35

401 12 0
                                    

Witam! To już trzydziesty piąty rozdział i ostatnio myślałam już nad zakończeniem tego opowiadania. Mam kilka pomysłów, ale nie mogę się jeszcze zdecydować ;) Myślę, że do pięćdziesięciu rozdziałów się zmieszczę i będzie koniec. Tymczasem zapraszam do czytania i oczywiście raz jeszcze chcę podziękować za te osoby co mnie czytają, to naprawdę miłe! 

To pisanie to dla mnie taki reset jak już mam dość w pracy czy kiepski dzień. Dlatego cieszę się z tego co jest ;) Zapraszam!

Wstrzymałam na kilka sekund powietrze, gdy zniżył się do mojego wzrostu, aby powiedzieć te kilka słów wprost do mojego ucha. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, gdy się odsunął tylko zamroczona patrzyłam przed siebie i jak przez mgłę widziałam jego oddalającą się sylwetkę. Pomrugałam kilka razy oczami, gdy się ocknęłam i wypuściłam powietrze z płuc rozglądając się w około. Zwrócił tym zachowaniem na nas uwagę, a konkretniej to na mnie, bo pracownicy patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Odwróciłam się zesztywniała w stronę Jamesa, który tylko patrzył na mnie znaczącym wzrokiem.

Wcisnęłam ręce do kieszeni sportowej kurtki i poszłam usiąść obok reszty swojej załogi. Nikt nic nie mówił, ale nagle dziwnie zamilkli, gdy pojawiłam się blisko nich. Spojrzałam na wszystkich próbując zrobić obojętną i jednocześnie bojową minę, bo miałam w tym momencie ochotę rozpaść się na kawałki.

- No co? - odezwałam się lekko zachrypniętym głosem. - Coś nie tak? Jakieś pytania, sugestie? - patrzyłam na każdego po kolei, a ci tylko wzruszali ramionami unosząc jednocześnie ręce w geście poddania. Jednak widziałam te ich cwaniackie uśmiechy na twarzach.

Przewróciłam poirytowana oczami siadając obok Jamesa i chwyciłam butelkę z napojem, aby nawilżyć swoje zaschnięte gardło. Opróżniłam połowę i dysząc ciężko próbowałam zakręcić z powrotem butelkę.

- Daj mi to. - warknął wkurzony James wyrywając mi butelkę z zakrętką. - Ręce ci się telepią, że nawet zakręcić nie możesz. - domknął butelkę i rzucił ją niedbale pod nogi wracając do swojej wcześniejszej pozycji. - Co ci powiedział? - spytał po dłuższej chwili nie odrywając wzroku od boiska.

- Nic istotnego. - odparłam, również patrząc na rozgrywający się mecz, a konkretniej to podążałam tylko za jedną postacią.

- Dlatego tak ci się trzęsły ręce? - powiedział podśmiechując się ironicznie pod nosem, a ja skierowałam na niego wzrok. - Skoro jednak twierdzisz, że to nic istotnego. - również na mnie spojrzał i przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Nie miałam zamiaru ciągnąć tematu Cristiano więc wróciłam spojrzeniem na mecz.

Próbowałam obrać obojętny wyraz twarzy i zamaskować to co naprawdę się ze mną działo. Jego obecność nie działa na mnie korzystnie i mój mózg już zaczął wyłączać tak zwane racjonalne myślenie, a moje serce wesoło hulało w środku obijając dotkliwie moje żebra. Zacisnęłam dłonie w pięści i liczyłam w duchu do stu, aby zająć się czymś innym i powtarzałam sobie w między czasie, że Luis będzie na mnie czekał po meczu i będziemy szli coś zjeść. Luis, Luis, Luis. Powtarzałam jego imię tak uporczywie, że nawet nie czułam jak zaczęłam nerwowo potrząsać nogą.

W pewnym momencie sędzia wezwał medyków do naszej gwiazdy Portugalii, chyba jego stara kontuzja z kolanem się odzywa. Carlos wstając z krzeseł spojrzał na mnie, ale pokiwałam przecząco głową co przyjął również delikatnym skinieniem głowy przywołując dwóch innych pracowników. Dobiegli do siedzącego piłkarza, który zaczął zawzięcie z nimi dyskutować przy czym bardzo agresywnie zaczął gestykulować rękoma. Spojrzeliśmy na siebie z blondynem zdziwieni tą sytuacją i siedzieliśmy dalej obserwując to małe wydarzenie.

Don't ever look backOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz