Terror

616 72 15
                                    

Stałem tak przerażony kilka minut. Spóźniłem się na lekcje, ale ku mojemu zdziwieniu, blondyna nie było. Całą lekcje zastanawiałem się gdzie on poszedł i co to było za zachowanie? I czemu do cholery jego oczy zmieniły się w krwistą czerwień?! Tyle razy zastanawiałem się czemu są tak czysto błękitne, a nie krwisto czerwone. Przecież pamiętam jaki ma lub miał kolor oczu!

Lekcje minęły szybko i wróciłem do domu. Zastałem tam niemiłą niespodziankę. W całej kuchni było szkło, telewizor w salonie był zniszczony, a o pracowni nie wspomnę... Chociaż tam zawsze jest syf. Założyłem rękawice od zbroi, bo nic innego z niej nie zostało i ruszyłem w stronę pokoju Rogers'a.
Podszedłem do uchylonych drzwi i powoli je otworzyłem trzymając przed sobą naładowaną rękawice.

- Steve...? Jesteś tutaj? Nie chce ci zrobić krzywdy, więc lepiej mi odpowiedz...

Pomieszczenie również było zdemolowane. Nic nie zostało na swoim miejscu. Pod ścianą w rogu siedział skulony blondyn z głową w dłoniach. Wyglądał jakby płakał.

- Steve...?- zrobiłem w jego stronę nie pewny krok.

- Nie podchodź... Proszę. - blondyn nie spojrzał na mnie.

Miał twarz ukrytą w dłoniach.

- Potrzebujesz jakiejś pomocy? Coś się stało? - zapytałem niepewnie robiąc kolejny krok.

- Mówiłem, że się zmienię, ale raczej nie polubicie nowego mnie... Jestem niebezpieczny i mogę Ci zrobić krzywdę... Ja nad tym nie panuję!- nagle podniósł ton i w sekundę znalazł się przede mną.

Odsunąłem się zaskoczony o krok do tyłu. Rękawica naładowała się natychmiast. Steve patrzył na mnie smutnym wzrokiem, ale jego tęczówki były czerwone. Była w nich iskra bólu, żalu i... Gniewu? On był na mnie zły?

- S-Steve...? - blondyn zrobił w moją stronę kilka kroków.

Odsuwałem się od niego jak tylko mogłem. Wyszedłem z pomieszczenia i wpadłem plecami na ścianę korytarza.

- Boisz się mnie, Stark?- zapytał lekko się uśmiechając.

- Co ci jest? Dobrze się czujesz? - zapytałem wystraszony.

- Jeszcze pytasz?! - oburzył się i uderzył dłonią w ścianę obok mojej głowy.

Zamarłem przerażony. Rogers wybuchł śmiechem niczym psychopata po czym spojrzała na mnie ponownie nadal się uśmiechając.

- Co masz na myśli? Wezwać pomoc, może lekarza? - zapytałem jednak ten jedynie schylił się bliżej mnie.

- Cóż za troska... Nie byłeś taki troskliwy kiedy mnie gwałciłeś, Stark. - prychnął na co wzdrygnąłem się lekko.

- Więc o to chodzi? Myślałem, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy... - wyjaśniłem, ten jednak chwycił mnie za koszule i wbił w ścianę.

- Nie. - odpowiedział z uśmiechem patrząc na mój przerażony wyraz twarzy. - Teraz to z tobą wyjaśnię...

- Cholera... - przekląłem w duchu.

Rogers złapał mnie za koszulę i podniósł do góry patrząc na mnie wściekły. Widziałem, że szykuje się do jakiegoś poważnego ciosu, bo brał niezły zamach.

- Steve, przestań się wygłupiać! Przecież wyznałeś mi miłość tak? To chyba coś znaczy, nie?! - powiedziałem spanikowany.

- To nie zmienia faktu, że cię nienawidzę za krzywdę jaką mi wyrządziłeś! - warkął zdenerwowany.

- Wiem i przepraszam! Naprawdę tego żałuję, rozumiesz?! Steve, ja serio żałuję tego czynu! - zacząłem krzyczeć przerażony jednak on tylko się bardziej zdenerwował.

- Dopiero gdy nie ma drogi ucieczki przepraszasz?! Jesteś tchórzem! - krzyknął puszczając mnie tak, że upadłem na podłogę.

- Może jestem, ale przynajmniej nie chowam się za swoją siłą! - wymsknęło mi się na moje nieszczęście.

- Że co kurduplu?! - krzyknął podchodząc do mnie zdenerwowany.

Teraz już nie miałem wątpliwości, że Steve nie panuje nad sobą. Teraz był gdzieś nieobecny a na jego miejsce przyszedł tępy, agresywny mięśniak z kotletem zamiast mózgu. Na moje nieszczęście ma wewnętrzna natura przejęła kontrolę całkowicie olewając konsekwencje i postanowiła się odezwać.

- To, że byłeś tak naiwny żeby wypić tą wodę i pigułki! Przecież oczywistym było to że są pułapką! Tylko taki idiota i tępy mięśniak jak ty mógł się na to nabrać! Bez swojej super siły nie mogłeś nic zrobić i zgwałcić cię było jak zabrać dziecku lizaka! - zaśmiałem się jednak szybko tego pożałowałem.

Sekundę później leżałem wgnieciony w podłogę i ledwo mogłem się ruszać.

- Ała... Moja głowa... - usłyszałem delikatny głos Steva.

- Jej, wrócił mój Stevie...! - ucieszyłem się jednak nie mogłem ruszyć nawet o centymetr.

- Tony? Tony! Co się stało?! Nic ci nie jest?! - krzyknął i chciał do mnie pod biec jednak zabroniłem mu gestem. - Pomóc ci?!

- Nie, nie. Zasłużyłem sobie. Poleżę tak chwilę i mi przejdzie... - powiedziałem na co ten pochylił się i delikatnie pomógł mi wstać.

Oparłem się na jego torsie i spojrzałem uśmiechnięty na jego twarz.

- Przykro mi, ale ci nie pozwolę. - odpowiedział stanowczo po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.

- Oh, Dziękuję, Stevie...

Moi drodzy, kochani, wspaniali, mili, nie hejtujący i przede wszystkim wartościowi czytelnicy...

Wracamy do normalności czyli ponownie gwiazdki!
Mam nadzieję, że będzie nas tyle ile wcześniej i nikt mnie nie opuścił mimo tej okropnej przerwy...
Która była spowodowana bardzo przykrą sytuacją...
Ale to nie ważne.

Powracam jako ja czyli...

Najwspanialszy i jedyny w swoim rodzaju LikeMarvel!

Ktoś się cieszy? =>

30 gwiazdek = nowy rozdział


~ LikeMarvel ~

Uczucia [Stony]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz