23

2.5K 159 23
                                    

Stałam z tatą przed otwartą windą a w środku był Mendes. Był lekko zakłopotany i zacierał swoje dłonie nerwowo o siebie.

-Pójdę schodami. - odparł mój tata.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odszedł od nas i udał się w kierunku schodów. Obejrzałam się za nim i weszłam do środka.

-Co jest? - spytałam.

-Lauren miała wypadek. - oznajmił.

Spojrzałam na niego jak wryta i czekałam aż wydusi z siebie coś więcej. Stąpał nerwowo z nogi na nogę i był widocznie zdenerwowany.

-Jest bardzo źle? - dopytałam.

-Nie wiem. - warknął.

Ma prawo być nieprzyjemny i wredny bardziej niż zwykle, rozumiem to. Dlatego też nic nie odpowiedziałam i w ciszy pojechaliśmy na górę.

Wysiedliśmy i poszłam do taty, kiedy on udał się w innym kierunku. Nie zdążyłam powiedzieć mu, żeby odezwał się do mnie kiedy będzie coś wiedział, ale miałam nadzieję, że sam się tego domyśli.

Usiadłam koło ojca, a ten spojrzał na mnie z pocieszającym uśmiechem.

-Czemu Shawn tu jest? - spytał.

-Jego dziewczyna miała wypadek. Jeszcze nie wiadomo na ile poważny.

Pokiwał głową i zmartwił się trochę.

Widziałam jak bardzo Mendes był przejęty. Może dopiero teraz zdał sobie sprawę, że coś do niej czuje. Albo chodziło mu o tej drugi aspekt, o którym również i ja pomyślałam. Aż sama dziwnie bezdusznie się poczułam, ale on ogólnie taki jest, więc nie odrzucałam tej myśli. Głupio jednak było mi spytać, więc muszę poczekać na rozwój wydarzeń.

Zza rogu wyszedł lekarz ojca, którego widziałam już wiele razy. Uśmiechnął się do nas serdecznie, otworzył drzwi kluczem i zaprosił nas do środka.

-Witam, proszę usiądźcie. - wskazał ręką dwa krzesła przed biurkiem.

Przez chwilę panowała cisza, zanim doktor wyjął jakieś papiery z szuflady i rzucił okiem na jakieś kartki.

-Bardzo dobra wiadomość jest taka, że  te badania - podniósł jakąś teczkę. - mają naprawdę wielki potencjał. Co prawda to badania eksperymentalne, jak sami dobrze wiecie, ale naprawdę, to przełom w medycynie. Naprawdę mogę wam zapewnić, że podjęliście dobrą decyzję.

Chyba serio chciał nas przekonać, że nie mamy czym się martwić, zważając na to ile razy powtórzył "naprawdę".

Opowiadał jak to wszystko będzie wyglądać i używał dużo medycznej terminologii, która nie była mi aż tak obca. Jednak - aż tak dobra z biologii nie byłam i czasami gubiłam się w tym co mówi. Gdy minęło jakieś trzydzieści minut, spytał nas czy mamy jakieś pytania. Tata dopytywał o najmniejszy szczegół, ale nie ma co mu się dziwić. Chciał być pewien, że podejmuje dobrą decyzję.

-Pana choroba pojawiła się u pana w bardzo młodym wieku, jak na tą przypadłość. Wydaję mi się, że w tym przypadku jest to zaleta, bo im młodszy mózg, tym lekarstwa powinny lepiej zadziałać. - opowiadał.

-To w takim razie, chyba wszystko już wiemy. - wyznał tata i spojrzał na mnie.

Pokiwałam z uśmiechem głową i wstałam.

-A więc, panie Moore, w ten piątek pański samolot wylatuje o godzinie szóstej rano. - przypomniał. - Życzę powodzenia.

Podał mu oficjalnie rękę. Było to szczere i bardzo miłe, bo zajmuje się on moim tatą od samego początku. Dla niego to też coś wielkiego i pewnie reaguje na to podobnie jak ja.

Wyszliśmy z gabinetu, a ja wyjęłam telefon. Miałam kilka nieprzeczytanych wiadomości od Shawna. Napisał że czeka za szpitalem. Przyszła ona do mnie minutę temu, więc na pewno wciąż tam jest. Odpisałam, że zaraz będę.

-Pójdę poszukać Shawna, pewnie potrzebuje teraz wsparcia.

Tata powiedział, że nie ma sprawy, i że sam wróci do domu. Zresztą, miał do załatwienia jeszcze parę spraw odnośnie pracy.

Wyszłam z budynku tylnym wyjściem. Było tam sporo lekarzy czy pielęgniarek, którzy rozmawiali ze sobą, paląc papierosa. Zawsze było to dla mnie nie pojęte, że ludzie którzy najwięcej wiedzą o ich szkodliwości, sami je palą. Wyszłam trochę dalej i zobaczyłam Mendesa, który opierał się o betonowy murek i sam trzymał w dłoni papierosa.

-Wiesz już coś? - spytałam od razu, gdy do niego podeszłam.

Pokiwał przecząco głową i zaciągnął się. Wyrzucił końcówkę i wyjął z paczki kolejnego, po czym odpalił go.

-Powiesz mi, co się w ogóle stało? - ostrożnie zapytałam.

-Wypadek samochodowy na skrzyżowaniu. Jakiś idiota zajechał jej drogę, chociaż to ona miała zielone światło. - tłumaczył. - Teraz ma operację, wciąż nic nie wiem.

Stanęłam koło niego i pogładziłam po ramieniu.

-Musi ci być ciężko, to twoja dziewczyna...

Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, zaśmiał się głośno. Trochę zbyt, bo większość osób obróciło się i spojrzał w naszą stronę.

-Wiem, jak źle to zabrzmi. - odparł. - Ale kurwa, ona musi przeżyć dlatego, że bez niej mogę nie odzyskać Melisy.

Powiedział to kompletnie bezuczuciowo, lecz w głębi duszy odetchnęłam, że pomyślał o tym samym. Moją pierwszą myślą było to, że jest ona najważniejszym świadkiem w sprawie Shawna. Ulżyło mi, że nie tylko ja tak pomyślałam, ale czułam się z tym dziwnie.

-Nie jest ci ani trochę, nie wiem, przykro? - dopytałam.

-Nie.

Odpowiedział pewnie siebie i szorstko. Być może tylko udawał, ale szczerze mówiąc, wątpię. To przecież Mendes.

-Chodźmy do środka, może dowiemy się w końcu czegoś.

Zalecił, więc wróciliśmy do szpitala. Usiedliśmy w poczekalni, czekając na jakieś wiadomości. Takie czekanie dłużyło się w nieskończoność, każda minuta przeciągała się jakby była godziną.

Shawn nagle wstał i wyciągnął do mnie rękę. Zdziwiona spojrzałam, nie wiedząc co on robi. Sam złapał mnie za moją dłoń, ciągnąc mnie w górę, bym wstała.

-Co robisz? - zapytałam.

Nic nie odpowiedział, tylko szedł przed siebie. Weszliśmy za róg, gdzie nie było nikogo.

Stałam bliżej ściany, więc stanął blisko mnie i oparł wyprostowaną dłoń o ścianę koło mojej twarzy.

-Co robisz? - ponowiłam pytanie, ale nieświadomie innym tonem głosu.

Co ten chłopak ze mną robi?

Zbliżył się blisko i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Jesteś okrutny. Twoja dziewczyna ma właśnie operację, niewiadomo czy przeżyje, a ty ją zdradzasz. - wyrzuciłam.

Udawał, że nie dosłyszał co powiedziałam.

-Moja kto?

Po czym złaczył nasze usta. Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, ale jednak je miałam. Z drugiej strony Shawn działał na mnie tak, że chociaż wiem, że nie powinniśmy tego teraz robić, nie mogłam mu się oprzeć. Odwzajemniłam pocałunek, kładąc mu ręce na ramiona.

Usłyszeliśmy głośne kaszlnięcie, które miało spowodować, że odsuniemy się od siebie, i tak też się stało.

-Już możemy porozmawiać.

Był to prawdopodobnie lekarz Lauren, który patrzył na nas z pogardą i widać było, co sądzi o Shawnie. Przyznam, wyglądało to nienajlepiej, lecz kto jak kto, Shawn miał to gdzieś.

Poszliśmy za lekarzem, będąc ciekawi co nam powie.

Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz