Mystic Fall, rok 2012. Bal
Pobiegłam na taras, gdzie delektowałam się naturą oraz ciszą. W okół, mnie była sama roślinność, która jest tak samo krucha, jak ja w środku.Jak, my wszyscy, którzy ukrywamy prawdziwe uczucia...
Czemu mnie wzięło na takie smuty?
- Carmen... - usłyszałam głos, Damona. Przetarłam oczy, które były zmęczone. Ta cała sytuacja, bal, trumny nagle bracia Mikaleson i Salvatore. To za dużo. - Widziałem i słyszałem. - pokazał na ucho a ja bezsilnie, oparłam się moim ciałem o jego. Damon, objął mnie i pozostawił w silnym uścisku.
Od kilku minut staliśmy w bezruchu oraz w ciszy. Wystarczyło mi, że ktoś był przy mnie w takim momencie. Niby nic się nie stało, ale wszystko zaczęło mnie przerastać. Gdy chciałam, w końcu się odezwać, przeszkodził mi jego wibrujący telefon.
- To Elena - odparł, chowając telefon.
- Lepiej, idź.
- Tak, zrobię - powiedział i odszedł od mnie. Gdy, był już w połowie drogi odwrócił się i krzyknął. - Idź na sale bankietową i pokaż im swój uroczy tupet!
Po tych słowach z mojej twarzy, nie schodził uśmiech. Damon naprawdę był uroczy.
Od razu, pewnym krokiem weszłam na sale bankietową. Zabrałam kieliszek z szampanem i udałam się na środek, chcąc się nareszcie bawić.
Chwilowa, fascynacja minęła mi, gdy zobaczyłam przed sobą Kola. Tego, który mnie przerażał jednocześnie intrygując.
- Zawsze marzyłaś o tej sukience - odparł, przyglądając się mi bardzo dokładnie.
- Szkoda, że tego nie pamiętam - powiedziałam, ironicznie i odeszłam od chłopaka. Jednak, on nie dawał za wygraną, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
Mystic Fall, rok 1914
Chłodny dzień, zawitał w starym miasteczku i zaprowadził ludzi do wielu chorób. A ja jedynie co mogę robić to podawać zioła w mojej małej aptece, którą zajmuje się od paru lat wraz z moją ciotką.
Wiem, jak to brzmi, ale to bardzo fascynujące zajęcie.
- Jeden, żywokost - powiedziałam, podając panu Gilbertowi do ręki ziele. Mężczyzna podziękował i wyszedł z apteki. Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ladę, chcąc nareszcie po paru godzinach odpocząć. W końcu, była już noc.
- Dobry wieczór - usłyszałam, męski głos. Zagryzłam zęby i odwróciłam się do klienta. - Dla mnie tylko, werbena.
- Jestem ciekawa, jak to podniesiesz - szepnęłam, podsuwając roślinę pod niego. Doskonale, wiedziałam, że obsługuję wampira. Chłopak się zaśmiał i podał worek z pieniędzmi.
- Kol - podał mi rękę, uważając na werbenę.
- Carmen.
Spojrzałam na chłopaka, którego rysy były wręcz idealne, a kolor skóry, wcale nie był tak bardzo blady, jak na wampira. I na to na groźnego wampira!
Dopiero po chwili, zrozumiałam, że przeszywam go wzrokiem.
- Jesteś nowy? - zapytałam, chcąc zmienić temat. Speszyłam się i to doskonale zauważył, ale skąd mogłam wiedzieć, że taki przystojniak przyjdzie do mojej apteki.
- Tak i nie ukrywam, że mój pobyt będzie, raczej krótki.
Oparłam się o ladę, chcąc pokazać zainteresowanie jego życiową historią.
- W skrócie czy może długa historia?
Podeszłam pod drzwi i obróciłam plakietkę na zamknięte. - Mamy czas. - zaśmiałam się i stanęłam obok Kola.
- Od około tysiąca lat wraz z rodzeństwem, uciekamy. Tylko ja jestem czarną owcą w tej rodzinie, więc od czasu do czasu ciekam im, żeby skosztować odrobinę życia.
