9

748 19 8
                                    

Madryt. Dom Cristiano Ronaldo.

Piłkarze siedzieli w ogromnym salonie Cristiano, gdzie popijali odżywcze koktajle, które wcześniej przygotowali. Marcelo nie chciał zostawiać jeszcze przyjaciela. Widział go codziennie, czasami całe doby by wiedzieć, że nie chce być sam. Chociaż nie mówił o tym głośno. Marcelo spojrzał na niego odwracając wzrok od telewizora.

- Lepiej trochę?- zapytał patrząc na niego by wychwycić każdą emocję na jego twarzy, która by go zdradziła.

- Ta- mruknął patrząc w dno kubka.

- Serio?- uniósł brew wiedząc, że ściemnia.

- Tak!- wybuchł czym się odrazu zdradził i odłożył z impetem pusty już kubek- Na pewno- dodał trochę ciszej.

- Masz jej zdjęcie? Cokolwiek?- Ronaldo spojrzał na niego zdziwiony jego prośbą, ale wyciągnął telefon chwilę poruszał palcami i podał mu telefon- To ona?

Kiwnął głową w odpowiedzi i wpatrywał się w lecący mecz w telewizji. Zawsze mało im piłki.

- I masz jej zdjęcie?- spytał zdziwiony Marcelo patrząc na Polkę.

- Yhym. Jak była u mnie kilka dni, jakoś tak wyszło- wzruszył ramionami zerkając na Marcelo i zaraz dodał widząc otwierającą się jego buzię- Cicho. Nic nie mów.

- Kilka dni...- pokręcił głową- Jest taka...

- Jaka?- zagrzmiał Ronaldo nie zdając sobie sprawy ze swojego tonu.

- Zwyczajna- uśmiechnął się do niego- W porównaniu z tym jakie wcześniej cię otaczały. Blondynka, długie włosy, jasna karnacja. Szczupła.

- Możesz już?- przerwał mu zbierając puste szklanki i ruszył w stronę kuchni.

- Co mogę?- dreptał za nim Marcelo jak cień- Chcę ci uzmysłowić, że się wkręciłeś. Wielki piłkarz, sławny, przystojny zakochał się w lekarce, która kompletnie jest z innego świata. Zadziwiające.

- Marcelo. Tu się puknij- popukał palcem w jego czoło- Nie dopowiadaj sobie. Masz rację. Inny świat. Nie wiem czy umiałaby to wszystko ogarnąć- przewrócił oczami zirytowany już tą rozmową.

- To spraw, aby umiała to ogarnąć- odpowiedział mu Marcelo klepiąc go po plecach- Trzymaj się stary.

Mruknął coś w podzięce i tępo patrzył w miejsce, gdzie stał wcześniej jego przyjaciel. Teraz w głowie brzęczały mu jego słowa. Pokręcił nerwowo głową kierując się do siłowni. Żadna kobieta nie będzie mu teraz robić miazgi z serca. Chciał dobrze. Wyszło jak wyszło. Teraz ma mecze. Nie ma nic ważniejszego.

                                 ***

- Lepiej już?- dopytywał mnie szef, gdy zbierał się do wyjścia.

- Taak. Spokojnie- uśmiechnęłam się, aby dodać wiarygodności swojej odpowiedzi- Dziękuję. Za wszystko.

- Nie ma za co. Głupia- ścisnął mnie jak zawsze żartobliwie za nos.

- To była chwila słabości- zaśmiałam się trąc ręką nos- Mówiłam już. Za dużo emocji się zebrało i tyle. Wiedziałam doskonale, że nie będzie z tego miłości- znów się roześmiałam sama nie wiedząc czemu.

- Jasne- poklepał mnie po ramieniu- Idź się połóż. Dobrze ci to zrobi. Do zobaczenia w poniedziałek?

- Oczywiście- przytaknęłam i zamknęłam za nim drzwi.

Odetchnęłam z ulgą wypuszczając głośno powietrze. Pewnie, że byłam jeszcze tym przybita, muszę się przespać i odpocząć. Poszłam na balkon zapalić spokojnie papierosa i mój mózg dalej intensywnie pracował. Nie mam o nic żalu do piłkarza, odepchnęłam jego uczucia. Sama tego chciałam. Nie wiem szczerze mówiąc co sobie myślałam jadąc na mecz. Położyłam się dość wcześnie do łóżka i postanowiłam do niego zadzwonić ten ostatni raz.

Don't ever look backOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz