- Powtórz, Liv. - Michael wstał na nogi i zaczął wolno chodzić po salonie, trzymając palce na nosie. - Rozumiem. Tak. Dzięki.
Brunet odłożył telefon, uprzednio rozłączając połączenie, po czym podszedł do okna i spojrzał na ogród. Ethan dotknął mojej dłoni i zacisnął na niej palce. Oddałam lekko uścisk i posłałam mu słaby uśmiech, którego nie odwzajemnił.
- Co jest? - zapytał, a ja ścisnęłam jego dłoń.
- Liv namierzyła jego aktualne położenie. - Michael odwrócił się do nas ze zmarszczonymi brwiami. - Blisko domu Angie.
- Musi się tu przenieść. - Ethan wstał puszczając moją dłoń, przez co cicho jęknęłam.
- A Blake? - zapytałam cicho. - Jemu też może się coś stać.
- On też powinien przyjść. Przynajmniej będzie nam tu wesoło. - Michael prychnął kpiąco. - Zadzwonię do nich.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho. - Za wszystko.
- Nie ma sprawy. - puścił mi oczko. On zdecydowanie był bardziej zadowolony z życia, niż my.
Wyszedł z salonu, a ja oparłam łokcie o uda i przykryłam dłońmi twarz. Ani ja, ani Ethan nie byliśmy spokojni. Miałam wrażenie, że najbardziej opanowany jest Michael, ale nawet nie wiedziałam, czy w jego stanie zdrowia, mógłby się stresować. Nigdy nie interesowałam się medycyną, a nowotwór nie był obecny w mojej rodzinie.
Wstałam z kanapy i ruszyłam do kuchni. Nie słyszałam za sobą Ethana, ale nie przeszkadzało mi to. Musieliśmy być spokojni, a osaczanie się nawzajem na pewno nie wyszłoby nam na dobre.
Sięgnęłam do szafki gdzie trzymałam leki na żołądek. Wyciągnęłam fiolkę i potrząsnęłam nią. Zawsze lubiłam ten dziwny dźwięk odbijających się tabletek od szklanych ścianek opakowania. Niestety tym razem nic nie usłyszałam. Podeszłam do okna i uniosłam fiolkę. Nie dostrzegłam żadnej tabletki. W środku poczułam lekką panikę. Potrzebowałam tych leków, a nie mogłam spokojnie wyjść z domu.
- Ethan! - zawołałam drżącym głosem. Brunet pojawił się szybko w kuchni i spojrzał na mnie pytająco z rękami wciśniętymi w kieszenie czarnych jeansów. - Skończyły się leki. - podałam mu opakowanie. - Co teraz?
- Poproszę Michaela, żeby pojechał.
- Nie. - zaprotestowałam szybko. - On jest za słaby. Sama pójdę.
- Jadę z tobą. Nie zostawię cię, ani nie wypuszczę. - pocałował mnie lekko w policzek, na co się uśmiechnęłam.
***
Podjechaliśmy do najbliższej apteki. Powiedziałam Ethanowi, że mogę iść sama, co przyjął z wielką niechęcią. Wchodząc do budynku obejrzałam się za siebie i dostrzegłam jak brunet wychodzi z auta i odpala papierosa. Przewróciłam oczami i stanęłam w kolejce. Wystukiwałam nieznany mi rytm palcami na udzie i oglądałam widok za oknem.
Apteka znajdowała się obok budynku galerii, więc znajdował się tu ogromny parking. Wiele aut stało, a ludzie popijali kawę w kawiarniach po drugiej stronie. Wszędzie był tłum. Nagle poczułam znajome wibracje w kieszeni skórzanej kurtki. Sięgnęłam po telefon i odblokowałam.
Nieznany
Co kupujesz w aptece? Chyba nie test ciążowy ha ha.Zmarszczyłam brwi i obejrzałam się po całym parkingu. Spojrzałam na Ethana, który palił papierosa i czytał jakąś ulotkę. Spojrzałam po wszystkich ludziach, ale co druga osoba miała telefon w ręce. Nie mogłam dostrzec nikogo kogo znałam, ani nikogo podejrzanego.
CZYTASZ
Driver {korekta}
Romance- Nie rób tak. - szepnął w moje usta. - Ale jak? - zapytałam kusząco i ponownie przegryzłam dolną wargę. - Tak? - Dokładnie, tak. - nie patrzył już na moje oczy, tylko na usta. Wiedziałam, że nie powinnam, wiedziałam, że nie mogłam, ale to zrobił...