- Hmm.. Czy to nie jest nieodpowiedzialne? Z resztą ile cie już szukają?
- Tydzień, to nie rekord - zaśmiał się. - I tak, uważam siebie za dzieciaka. No, ale... Pewnie, nie masz takich problemów?
- Powiedzmy, jednak ja rodzeństwa nie mam. Ani rodziny. - powiedziałam i skojarzyłam fakty, że Elijah wraz z Klausem, też uciekali przed Mikaelem, jednak pewnie to zbieg okoliczności. - A twoi bracia jak się nazywają?
- Lepiej, nic wartego do zapamiętania. Uwierz, mi lepiej, żebyś ich nigdy nie poznała.
Trzy miesiące później
Ten miesiąc minął nam magicznie, obydwoje postanowiliśmy, że Kol wprowadzi się do mnie i pomoże, prowadzić aptekę. Być może to spontaniczna decyzja, ale urzekł mnie. Po prostu urzekł...
W moim życiu, zawitało szczęście. Był to prawdziwy dar, ponownie pokochać kogoś. Jednak, była to miłość przyjacielska, obydwoje potrzebowaliśmy mieć przy sobie tego ,,kogoś''.
Czy na pewno przyjacielska?
- No dobra, kiedyś kupie ci tą złotą sukienkę - odparł, podając mi skrzynie z ziołami. Jedynie o czym marzyłam, to po paru godzinach w końcu wyjść z tej apteki.
- I pójdziemy na bal - zamarzyłam się. - Taki oficjalny, bal. Tańce i SZAMPAN!
Zaczęłam układać słoiki w regale, a Kol nagle ucichł. Odwróciłam się do niego - No co? Nie mów, że nie lubisz szampana?
- W sumie, to nie opowiadałaś mi o tym, który cię tak bardzo zranił.
- Serio? Jakie powiązanie ma sukienka z byłym? - zaśmiałam się, ale on był całkiem poważny. - Nasze drogi się rozeszły, po prostu. Pan X musiał opuścić miasteczko i ja też.
- Pan X? - zapytał.
- Tak, zapamiętaj, że to pan X.
Wybuchliśmy śmiechem, gdy słyszeliśmy powtarzający się X. Po chwili, jednak Kol znów spochmurniał. Podeszłam do niego i chwyciłam go za ramiona. - Halo, Kol co jest? Co ty taki dzisiaj markotny?
Westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
- Moje rodzeństwo mnie znalazło... Carmen, to chyba koniec. - powstrzymywał się od płaczu, chwyciłam chłopaka za ręce i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Użył na mnie perswazji - Wiem, że nigdy się już nie spotkamy i bardzo tego żałuje, jednak chcę ci powiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na tym świecie i będę cię pamiętać do końca.
Patrzyłam w jego oczy i nie byłam w stanie się cokolwiek odezwać.
CZYTASZ
𝘛𝘳𝘺 𝘔𝘦✧𝐓𝐕𝐃✧ POPRAWKI
Fiksi Penggemar𝐏𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐚 𝐜𝐳𝐚𝐫𝐨𝐰𝐧𝐢𝐜𝐚 𝐰𝐫𝐚𝐜𝐚 𝐝𝐨 𝐌𝐲𝐬𝐭𝐢𝐜 𝐅𝐚𝐥𝐥𝐬, 𝐠𝐝𝐳𝐢𝐞 𝐧𝐚 𝐧𝐢ą 𝐳𝐨𝐬𝐭𝐚ł𝐚 𝐫𝐳𝐮𝐜𝐨𝐧𝐚 𝐤𝐥ą𝐭𝐰𝐚 𝐧𝐢𝐞ś𝐦𝐢𝐞𝐫𝐭𝐞𝐥𝐧𝐨ś𝐜𝐢. 𝐍𝐢𝐤𝐭 𝐩𝐨𝐳𝐚 𝐊𝐥𝐚𝐮𝐬𝐞𝐦 𝐧𝐢𝐞 𝐦𝐚 𝐩𝐨𝐣ę𝐜𝐢𝐚 𝐨 𝐫𝐳𝐮𝐜𝐨𝐧�...