11.02.2018

909 77 2
                                    

Stałem oparty o maskę swojego samochodu, powoli paląc papierosa. Mroźne powietrze niczym mały bat ciosały moje policzki, a ręce, na które zapomniałem włożyć rękawiczek, powoli mi odmarzały. Wiadomość od Evy nie dawała mi spokoju. Wiedziałem, że miała rację, a moje zachowanie było czystą głupotą. Bo przecież mogłem siedzieć w domu, jak normalny człowiek, więc dlaczego wolałem wsiąść do samochodu i jak skończony kretyn krążyć ulicami Oslo? Pewnie dlatego, że to wszystko było dla mnie nowe. I chociaż brzmię jak idiota, kompletnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Nigdy nie kłóciliśmy się z Williamem. Nigdy nie było sytuacji, byśmy ze sobą nie gadali. Jasne zdarzały się różne mniejsze bądź większe sprzeczki, ale zawsze traktowaliśmy to jako żart, a nie coś poważnego. A teraz było inaczej i nie potrafiłem wymyślić, co z tym zrobić. Bo z jednej strony go rozumiałem. Wkurzył się, bo wkręciłem go w coś, o czym on sam nawet nie wiedział. Nastawił się na to, a ja jak skończony skurwiel znowu wyciągnąłem coś innego. Ale nawet to nie powinno sprowokować go do tego, by powiedział te wszystkie słowa. I jeszcze przy Evie. To jest chyba najgorsze, że ona to wszystko słyszała, a teraz robi dobrą minę do złej gry. Staram się mówić jej o wszystkim, ale są pewne rzeczy z mojej przeszłości, których po prostu nie musi znać. Jakieś głupie, żenujące akcje, o których wiedzieliśmy tylko my z Williamem. A ten dzisiaj wyjechał w przypływie złości z niektórymi sprawami. Zaciskam pięść, bo chociaż boli mnie to, że William jest na mnie zły, jednocześnie przywaliłbym mu za to, że opowiadał jakieś pierdoły, o których Eva nie miała pojęcia. A ja teraz wcale nie jestem lepszy, bo zamiast być z nią w domu, stoję na jakimś pieprzonym pustkowiu. Gaszę butem końcówkę papierosa i wsiadam do samochodu, czekając, aż w końcu zrobi mi się ciepło. Włączam muzykę z przyzwyczajenia, co sprawia, że się uśmiecham. Gdy jeździłem sam, to robiłem to w ciszy, dopiero gdy Eva zaczęła mi towarzyszyć, to ona przekonała mnie do tego, by słychać muzyki. Bawiła się podczas wybierania stacji radiowej, a gdy niczego nie potrafiła znaleźć, to podłączała swój telefon i udawała, że gramy w teledysku. Spojrzałem na puste miejsce pasażera obok mnie i zrozumiałem, gdzie powinienem właśnie być. Odpaliłem silnik i nucąc pod nosem, kieruję się w stronę naszego osiedla. Droga mija mi zaskakująco szybko, głównie dlatego, że chyba jestem jedynym kretynem, który zamiast siedzieć w domu, jeździ po mieście. W końcu zaparkowałem pod naszym budynkiem i powoli wysiadłem z auta. Szybkim krokiem podszedłem do klatki, gdzie przyjemne ciepło otuliło moje ciało. Przywołałem windę i rozpiąłem kurtkę. W myślach tworzyłem to, co powiem Evie, by usprawiedliwić swoje dziecinne zachowanie. Gdy dojechałem na odpowiednie piętro, pewnym ruchem przekręciłem klucz w zamku. Popchnąłem drzwi i nie fatygowałem się nawet, by zapalić światło. Siłowałem się z butem, kiedy przedpokój oświetlił się, a przede mną stanęła Eva, trzymająca w rękach wazon. Spojrzałem na nią pytająco, bo co jak co, ale nie spodziewałem się, że zobaczę ją w mojej koszulce z wazonem, w pewnej gotowości do ataku. Uśmiechnęła się do mnie, po czym odłożyła wazon i podeszła do mnie. Przyciągnęła mnie do siebie, jak małe dziecko, po czym z piskiem się odsunęła. Spojrzała w moje oczy, kładąc ciepłe dłonie na moich zimnych policzkach.

- Zmarzłeś – powiedziała z troską, jak i z pewnego rodzaju skarceniem.

Uważnie się w nią wpatrywałem, po czym na mojej twarzy wyrósł uśmiech, którego nawet nie potrafiłem kontrolować. Było źle, pokłóciłem się z najlepszym przyjacielem, który jest dla mnie jak brat. Eva dowiedziała się o czymś, czego miała nie wiedzieć, a mimo wszystko, w tym momencie czułem się zadziwiająco dobrze. Czułem się kochany i to właśnie zasługa tej lekko zdezorientowanej istoty, która wciąż ogrzewała moje policzki swoimi dłońmi.

- Kocham cię – powiedziałem, po czym przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.

CHRISTOFFER | SKAM SEZON 7 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz