19

2.6K 172 89
                                    

Dziś jest prawdopodobnie jeden z najbardziej stresujących dni ze wszystkich dotychczas dla Shawna. Wspólnie jedziemy do kancelarii adwokackiej, w której mamy umówione spotkanie z prawnikiem. Poprosił mnie, żebym pojechała z nim, więc bez wahania to zrobię. Naprawdę chcę mu pomóc, bo wiem jak ciężka jest ta sprawa dla niego i jak bardzo samotny jest. Trzeba umieć dostać się do niego w jakiś sposób, a wtedy jest on zupełnie innym człowiekiem niż na pozór się wydaje.

Musiałam ubrać się w miarę elegancko, aby nie wzięli nas za rozpieszczonych gówniarzy, który knują coś głupiego. Przez nasz wiek obawiamy się, że możemy zostać wzięci niezbyt poważnie. Ubrałam czarną sukienkę i szpilki tego samego koloru. Nie mam pojęcia kiedy ostatni raz miałam je ubrane, bo są niewygodne i zupełnie nie w moim stylu.

Usłyszałam jak samochód podjechał na podjazd, więc wiedziałam, że za chwilę usłyszę jak do środka wchodzi Mendes jak do własnego domu. Przyzwyczaiłam się do tego w miarę szybko, szczególnie, że u niego robię dokładnie tak samo.

-Moore, chodź, nie możemy się spóźnić! - krzyknął.

Byłam w kuchni, a on udał się do salonu.

-Włazisz do mojego domu bez pukania i jeszcze mnie popędzasz? - odgryzłam się, nalewając wodę do szklanki. - Mendes, przeginasz.

Zdziwiłam się, bo nie wyśmiał mnie ani nie odpowiedział czegoś nie miłego, jak to miał w zwyczaju. Poszłam do salonu i ujrzałam coś bardzo miłego dla oka.

Stał odwrócony do okna w czarnym garniturze. Dopiero, gdy odwrócił się do mnie zauważyłam jak idealnie dopasowany jest i jak dobrze w nim wygląda. Spod marynarki wystawała mu biała koszula i czerwony krawat. Kurwa, wyglądał zajebiście.

-Kurwa, wyglądasz zajebiście. - stwierdził.

Czy on czyta w moich myślach i powtórzył to tylko po to, aby mnie upokorzyć? Nie. Wbijał we mnie wzrok i serio to powiedział. Nie ukrywam, podobało mi się to.

-No tak, jedno z nas musi dobrze wyglądać, a drugie być mądre. - uśmiechnęłam się. - A nie czekaj, robię przecież oba.

Mimochodem przez jego twarz przeszedł ledwo zauważalny uśmieszek.

-Tak się stresuję, że nawet nie wiem jak ci się odgryźć, Moore. - udawał załamanego.

-Jak to? Przecież ty nigdy się nie stresujesz.

-No wiem, sam jestem zszokowany. - podniósł rękę, aby rękaw opadł mu z nadgarstka i odczytał godzinę z zegarka. - Musimy iść.

Wsiedliśmy do samochodu, radio automatycznie włączyło się. Próbował odpalić silnik, lecz ręce tak mu się trzęsły, że ledwo mógł trafić w stacyjkę.

Złapałam go za obie dłonie i mocno ścisnęłam.

-Mendes, weź się w garść! - podniosłam głos. - Jeśli nie umiesz nawet odpalić samochodu, jak chcesz przekonać prawnika, że jesteś na tyle odpowiedzialny, że dasz radę sam zajmować się małym dzieckiem?! Uspokój się!

Sama zdziwiłam się, że się na to zebrałam. Normalnie nie robię takich rzeczy, ale wydaje mi się, że o dziwo, to pomogło.

Wziął głęboki wdech i również uścisnął moje dłonie.

-Mam ochotę cię zabić i przytulić w tym samym czasie. - szepnął pod nosem i już bardziej opanowany odpalił silnik.

-Jestem genialna. - skwitowałam.

-Okej, raczej to pierwsze. - odpowiedział.

*

Podjechaliśmy pod wielki budynek i szukaliśmy miejsca na parkingu. Był dość mały, przez co trudno było o wolne miejsce. Obserwowałam Shawna, który podniecał mnie odkąd tylko go dziś zobaczyłam. Nie wiem czy to to eleganckie ubranie czy coś innego, ale gdy tylko patrzyłam na niego, w głowie miałam same wulgarne myśli. Sama nie wierzę, że o tym myślę, ale przeleciałabym Cię Mendes.

Krążył po parkingu i szukał wolnego miejsca. Kiedy już je znalazł, inny samochód go wyprzedził i dosłownie sekundę przed nim zajął upatrzone miejsce.

-Nosz kurwa. - Westchnął pod nosem ze złością.

Dlaczego mnie to kręci?

Gdy w końcu nam się udało, skierowaliśmy się do wejścia.

Zauważyłam, że ponownie zaczął się stresować. Oczywiście, było to zrozumiałe, ale musi sprawiać wrażenie pewnego siebie i wiedzącego, czego chce.

W recepcji dowiedzieliśmy się, pod który pokój mamy się udać. Wsiedliśmy do windy i kliknęłam numer 6, czyli piętro na które zmierzamy.

Zaczął pocierać swoje dłonie w nerwowy sposób.

-Hej, przestań. - złapałam go za rękę, "przypadkiem" zachaczając o jego udo.

Uniósł brew i spojrzał na mnie. Lekko przybliżyłam się, żeby zobaczyć czy pójdzie za ciosem.

Poszedł.

Złaczył nasze usta, lecz nie było to delikatne jak za pierwszym razem. Mocno przywarł swoimi wargami do moich, po czym przycisnął mnie do ściany windy. Jego ręką powędrowała z talii do uda i z powrotem. Po chwili zwolnił pocałunki, przygryzając moja dolną wargę tak, że lekko syknęłam.

-Żałuj, że to tylko szóste piętro. - wyszeptał prosto w moje usta.

Żałowałam, to fakt. Kiedy wysiedliśmy i usiedliśmy na krzesłach pod gabinetem, zdałam sobie sprawę, co się przed chwilą wydarzyło. Nikt nigdy w życiu nie pocałował mnie tak jak on przed chwilą. Stwierdziłam, że chcę więcej i to dużo więcej, ale nie byłam w nim zakochana. Wydaje mi się, że nie jestem nawet bliska zakochania się w nim, ale ma coś w sobie co sprawia, że zrobiłam taką rzecz jak przed chwilą, a nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jestem do tego zdolna.

Co było w tym wszystkim najlepsze, nie było między nami niezręcznie czy nieswojo po tym. Było nawet lepiej, bo Shawn widocznie rozluźnił się.

-Gotowy? - spytałam.

-Zawsze. - uniósł brwi i obrócił to w kolejny zboczony żart.

-Nagle jesteś wyluzowany? - spytałam.

-No wiesz, to twoja zasługa. - wyszczerzył zęby.

Nie ukrywałam, że byłam z siebie dumna, więc rzuciłam mu zalotny uśmiech.

Z pokoju numer 27 wyszedł starszy mężczyzna z siwymi włosami. Wyglądał bardzo mądrze i wzbudzał szacunek.

-Państwo Mendes? Zapraszam.

Najpierw rozbawiło mnie, że powiedział do nas "Państwo Mendes", a potem spoważniałam i zdecydowanym krokiem weszliśmy wspólnie do środka.


Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz