Postanowione. Muszę myśleć jak Mendes.
Wcale się w nim nie zakochałam, tylko zauroczył mnie sposobem bycia. Nic nie znaczący flirt, to tylko dobra zabawa. Wiedziałam na co się piszę, zawierając z nim jakąkolwiek relację. Nie mogę go również obwiniać za to, jak się to potoczyło. Nigdy mi nic nie obiecywał, a tylko ja byłam głupia.
Dziś mój tata wylatuje, więc myślę o tym, a nie Mendesie. Samolot taty wylatuje o szóstej rano, więc, gdy jest druga w nocy, zamiast spać, myję zęby i patrzę w swoje odbicie w lustrze. Byłam dość zaspana i moje włosy były roztrzepane. Słyszałam jak tata chodzi po mieszkaniu i dopakowywuje ostatnie rzeczy. Pomyślałam, że teraz nie będę już tego słyszeć, jedyne co będę słyszeć w domu to cisza. Na początku na pewno będzie dziwnie, ale powinnam się przyzwyczaić. Mam też nadzieję, że szybko zleci mi ten samotny czas.
Kolega ojca zawiózł nas na lotnisko, ale okazało się, że musiał jednak szybko wracać, więc będę zmuszona wracać taksówką. Poszliśmy na odprawę bagażu, czekając i nudząc się, jak to na lotnisku. Oboje byliśmy zmęczeni wczesną porą, więc zbyt wiele nie rozmawialiśmy. Wszystko co chcieliśmy sobie przed wyjazdem powiedzieć, już powiedzieliśmy wczoraj. Były to właściwie typowe formalności : " uważaj na siebie", " zanim się obejrzysz wrócę", i tradycyjne "wszystko będzie dobrze". W to ostatnie bardzo chciałabym wierzyć, ale niestety zbyt dużo wyobrażam sobie, że coś pójdzie nie tak. Od razu wypędzam z głowy te głupie myśli, ale często wracają.
Shawn: I jak tam?
Zdziwiłam się, widząc tą wiadomość. Była piąta rano, powinien spać, a nie się tym interesować. W końcu między nami nic nie ma.
Ja: Czekamy na samolot, wracam taksówką do domu.
Shawn: Wcale, że nie:)
Chcąc, nie chcąc uśmiechnęłam się pod nosem. To miłe, że o szóstej rano zamiast spać, woli po mnie przyjechać.
I znów to samo - wymyślam sobie, że to miłe, i że to coś znaczy. A to po prostu cały Mendes. Dziwny, nieprzewidywalny i to, że zamiast teraz spać, przyjedzie po mnie, nie jest niczym nadzwyczajnym w jego wykonaniu.
Usłyszeliśmy miły, kobiecy głos przez głośnik, mówiący, że pasażerowie udający się do Wellington w Nowej Zelandii, są proszeni o udanie się do samolotu. To był już ten czas, w którym musimy się pożegnać.
Wstaliśmy i spojrzeliśmy na siebie. Tata mocno mnie objął, a mi do oczu napłynęło kilka łez. Nie chciałam, by to widział, więc próbowałam je jakoś powstrzymać.
-Szybko wrócę - zaśmiał się i wytarł mi łzę z policzka, której jednak nie udało mi się wstrzymać. - w dodatku jeszcze lepszy.
Ponownie mocno go objęłam, a po chwili patrzyłam już tylko na jego sylwetkę, udającą się do samolotu. Skierowałam się do wyjścia, lecz teraz całe te emocje jakoś mnie uderzyły i nie powstrzymywałam już płaczu. Łzy leciały mi ciurkiem z oczu, a ja próbowałam nie wydawać żadnych głównych dźwięków. Płacz w miejscu publicznym nie należał do najmilszych doświadczeń.
Wyszłam na zewnątrz i wpadłam na Shawna.
-Właśnie cię szukałem.
Spojrzał na mnie zakłopotany, a ja wytarłam mokrą twarz. Przytulił mnie mocno do siebie. Zamknęłam oczy i uspokoiłam się. Głaskał tył mojej głowy, i szeptał, że wszystko już dobrze.
-Dziękuję. - wyszeptałam.
-Nie ma sprawy. - odparł. - w końcu też wiem jak to jest.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. No tak, byliśmy w podobnej sytuacji, nie koniecznie było z czego się cieszyć.
Wsiedliśmy do samochodu. Jadąc chwilę w ciszy, usłyszeliśmy dźwięk telefonu Shawna. Spojrzał na wyświetlacz i mina mu zrzędła.
-Kto?
-Ojciec. - odparł niezadowolony.
Odebrał, chociaż prowadził i nie powinien, ale mniejsza o to. Przez chwilę trzymał tylko telefon przy uchu i nic nie mówił, ale szybko się to zmieniło.
-Co? Przypominam, że to wy zabraliście mi siostrę i wyjechaliście chuj wie gdzie! - wykrzyczał głośno.
-Shawn, zatrzymaj się. - poleciłam mu.
Rozumiem, że się zdenerwował, ale nie chciałam, żeby prowadził samochód w tym stanie, szczególnie, że siedzę obok. O dziwo posłuchał mnie i zjechał na pobocze.
-Mam to w dupie, rozprawa się odbędzie, bo ja wam wytaczam i musicie się kurwa zjawić! - był coraz bardziej wkurzony.
Nie wiem co mówił jego tata po drugiej stronie słuchawki, ale pewnie wyglądało to mniej więcej tak samo jak tutaj. Ciągły krzyk i przekleństwa, jak uroczo.
Rozłączył się i od razu wysiadł z auta. Wysiadłam za nim, nie wiedząc co planuje. Na szczęście chciał tylko zapalić. Oparł się o maskę i odpalił papierosa od czerwonej zapalniczki.
-O co poszło? - zapytałam ostrożnie.
-O to, że jak śmiałem wytoczyć mu sprawę sądową, skoro jestem jego synem. - zaciągnął się. - Oczywiście, że mam takie prawo!
-Masz, to prawda. - stanęłam obok niego. - Nie mają wyboru, muszą zjawić się w sądzie czy tego chcą czy nie.
-Tak. - stwierdził.
Minęła chwila, w której uspokoił się.
-Możemy już jechać? - zapytałam.
Skinął głową i wróciliśmy do auta.
Przyjechaliśmy do domu Mendesa. Czułam się tam właściwie jak we własnym domu, więc zwyczajnie rzuciłam się na kanapę. Nagle znów rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. To chyba będzie ciekawy dzień.
Odebrał, mówiąc, że dzwoni prawnik.
-Tak szefie? - odebrał z zadziornym uśmieszkiem.
Na jego twarzy nagle pojawił się promyk szczęścia. Uśmiechnął się i złapał z tyłu głowy. Chyba nie dowierzał, bo cały czas pytał, czy to naprawdę się dzieje. Odłożył telefon i podszedł do mnie, mocno mnie obejmując.
-Mów! - ponagliłam go.
-Peterson powiedział, że wysłał moim rodzicom jakiś nakaz pojawienia się w kraju, skoro rozprawa ma się odbyć - mówił zadowolony. - mają siedem dni roboczych, żeby się tu pojawić.
-O matko, to wspaniale! - mocno go przytuliłam.
-Zobaczę Melisę. - szepnął.
Nie spodziewałam się tego nawet, ale szybko mnie pocałował. Po prostu zetknął nasze usta, po czym wstał i podszedł do kuchni. Dziwne, zawsze te pocałunki miały jakąś namiętność, na chwilę zatrzymywał się dla mnie czas. A to było takie zwyczajne, jakbyśmy byli... w związku. Ale w nim nie jesteśmy, więc było to conajmniej dziwne.
-Lauren musi szybko stanąć na nogi. - stwierdził.
-Nie wiem czy to w ogóle wykonalne. - odparłam.
-Ja też. - zastanowił się. - Muszę ją odwiedzić, obudziła się kilka dni temu i muszę często u niej być, żeby nie pomyślała, że coś jest nie tak.
-Jasne. Mogę tu zostać? - zapytałam spontanicznie. - W sensie, nie chcę być w pustym domu, a tu jest dobrze.
Od razu zgodził się, mówiąc, że to żaden problem. Uśmiechnęłam się.
Dostałam SMS od Sue, czemu tak rzadko pojawiam się w szkole. To racja. Zaniedbuje naukę ostatnio i przy okazji moje przyjaciółki. Muszę umówić się z nimi na spotkanie.
Napisałam do dziewczyn, że zapraszam je dziś na noc, z racji tego, że był piątek. Obie się zgodziły na co ucieszyłam się.
Zostałam sama w domu Shawna, czując się tu dziwnie dobrze i bezpiecznie.
CZYTASZ
Therapy | shawn mendes fanfiction ff
FanfictionObaj ukrywają wrażliwość pod warstwą sarkazmu, ironii i ciętego języka. Każde z nich ma problemy oraz zmartwienia, lecz nie obarczają nimi innych. Shawn pomimo młodego wieku jest sławnym pianistą, ale wszyscy podchodzą do niego z dystansem, ze wzglę...