22

2.3K 158 6
                                    

-Pozew do Celine oraz George'a Mendes został wysłany dziś rano.

Oznajmił mi i Shawnowi Petterson. Chłopak miał wiele pytań, więc zaczął je zadawać, a prawnik odpowiadał na nie, jakby były one oczywiste. Owszem - dla niego pewnie były, lecz nie dla dwójki nastolatków, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z takimi sprawami.

-A kiedy możemy spodziewać się pierwszej rozprawy?

-To zależy od wielu czynników. - podrapał się w tył głowy i oparł o oparcie fotela. - Najpierw twoi rodzice muszą otrzymać nasze pismo, sami załatwić adwokata i stawić się w sądzie tutaj w Kanadzie.

Shawn pokiwał głową. Petterson spojrzał Shawnowi w oczy, w sposób, że aż mi przeszły po plecach ciarki.

-A ty masz w ogóle z nimi jakiś kontakt?

-Dzwonię do nich, kiedy chcę porozmawiać z Melisą, a z nimi nie zamieniam nawet słowa.

-To dobrze. - odparł, po czym dodał ze śmiechem: - Dla sprawy, oczywiście.

Shawn wymusił ironiczny uśmiech, który nie wyrażał raczej szczęścia. Wiem, że chciałby mieć normalny kontakt z rodzicami i chciałabym, żeby jakoś się dogadali, lecz wiem, że jest on w tej sprawie nie ustępliwy. Nigdy nie dali mu oni rodzicielskiej miłości ani wsparcia, jakie powinno otrzymać dziecko od mamy czy taty. Chociaż miałam tylko ojca, to udało mu się stworzyć atmosferę prawdziwego ogniska domowego i dzięki niemu, wcale tak bardzo nie odczuwałam braku matki.

-Dobra dzieciaki, odezwę się do was, jak otrzymam jakąś odpowiedzieć w tej sprawie. - wstał, co oznaczało koniec spotkania.

-Jesteśmy pełnoletni, pamięta pan? - przypomniał Shawn.

prawnik zaśmiał się i otworzył drzwi.

-Oczywiście. - powiedział z ironią.

Mendes chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wypchnęłam go z gabinetu i pożegnałam się.

-Przestań próbować mu cokolwiek udowadniać. - oznajmiłam. - Niech myśli sobie co chce, byle ci pomógł.

- Po prostu mnie wkurwia.

-Wiem, bo macie identyczne charaktery. - rzuciłam.

Spojrzał na mnie, kiedy wyszliśmy z budynku. Zatrzymał się koło samochodu i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Włożył jednego z nich do ust i odpalił czarną zapalniczką, zasłaniając rękoma, by wiatr mu nie przeszkadzał.

-Nie mamy identycznych charakterów. - odparł, wypuszczając dym.

-Znów palisz?

-Stres. - wyjął paczkę i zaproponował mi jednego.

Odmówiłam, kręcąc głową. Nie lubię palić, chociaż kiedy słyszę jak bardzo to potrafi odstresować, to kusi mnie to. Stwierdzam jednak, że nie chcę marnować zdrowia i pieniędzy.

-Wytłumacz. - powiedział.

-Wiesz, że nie lubię palić.

-Nie to. - zaśmiał się. - Czemu uważasz, że jestem podobny do tego dupka prawnika.

-Po prostu. - nie wiedziałam, co więcej miałam do tego dodać. - Dlatego tak się spieracie, bo obaj uważacie się za chodzące ideały.

Zmarszczył brwi. Zapatrzył się przed siebie i chwilę nic nie mówił.

-Wow, to serio jestem okropny. - podsumował.

Zaśmiałam się. Wiem, że powiedział to pół żartem, pół serio. Chyba dopiero zetknięcie z człowiekiem, który jest tak samo wredny i arogancki dało mu do zrozumienia, że sam taki jesteś. Szczerze, polubiłam go takim, jakim jest i nie wyobrażam sobie go miłego czy pełnego optymizmu.

-Jesteś. - skwitowałam, uśmiechając się.

*

Wróciłam do domu, zastając tatę w przedpokoju. Był wyraźnie rozkojarzony, więc od razu się trochę zaniepokoiłam.

-Coś się stało? - spytałam.

-Nie - odparł w pośpiechu. - A właściwie...

Posłałam mu spojrzenie, żeby jak najszybciej powiedział o co chodzi. Chwilę się do tego zbierał, więc ponaglałam.

-Muszę podjąć decyzję teraz. - usłyszałam. - Dosłownie, w tym momencie, mam piętnaście minut na podjęcie decyzji.

Wypuściłam powietrze z płuc i nie zastanawiałam się długo.

-Jedziesz. - oznajmiłam.

-Nagle jesteś pewna? Ostatnio nie byłaś taka przekonana...

-To nasza jedyna szansa, musisz z niej skorzystać. - pomyślałam chwilę. - Mam nadzieję, że nie będę jej żałować do końca życia.

Wiem, że on chce podjąć się tego leczenia. Boi się, musi wyjechać na inny kontynent i zostawić swoją małą córeczkę samą. W rzeczywistości, ja nie jestem już taka mała i doskonale poradzę sobie sama, podczas gdy mój tata podejmie się leczenia i wróci do domu w świetnej formie. Musi tak być, wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Przytuliłam mojego ojca, a on odwzajemnił uścisk. Z policzka poleciała mu łza, na co automatycznie też zachciało mi się płakać.

-Przestań. - rozkazałam. - Powinieneś się teraz cieszyć!

Uśmiechnął się przez łzy i zgodził się ze mną. Poszliśmy do kuchni, gdzie tata wykonał telefon do lekarza. Umówił się z nim na spotkanie na następny dzień. Spytał czy może przyjść z córką, a ten zgodził się, mówiąc, że nawet lepiej, jeśli też dowiem się o całej procedurze. Uśmiechnęłam się, a on rozłączył się. Długo jeszcze rozmawialiśmy, nie wiedząc, ile mamy czasu do rozstania.

*

Około południa udaliśmy się do szpitala z moim tatą. Nie mieliśmy do niego wcale daleko, a pogoda dopisywała, więc przeszliśmy się spacerem. Napisałam do Mendesa parę wiadomości, ale ku mojemu zdziwieniu nie odpisał. Na pewno nie spał tak długo, bo nie było to do niego podobne. Schowałam komórkę do kieszeni i nie myślałam o tym długo.

Weszliśmy do budynku szpitalnego i podeszliśmy do recepcji. Tata spytał o nazwisko lekarza prowadzącego a pani siedząca po drugiej stronie kazała nam zaczekać pod gabinetem numer siedem. Był on na drugim piętrze, więc stanęliśmy przed windą i czekaliśmy aż się pojawi.

Drzwi windy rozsunęły się na boki, a moim oczom ukazała się znajoma sylwetka.

-Shawn, co ty tutaj robisz?











Therapy | shawn mendes fanfiction ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz