11

2.8K 160 12
                                    

Rano obudziłam się w swoim (na szczęście) łóżku z nieprzyjemnym bólem głowy i dziwnym uczuciem w brzuchu. Czułam jakbym miała zwymiotować, więc bez gwałtownych ruchów usiadłam na skraju materaca. Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku, którego nie zdjęłam przed snem.

Dziesiąta dwadzieścia trzy.

Wszystko powoli zaczynało mi się układać w jedną całość. Około czwartej rano Shawn zadzwonił po kogoś, aby odwiózł nas do domu. Odprowadził mnie pod same drzwi wejściowe, życząc dobrej nocy. Jak najciszej weszłam do domu i od razu skierowałam się do mojego pokoju, by jak najszybciej wskoczyć pod kołdrę i zasnąć. Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a już odleciałam. Tak jak sobie obiecałam, nie wypiłam już więcej, więc zasypiałam już bardziej skacowana niż pijana.

Poszłam do kuchni, aby napić się wody, bo czułam, że jak nie zrobię tego w przeciągu kilku chwil to umrę. Wchodząc do pomieszczenia, otworzyłam szafkę i wyjęłam dwulitrową butelkę wody lekko gazowanej. Wypiłam naraz chyba połowę jej zawartości. Chciałam sprawdzić mój telefon, ale najpierw musiałabym dowiedzieć się gdzie on jest. Wróciłam do pokoju i rozejrzałam się po nim. Zauważyłam go leżącego na ziemii, obok mojej szafki nocnej. Podniosłam go i pierwsze co zauważyłam to widoczne pęknięcie ekranu, którego wcześniej tam nie było. Odblokowałam go i zauważyłam masę powiadomień. Były tam też wiadomości od Meg, Sue i, co mnie zdziwiło, Mendesa.

Meg: JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE MIAŁAŚ TAM NIE BYĆ A JEDNAK BYŁAŚ? HAHAAHAH nic nie pamiętam lol

Sue: żyjesz?

Mendes: żyjesz?

Typowa wiadomość w stylu Megan i typowa wiadomość w stylu Sue. Co do Mendesa to nie wiem, ponieważ nie utrzymuję z nim takiego kontaktu. Szczególnie, gdy nadszedł w końcu koniec prób, nasz kontakt na pewno się urwie. W poniedziałek odbędzie się ten nieszczęsny apel i będę od niego uwolniona.

Odpisałam im wszystkim, stwierdzając, że Megan chyba już nie jest na mnie zła. Po chwili otrzymałam wiadomość na naszej grupie z dziewczynami na facebooku. Była od Sue, czy spotkamy się dziś wieczorem u niej, bo jej rodzice idą na jakieś urodziny i do rana będziemy mieć wolny salon. Idealna okazja na maraton filmowy. Byłam trochę nieżywa po wczoraj, ale do wieczora powinnam się ogarnąć.

Chciałam się czymś zająć, więc usiadłam do biurka i otworzyłam mój podręcznik do biologii. Niestety byłam w stanie, w którym nawet ona nie oderwała mnie od rzeczywistości.

Znowu mój telefon zawibrował. Było to zdjęcie od Meg. Otworzyłam je i zobaczyłam zdjęcie, gdzie na stole stoją dwie butelki wina.

O nie. Czy tak zaczyna się alkoholizm?

Stwierdziłam, że skoro tak ma wyglądać nasz wieczór, muszę iść dalej spać. Tak też zrobiłam. Zasłoniłam okno, żeby słońce nie przeszkadzało mi w drzemce. Jak tylko przyłożyłam twarz do poduszki, zasnęłam.

Wstałam o szesnastej i czułam się wyspana jak nigdy. Słyszałam, że tata już wrócił z hospicjum.

Chodzi tam jako wolontariusz, by pomagać tym, którzy nie potrzebują już pomocy lekarzy w szpitalu, więc znajdują się właśnie tam. Cały czas powtarza mi, że nigdy nie chce tam trafić. Chociaż miałby jedynie leżeć w łóżku pod opieką pielęgniarki, ma być to w naszym domu, a nie w hospicjum. Rozumiem to i postaram się tego dopilnować, chociaż myśl o tym, że może do tego kiedykolwiek dojść, przyprawia mnie o dreszcze.

Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz