9

2.8K 183 13
                                    

Nadszedł dzień połowinek, na które zostałam brutalnie zmuszona pójść. Megan nie dawała mi spokoju, więc już od niechcenia zgodziłam się. Pójdę tam, nic nie wypije i po dwóch godzinach pójdę do domu, zostawiając Meg z jej znajomymi z klasy. Sue nie może pójść, przez jej rodziców. Jest trochę zdenerwowana tym faktem, ale przyzwyczaiła się do takich sytuacji.

W piątki kończę wcześnie, bo już o trzynastej, więc zdążę na spokojnie wrócić do domu i mieć trochę czasu przed wyjściem.

W poniedziałek odbędzie się ten długo wyczekiwany apel. Cieszę się, że będzie już po nim i będę miała w końcu święty spokój. Ciągłe próby zaczynały już mnie trochę irytować. Czuję dziwną ekstytację, jakbym to ja sama miała występować na scenie. Na szczęście tak nie jest, bo raczej tylko bym się ośmieszyła i z zażenowania musiała zmieniać szkołę. Zostawię to komuś, kto jest w tym chociaż trochę dobry.

Wychodze ze szkoły, wkładając słuchawki do uszu. Nagle czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i widzę Mendesa, co nie mało mnie zdziwiło. Przecież nie rozmawiamy w szkole, tutaj jesteśmy sobie zupełnie obcy.

-Ostatnia próba dziś wieczorem.

-Nie mogę dziś, będziesz musiał dać sobie radę sam. - zażartowałam.

Spojrzał na mnie z przeraźliwą powagą, tak, że między jego brwiami pojawiły się dwie, małe kreski.

-Musisz być obecna na każdej próbie. -stwierdził.

-O co ci chodzi, byłam na każdej z nich, a gdy raz mam plany coś ci w tym przeszkadza? - zirytowałam się.

-Mnie nic, ale pani Dawson może się to nie spodobać.

Uniosłam jedną brew, patrząc na niego.

-Musi się o tym dowiedzieć?

Zaśmiał się prześmiewczo, mierząc mnie od dołu do góry.

-Wiesz, że jedno moje słowo wystarczy, i pożegnasz się z tymi zajęciami, na których tak ci zależy.

Parsknęłam śmiechem. Zdążyłam już zapomnieć jakim bucem jest ten człowiek, ale sam szybko mi o tym przypomniał.

-Tam gdzie zawsze, dwudziesta.

Odszedł szybkim krokiem, a ja stałam sama w tym samym miejscu z wymalowaną widoczną irytacją na twarzy.

Wiedziałam, że Meg zdenerwuje się na mnie, ale niestety nie mogę nie być na tej jebanej próbie. Za dużo męczyłam się przez ten miesiąc, żeby nie iść na jedną i to wszystko zaprzepaścić. Mendes zachował się tak, jak w sumie mogłam się tego po nim spodziewać. Ostatnia próba i będę miała spokój. Utrzymuje mnie to przy zdrowych zmysłach.

Wchodzę do domu i patrzę na wyświetlacz mojego telefonu, na którym widnieje numer Megan. Stresuję się wykonaniem telefonu jakby od tego miało zależeć moje życie, co w sumie jest u mnie bardzo częste. Przykładam telefon do ucha i słyszę pierwszy sygnał i bicie mojego serca.

Uspokój się, dzwonisz do najlepszej przyjaciółki - pomyślałam.

-Gotowa na imprezę?! - usłyszałam, gdy odebrała.

Kurwa.

-Tak, ale plany się trochę pokrzyżowały. - powiedziałam z zamkniętymi oczami.

Nie usłyszałam odpowiedzi, więc nerwowo zaczęłam tłumaczyć jej o co chodzi.

-Podsumowując, wybierasz skończonego dupka, który mówi ci o próbie kilka godzin przed nią, zamiast imprezę z przyjaciółką, którą masz zaplanowaną od miesiąca?!

Patrząc na pustą ścianę przed sobą, zdałam sobie sprawę że przed chwilą mówiłam właśnie do niej, a nie do Megan. Czego nie zrozumiała, gdy powiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Ta cała sytuacja jest głupia i dziecinna, ale jestem pewna, że na jej miejscu na pewno bym to zrozumiała. Ma wspólną imprezę możemy iść kiedy indziej, nawet jutro, a takich papierów, jak po skończeniu tych praktyk szybko nie otrzymam. Mogłaby to zrozumieć.

Próbowałam wytłumaczyć jej to jeszcze raz, ale bez skutku. Stwierdziłam, że nie ma to sensu i rozłączyłam się.

Uczyłam się biologii, trochę tracąc poczucie czasu, przez co niemalże spóźniłam się na autobus. Na szczęście przyszłam na przystanek idealnie na czas.

Oczywiście wszystko było po staremu i tak jak zawsze. Doskonale już wiedziałam gdzie powinnam się udać i tak też zrobiłam. Chciałam wejść do sali, w której zawsze mieliśmy próby, ale była zamknięta. Rozejrzałam się wokół ale nie widziałam żywej duszy. Nagle usłyszałam przyjeżdżającą windę, więc obróciłam się w jej stronę. Wysiadł z niej chłopak, na którego czekałam.

-Spóźniłeś się.

Nic nie odpowiedział, tylko z kamienną twarzą otworzył drzwi i weszliśmy do środka.

-Super. - skwitowałam cicho pod nosem.

-Przestań, nie jestem w nastroju.

-A myślisz, że ja jestem? - podniosłam głos. - Przez twoją zachciankę pokłóciłam się z przyjaciółką i muszę tu siedzieć.

-To nie moja zachcianka, tylko...

-Tak, tak - przerwałam mu. - pani Dawson. Bo oczywiście akurat dzisiaj, kiedy raz miałam plany, nie możesz być tu sam. Znam ten repertuar na pamięć, sama potrafiłabym to już zagrać.

Zdenerwowana usiadłam na jednym z siedzeń. Nerwowo stukałam paznokciami o oparcie na łokieć.

Cały czas sprawdzałam wszystkie social media jakie się dało, choć nie było tam już nic nowego po piętnastu minutach. On grał, jak zawsze skupiony i idealnie przygotowany. Nagle przestał i wstał. Spojrzałam na zegarek, minęła dopiero godzina.

-Wstawaj. - rzekł.

-Tak szybko kończymy? - zaczęłam irytować się jeszcze mocniej.

-Jedziemy.

-Dzięki, wrócę autobusem. - odpowiedziałam szorstko.

-Nie jedziesz do domu.

-A niby gdzie?

-Na imprezę. - odparł.

Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz