lørdag3 03.02.2018

1K 72 1
                                    


 Siedziałem w kuchni, próbując rozwiązać krzyżówkę, jednak moje myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Wiedziałem, że jak tata dowie się, że rzuciłem pracę po niecałym tygodniu, to nie tylko będzie mną zawiedziony, ale i porządnie wkurwiony. Bo nie ukrywajmy tego, że to on mi to załatwił, a przez moje zachowanie wyszedł na idiotę. W innych okolicznościach jutrzejszy obiad byłby czymś fajnym, ale wyczuwam, że to nie będzie nic przyjemnego. Zacisnąłem zęby na końcówce długopisu, kiedy poczułem czyjeś ręce na ramionach.

- Jesteś strasznie spięty – usłyszałem, a po chwili Eva delikatnie zaczęła masować moje ramiona. Uśmiechnąłem się do siebie, bo jeśli miałbym być szczery, brakowało mi jej dotyku. Takiego z jej inicjatywy, bo jeśli chodzi o mnie, to tuliłbym ją i macał cały dzień. - Dobrze ci? - Zapytała, nachylając się przy moim uchu.

- Bardzo – westchnąłem i mogłem się założyć, że dziewczyna się uśmiechnęła.

- Odwróć się do mnie – poinstruowała, po czym jej ręce zniknęły z moich ramion, a ja grzecznie okręciłem się na krześle. - Tak lepiej – uśmiechnęła się do mnie, by chwilę później mnie pocałować.

- To się nazywa dzień dobry – zaśmiałem się, przyciągając ją najbliżej siebie. - Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? - Uniosłem do góry brew, a ona tylko wzruszyła ramionami.

- Tacy powinniśmy być zawsze – uśmiechnęła się. - Przepraszam za swoje zachowanie – rzuciła, po czym spuściła wzrok.

- Nie masz za co – delikatnie podniosłem jej brodę i szybko ją cmoknąłem.

- Jadłeś już? - Zapytała, odsuwają się ode mnie, a ja dopiero teraz zauważyłem, co ma na sobie. Skrzywiłem się, bo to była jedyna rzecz, której nie chciałem na niej widzieć.

- Mogłabyś to zdjąć? - Spojrzałem na nią uważnie.

- Jak zwykle bezpośredni – zaśmiała się, najwyraźniej nie traktując moich słów poważnie.

- Mówię poważnie Eva – westchnąłem, a ona oparła się o blat.

- Dlaczego mam ściągnąć twoją bluzę? - Uniosła do góry brew. - Mówiłeś, że lubisz, jak noszę twoje rzeczy?

- Bo uwielbiam – uśmiechnąłem się do niej. - Ale nie chcę, byś nosiła tę bluzę.

- Dlaczego? - Drążyła, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy robi to specjalnie, czy na serio nie jest świadoma tego wszystkiego. - Twoje imię jest zaznaczone na czerwono, więc wszystko się zgadza, prawda? - Zaśmiała się. - Zrozumiałabym twoje oburzenie, gdybym paradowała z czerwonym Williamem na plecach, ale że z tobą?

- Bluzy były idiotycznym pomysłem, na który sam wpadłem – pokręciłem głową. - Bo właśnie tak traktowałem kiedyś kobiety. Byłem dumny z tego, że wszyscy wiedzą, że zaliczyłem tę i tamtą – parsknąłem. - A one, co gorsza, chciały to nosić – pokręciłem głową. - A teraz mam przed sobą ciebie, swoją narzeczoną, która stoi przede mną w bluzie, która przypomina mi jakim chujem kiedyś byłem i czuję się z tym źle.

- Dla Vilde bluza Williama była świętością – powiedziała, a ja zmarszczyłem nos. - Gdy ją dostała, chodziła w niej cały czas, chociaż wszyscy wiemy, jak William ją potraktował. Dla niej to było, nie wiem, wyróżnienie? - Zaśmiała się. - Może to głupie, ale może właśnie to na chwilę sprawiło, że czuła się dobrze? - Pokręciła głową. - Dla mnie ta bluza nie jest wyróżnieniem – wybucha śmiechem. - Dostałam ją przez przypadek i muszę przyznać, że traktuję to wszystko jako żart. Bo przecież byłam jedną z twoich dziewczyn, prawda? - Unosi do góry brew. - A nigdy nie dałeś mi tej bluzy. A dostałam ją teraz, jak się zaręczyliśmy – parska.

- Nie dostałaś tej bluzy, bo byłaś kimś więcej niż jakąś przypadkową laską, którą chciałem mieć na liście, która miała być odhaczona – schodzę z krzesła i podchodzę do niej.

- Tu nie chodzi o to, że z tyłu jest twoje imię – uśmiechnęła się do mnie, kładąc ręce na moich policzkach. - Chodzi o to, że jest twoja. Ty w niej chodziłeś, a nie jakaś dziewczyna – przewróciła oczyma. - Przecież nie pójdę w niej do szkoły czy coś, ale po domu chyba mogę w niej chodzić, co? - Uniosła do góry brew.

- Nie – stanowczo pokręciłem głową.

- A może pójdziemy na kompromis, co? - Zaśmiała się.

- Nie wiem – wzruszyła rękoma – zaproponuj coś.

Przez chwilę uważnie się w nią wpatrywałem, po czym się uśmiechnąłem.

- Możesz chodzić w tej bluzie, ale tylko wtedy gdy dołem twoje stroju będą moje ulubione szare szorty – wybuchnąłem śmiechem, a Eva spojrzała na mnie z politowaniem. - Uwielbiam kompromisy z tobą, wiesz? - Pocałowałem ją, a ona od razu przeniosła ręce na moje włosy. - Jutro idziemy na obiad do moich rodziców – wyszeptałem, schodząc pocałunkami na jej szyję.

- Powiesz tacie o pracy? - Zapytała, wkładając ręce pod moją koszulkę.

- Aha – wydyszałem. - Pewnie mnie zabije.

- Nie zrobi tego, nie pozwolę mu – zaśmiała się, po czym ponownie mnie pocałowała.

CHRISTOFFER | SKAM SEZON 7 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz