tirsdag5 13.02.2018

871 69 6
                                    


Opierałem się o blat wyspy kuchennej Williama, zastanawiając się, czy zostawianie go samego jest dobrym pomysłem. Nie powiedziałbym, że przechodzi klasycznie przez wszystkie stopnie żałoby, dlatego gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że lepiej byłoby mieć go na oku. Z drugiej strony, spokoju nie dawało mi to, co napisała mi Chris. Czego do jasnej cholery chciał od Evy Jonas i dlaczego ubzdurał sobie, że ma prawo ją dotykać? Za kogo on się do cholery uważa, skoro myśli, że może się z nią spoufalać. To, co było między nimi to już tak odległa historia, że najwyższa pora, by o tym do kurwy zapomniał.

- Możemy porozmawiać? - Moje rozmyślania zostały przerwane przez Inę, która niepewnie opierała się o futrynę drzwi.

- Pewnie – uśmiechnąłem się do niej, bo chociaż to William stracił matkę, to odnoszę wrażenie, że to wszystko przypomniało dziewczynie o swojej tragedii.

Podeszła do mnie, po czym usiadła na krześle. Sięgnęła po kubek, na którym odciśnięta była szminka i upiła łyk napoju. Przez chwilę nie mówiła nic i troszeczkę zgłupiałem, bo skoro chciała porozmawiać, to dlaczego nie mówi?

- Rozmawiałam z Evą – uśmiechnęła się słabo. - I chociaż troszeczkę się opierała, koniec końców zgodziła się na to, żebym ci powiedziała.

- O czym? - Zmarszczyłem czoło, bo odnosiłem wrażenie, że wszyscy coś wiedzą, tylko nie ja.

- Pamiętasz, jak napisałam do ciebie z pytaniem o to, czy kupno biletów na mecz to dobry pomysł na prezent walentynkowy? - Spojrzała na mnie, a ja tylko skinąłem głową. Pamiętałem i zżerała mnie zazdrość, że William ma ten bilet. Nie lubiłem Realu Madryt ani PSG, ale mecz Ligi Mistrzów, zwłaszcza na takim stadionie to musiałoby być coś.

- Pamiętam – wtrąciłem, bo dziewczyna czekała na moją odpowiedź.

- Trochę wtedy nas wydałam – zaśmiała się. - Znaczy mnie i Evę, a nie mnie i ciebie – pokręciła głową. - Nie ukrywam, że to Eva podsunęła mi ten pomysł. Znaczy nie to, że mam kupić Williamowi bilet, ale to ona jakoś mnie natchnęła, bo sama mówiła, że jak siedzicie w swoich salonach, to przeżywacie te mecze tak, jakbyście co najmniej tam byli – uśmiechnęła się. - William kibicuje PSG i czuje się związany z tym klubem tak, jakby co najmniej urodził się w Paryżu albo na tym stadionie – wybuchnęła śmiechem, a ja poszedłem w jej ślady, bo miała rację. William miał niezłą obsesję na punkcie drużyn, które pewnie nawet nie wiedzą o istnieniu Norwegii. - Dlatego trochę poczytałam, bo przyznam się bez bicia, że kompletnie nie znam się na piłce – przewróciła oczyma – i odkryłam, że w walentynki Real gra z PSG i na domiar wszystkiego, wciąż były bilety – uśmiechnęła się. - Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Evy z pytaniem, czy jest tym zainteresowana. Bo chociaż kocham Emily i Dolce gusto tak wypad z nimi byłby katorgą – wybuchnęła śmiechem. - I Eva przyznała, że to nie twoje klimaty, jeśli chodzi o drużyny, ale na pewno chciałbyś pójść na taki mecz i to z Williamem – uśmiecha się, a ja robię coraz to większe oczy i jeśli dalej tak pójdzie, to za chwilę mi wypadną. - Obliczyłyśmy koszta, miałyśmy problem z przewalutowaniem, bo najwyraźniej matematyka nie jest naszą mocną stroną – roześmiała się – ale koniec końców, udało się nam kupić dwa bilety na mecz, znaleźć hotel, bilety na samolot i godzinę później byłyśmy biedniejsze, ale cholernie zadowolone, bo wiedziałyśmy, że wam się to spodoba.

- Zaraz – pokręciłem głową. - Kupiłyście z Evą dwa bilety? - Spojrzałem na nią.

- Na mecz tak – uśmiechnęła się. - Wybacz, ale ja się nie znam na piłce i tylko bym was wkurzała – zaśmiała się. - A Eva stwierdziła, że nie bardzo ją to kręci – dodała. - Dlatego wy mieliście pójść na mecz, a my poszłybyśmy na miasto – wzruszyła ramionami. - I wiem, że walentynki powinno spędzać się inaczej, ale my wszyscy jesteśmy specyficzni i to by miało swój urok, bo i ty pobyłbyś z Williamem – puściła do mnie oko, a ja się zaśmiałem – ja z Evą, no a później ja z Williamem, a ty z Evą – uśmiechnęła się. - Wszystko było zaplanowane, znaczy, William miał dowiedzieć się dzisiaj, a ty jutro – zaśmiała się – spokojnie, Eva miała cię spakować – pokręciła głową. - Ale wyszło, jak wyszło – powiedziała ciszej. - William cierpi i chociaż nie był blisko ze swoją mamą, to wiem, że go to boli, bo już nigdy nie będzie miał szansy z nią porozmawiać i wszystkiego sobie wyjaśnić. No i dochodzi choroba, która teraz go przeraża i mnie też, bo chryste – kręci głową – mam ochotę go kontrolować jak małe dziecko, bo robi mi się słabo na samą myśl, że coś mogłoby się mu stać.

- Mnie też – powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie wyobrażam sobie, żeby Williama miało zabraknąć w moim życiu. Przez niemal całe nasze życie, byliśmy tylko my i więź, która nas łączy jest nie do opisania.

- I nie chcę zabrzmieć jak zły, nieczuły człowiek, ale nie wiem, co mam zrobić Chris – patrzy mi prosto w oczy. - Chcę, żeby William sobie wszystko poukładał, żeby jakkolwiek źle i dziwnie to zabrzmi, żeby to przecierpiał, a potem wylizał się z tych ran. Ale z drugiej strony nie chcę dopuścić do tego, by William się załamał. By zamknął się w sobie – kręci głową. - Nie chcę ciągnąć go do cholernego Madrytu, mając świadomość, że właśnie zmarła mu mama. Ale gdzieś z tyłu głowy mam to, że to pomogłoby mu, chociaż na chwilę się od tego oderwać. I nawet nie chodzi o to, że martwię się straconymi pieniędzmi, czy tym, że poniekąd wystawiłabym Evę na lodzie, bo przecież to też jest prezent dla ciebie. Chryste – schowała twarz w dłoniach – nic z tego nie zrozumiałeś, prawda? Bredzę jak skończona kretynka i na domiar wszystkiego nie potrafię się zająć własnym chłopakiem.

- Pojedziemy – usłyszałem lekko zachrypnięty głos Williama i automatycznie spojrzałem w jego stronę.

- Co? - Ina wyprostowała się na krześle.

- Pojedziemy do Madrytu – uśmiechnął się słabo.

- Jesteś pewien? - Spojrzałem na niego uważnie, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy za chwilę dostanie jakiegoś napadu złości.

- Tak – pokręcił głową. - Dziewczyny się postarały, więc nie miałbym serca złamać ich – zaśmiał się, ale jego oczy wciąż były smutne. - Poza tym chcę zobaczyć na własne oczy jak Neymar i Cavani rozprawią się z Ronaldo – wybuchnął śmiechem. - Więc możesz uciekać do siebie – spojrzał na mnie – i zacznij się pakować. Aha – na chwilę przerwał – i zapomnij o tym, że będziesz kibicował Realowi. Kibicujesz PSG, a jeśli nie, to przysięgam, że cię uduszę – pokręcił głową.

- Niech ci będzie – wzruszyłem rękoma, bo szczerze mówiąc miałem gdzieś to, kto wygra ten mecz. Skierowałem się ku drzwiom, kiedy nagle poczułem, że William mnie do siebie przyciąga.

- Dzięki za wszystko Chris – powiedział cicho, a ja się tylko uśmiechnąłem i poklepałem go po plecach.

- Nie ma za co William – odsunąłem się od niego i tylko pokiwałem głową.

CHRISTOFFER | SKAM SEZON 7 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz