnością grzały z dużą siłą, nie potrafiły zaradzić temu zimnu. Poza różnorodnymi odgłosami dochodzącymi spoza budynku, w sali panowała drętwa, kpiąca z całej sytuacji cisza. Nawet oddechy dwóch osób znajdujących się w niej były ledwo słyszalne.
Mężczyzna podszedł do okna znajdującego się po drugiej stronie pokoju i szybkim ruchem zamknął je. Niestety, chwilę potem musiała nadejść chwila najgorsza z najgorszych, której z pewnością obaj nie chcieli doświadczać. 

ー Wciąż jesteś zły? ー Odezwał się, siadając na krześle tuż obok szpitalnego łóżka i utkwił swój wzrok na stojącej obok kroplówce, czekając na odpowiedź. Na próżno, ponieważ przykryty śnieżnobiałą kołdrą chłopak ani śmiał cokolwiek powiedzieć. ー Wiesz, że zrobiłem to...

ー Dla mojego dobra? ー zakpił brunet, wciąż unikając wzroku ojca. ー Ach, nie, przepraszam. Dla naszego dobra. Dla naszego dobra powiedziałeś mu, że wyszedłem ze szpitala, że mam się dobrze, podczas gdy wciąż tu gniję, wciąż mam rehabilitacje i wciąż nie mogę ustać na tych pierdolonych nogach i wciąż nie wiadomo, czy w najbliższym czasie to zrobię. 

ー I czyja to wina?

ー Nie jego.

ー Masz zbyt dobre serce, Jungkook.

ー Wypierdalaj stąd ー brunet niemal warknął, tym razem odwracając już swoją głowę i z urazą wpatrując się w swojego ojca, ukazując wszystkie swoje uczucia przez łzy zgromadzone już dawno w jego oczach. ー Wypierdalaj, pojedź tam i powiedz mu, że go okłamałeś. Że jesteś pierdolonym kłamcą i egoistą, że nadal muszę tu siedzieć i że gdybym tylko odzyskał ten pierdolony telefon, mógłbym chociaż...

Nie zdołał dokończyć. Z każdym kolejnym słowem jego głos drżał coraz bardziej. Natomiast jego ojciec mógł powiedzieć tylko jedno, choć jego serce łamało się równie mocno.

ー Nie przyjechałem tu bez powodu.

ー Ach, no tak ー powiedział po raz kolejny kpiącym tonem, przecierając dłonią spuchnięte, przekrwione oczy. ー Przecież nie odwiedziłbyś swojego syna w szpitalu bez przyczyny.

Tykanie zegara powieszonego nad drzwiami było wręcz irytująco słyszalne, jednak w tym momencie czas jakby się zatrzymał. Tak samo, jak oddech starszego Jeona, który czuł się, jakby zaraz miał odejść z tego świata, napełniony stresem i strachem. Samo wypowiedzenie tego na głos nie było jeszcze takie najgorsze, ale świadomość, co będzie potem, przyprawiała go o ciarki, pomimo tylu lat, jakie miał już na karku. 

ー Po prostu powiedz, po co tu jesteś ー ciszę przerwał Jungkook, który na widok zestresowanej twarzy ojca, niemal pobladł ze strachu, a jego natura nakazywała mu myśleć o najgorszym ー i wyjdź. Chcę być sam. 

ー Jeszcze dziś rano wszystko było dobrze, nie działo się nic złego, ale...

ー Ale co? ー Serce młodszego zupełnie nagle, samo z siebie przyspieszyło stokrotnie, a jego wszystkie mięśnie, pomimo bólu, napięły się, ale starał się robić wszystko, aby nie dać tego po sobie poznać.

ー On znów uciekł. Znów uciekł, nie ma go nigdzie, ślad po nim zaginął, Jungkook.

Po tych słowach wypowiedzianych na jednym wdechu, starszy Jeon spodziewał się po chłopaku jakiejkolwiek, chociażby najmniejszej reakcji. Lecz poza zaciśniętymi pięściami, ten nawet nie próbował zrywać się z łóżka, jedynie zamarł w bezruchu, a w pomieszczeniu znów zrobiło się podejrzanie zimno, mimo szczelnie zamkniętego okna. Choć może to była tylko ich wyobraźnia.

ー Wyjdź.

ー Jungkook, proszę...

ー Wyjdź. Wyjdź z tego szpitala. Po prostu wyjdź. 

Zero złości, zero smutku, zero jakichkolwiek uczuć w jego głosie. Wydawało mu się nawet, że i w jego umyśle panowała pustka, choć tak naprawdę myślami był gdzieś o wiele dalej i nawet nie zorientował się, kiedy starszy mężczyzna w ogóle opuścił salę. Siedział w upiornym chłodzie może piętnaście minut, pół godziny, godzinę, a może i więcej. I nie płakał. Nie to, że nie chciał. Po prostu nie miał już czym.

I co z tego, że nie myślał racjonalnie. Co z tego, że nie umiał samodzielnie, bez żadnego podtrzymania stać na nogach. Co z tego, że pomimo upływu czasu jego stan fizyczny i tym bardziej psychiczny wciąż był opłakany. Czym było to wszystko w porównaniu z faktem, że z każdym mijającym tygodniem coraz bardziej bał się poprosić o chociażby telefon pielęgniarki, że stał się jebanym tchórzem, że chciał to skończyć i wmawiał sobie, że to wszystko nie było prawdziwe. Że w wieku sześciu lat został zmuszony przez ojca do bycia przyjacielem Taehyunga i najzwyczajniej w świecie robił to z przymusu i przyzwyczajenia. Tak, w chwili, gdy trafił do szpitala, niemal tracąc życie, próbował sobie wmówić, że było ono tylko teatrzykiem, a on był nikim innym jak aktorem, udającym i idealnie spełniającym się w swojej roli. Chciał w to wierzyć, ponieważ nie chciał przeżywać tego nigdy więcej.

Jednak czy udawaniem można nazwać fakt, że teraz będąc całkiem świadom swoich czynów, jednym ruchem zerwał wenflon ze swojej dłoni i pomimo niezdolności do chodu i przerażającego, najgorszego w jego życiu bólu, ze łzami spływającymi po policzkach robił wszystko, co w swojej mocy, aby tylko dostać się do drzwi?

***

(a/n) mam nadzieję, że wszyscy od początku doceniali gguka 

My mind » taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz