36

1.8K 143 81
                                    

Dwie kolejne godziny spędziliśmy siedząc w poczekalni. Oczywiście, nie mogłam długo zachowywać się jak obrażona, zazdrosna dziewczyna, więc zapomniałam o wszystkim i normalnie rozmawialiśmy. No, nie tylko rozmawialiśmy. Pocałował mnie, a ja nie byłam w stanie powiedzieć mu, żeby więcej tego nie robił. Z przyjemnością przyjmowałam i dawałam mu całusy, wiedząc, że lada moment przyjdzie tutaj Lauren i jego rodzice.

Shawn w międzyczasie spytał jego prawnika, czy Melisa będzie dziś potrzebna. Powiedział on, że na pewno nikt nie będzie chciał z nią rozmawiać, bo takie procedury odbywają się na kolejnej z rozpraw. Zadzwonił więc on do Lauren i powiedział, aby zadzwoniła ona po opiekunkę dla niej.

Usiedliśmy na niewygodnej ławce pod wejściem na salę rozpraw. Petterson chodził cały czas w tę i z powrotem, rozmawiając przez telefon, albo przeglądając jakieś dokumenty.

-Oby chociaż w środku skupił się na nas. - szepnął Shawn.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Dobrze by było.

-Stresujesz się? - zapytałam.

Zamknął oczy i pokręcił głową przecząco.

-Wiem, że pójdzie dobrze. - jak zwykle był pewny siebie. - Nie mam czym się stresować.

Wziął swoją rękę na moje ramię i przyciągnął do siebie, tak, że oparłam głowę na barku.

Pocałował mnie w czoło, a ja spojrzałam na niego i pocałował mnie w usta.

Uśmiechnęłam się, ale jak tylko spojrzałam w lewo, uśmiech zszedł mi z twarzy.

Stała tam Lauren i wbiła w nas wzrok, w taki sposób, że myślałam że zabije nas samymi oczami.

Już miałam mu to powiedzieć, a ona już chciała podejść do nas, gdy z sali wyszła ładnie wyglądająca blondynka i powiedziała jakąś sądową formułkę. Chodziło o to, że mamy wejść do środka.

Lauren ze zdenerwowaniem na twarzy weszła do środka, a Petterson zawołał Shawna, żeby coś mu jeszcze przed wejściem powiedzieć.

-Wejdź już do środka. - odparł prawnik i pociągnął Shawna ze sobą w pośpiechu.

Wyszłam do środka i zobaczyłam Lauren siedzącą po lewej stronie sali, więc usiadłam po prawej, jak najdalej niej.

Nie zdążyłam powiedzieć Mendesowi, że dziewczyna nas widziała. Mamy problem.

Gdy nastała już cisza, chłopak i prawnik wparowali do środka. Chciałam szybko na ucho powiedzieć mu, że nas widziała. Nie zatrzymał się jednak, gdy pokazałam mu, że chcę mu coś powiedzieć.

Lauren patrzyła na niego chyba nawet gorzej niż na mnie.

Ręce tak strasznie mi się spociły i aż zaczęły trząść. Wszystko to, o co tak długo się staraliśmy może zniszczyć się w jednej chwili. Lauren jest zdolna do wszystkiego.

Sędzia zaczął rozprawę, poprosił o zabranie głosu mamę Shawna, a ja miałam nadzieję, że Lauren zniszczy nam życie jednak po rozprawie, a nie w jej trakcie. Może pomyśli o Melisie i jej dobru.

-Sąd prosi o podejście świadka w sprawie ustalenia opieki rodzicielskiej  nad małoletnią Melisą Mendes, Lauren Courey.

Kurwa. Jest bardzo źle.

Ze zwycięską miną wstała i rzuciła na mnie ostatnie spojrzenie i podeszła do mównicy.

Już po jej minie wiedziałam, że będzie chciała wszystko zniszczyć. Musiałam coś zrobić, tylko miałam taką pustkę w głowie, co mogłam niby w tym momencie zrobić, żeby to zatrzymać?

-Kim dla pani jest pan Shawn Mendes? - spytała po formułce mówiącej, że musi mówić tylko prawdę.

-Jest moim - zrobiła pauzę, patrząc na niego. - chłopakiem.

-Dobrze, niech pani opowie o pani partnerze. Uważa pani, że nadaje się na prawnego opiekuna swojej młodszej siostry?

O nie, nie, nie. Serce tak waliło w piersi, że myślałam, że zaraz zemdleje.

Myśląc o tym, że zaraz zemdleje, wpadłam na najlepszy pomysł, jaki teraz mogłam wykonać.

-W zasadzie, uważam, że nie jest on zbyt odpowiedzialny. Moim zdaniem nie da rady, by zająć się dzieckiem. - mówiła.

Kontynuowała swoją wypowiedź. Widziałam jak na twarz Shawna wkradło się zakłopotanie. Szybko wstałam i odwróciłam się w kierunku wyjścia. Udałam, że zasłabłam i upadłam na ziemię. Wszyscy na mnie spojrzeli, a Shawn wstał i podbiegł do mnie.

-Olivia, co się dzieję? - kucnął przy mnie.

-Powiedz, że potrzebna jest chwila przerwy. - wymamrotałam.

Spojrzał znacząco na Pettersona.

-Wysoki sądzie, możemy prosić o piętnaście minut przerwy? - wstał i spytał.

-Zarządzam przerwę. - oznajmił i stuknął tym specjalnym młotkiem w podstawkę.

Shawn podniósł mnie i wyszliśmy z sali. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie troskliwie.

-Szybko, chodź do kibla. - złapałam go za rękę i pobiegliśmy w stronę toalet.

Zdezorientowany patrzył na mnie i uśmiechnął się zadziornie.

-Udawałaś bo masz ochotę na szybki numerek? - zaśmiał się. - Moore, zaskakujesz mnie.

Zignorowałam co powiedział, szukając toalet. Prawie weszłam do damskiej, ale tam mogła przyjść Lauren, więc weszliśmy do męskiej.

Podszedł bliżej i zaczął mnie całować, a ja odepchnęłam go i stuknęłam w czoło.

-Ogarnij się idioto, myślisz, że w tak ważnym momencie, jakim jest przyszłe życie twojej siostry, chciałabym się ruchać?

-A nie? - zapytał zmarnowany. - Więc?

-Więc - mówiłam nerwowo. - Lauren wie! Wie o nas!

-Niemożliwe. - prychnął. - Przecież dziś rano jeszcze normalnie z nią rozmawiałem, a potem widziałem ją dopiero na sali.

-Oprócz tego, że ona widziała jak całujesz mnie przed salą. Widziała nas i weszła do środka. - tłumaczyłam. - Wtedy chciałam ci to powiedzieć, ale Petterson cie zabrał.

Otworzył oczy szerzej i wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę.

-Kurwa. - założył ręce na tył głowy. - To dlatego zaczęła mówić, że jestem nieodpowiedzialny...

-A myślisz, że po co udawałam, że mdleje?! - przewróciłam oczami. - Pomyśl trochę!

-Dobra, to co robimy? - spanikował.

Już chciałam coś wymyślić, ale nie mogłam powstrzymać uśmieszku.

-Czyżby pan Mendes się stresował?

-Bardzo śmieszne, lepiej coś wymyśl. -  klepnął mnie w ramię i zaśmiał się, ale szybko spoważniał.

-Wiem. - powiedziałam, a on pokiwał głową. - Pójdziesz do niej teraz. Zerwiesz z nią, a jakby co, zrobiłeś to już dawno. Udajemy parę, a z niej zrobimy wariatkę, która nie mogła się pogodzić z tym, że ją zostawiłeś.

Ucieszył się od razu i przytulił mnie mocno.

-Jesteś genialna, świetnie!

-Ale czekaj... - powiedziałam. - po pierwsze to nielegalne tak kłamać, a po drugie Lauren i tak zniszczy nam życie.

-Po pierwsze, mam to gdzieś. - wrócił stary Mendes. - A po drugie lepiej później. Idziemy, udawaj, że źle się czujesz.

Spojrzałam w lustro i roztrzepałam sobie trochę włosy oraz skropiłam czoło kilkoma kroplami wody z kranu. Ostrożnie wyszliśmy z łazienki, sprzedając czy nikogo tu nie ma. Nikt nas nie widział, więc poszliśmy pod salę rozpraw.

Stała tam rozwścieczona Lauren.

Powodzenia Mendes.


Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz