Rozdział 1

788 22 0
                                    


Niektóre domy są przygnębiające. Bywają takie w których jesteś a nie znasz swoich rodziców i nie wiesz kim byli oraz czy jeszcze żyją. W takich domach jak tamte, dzieciaki wymyślają sobie różne historie nie z tej ziemi. Wyobrażają sobie ich wspaniałych starych i wierzą, iż oni kiedyś wrócą po nich do tego ośrodka samotności,bo każdy z nich jest w pewien sposób samotny i każdy ma nadzieje.Tak oni są z domów dziecka, zupełnie jak ja. Ja, która z jednego domu, trafiłam do następnego, w którym miałam być szczęśliwa i dostać prawdziwą rodzinę. Wszystko jednak ułożyło się nie tak jak powinno. Niby w moim życiu dostałam to wszystko, co wielu z takich jak ja nie dostało.Pomimo tego i tak właśnie czułam się jak te dzieciaki, które narzekały na brak domu, na który nie składają się puste meble ale miłość rodziców i ich bliskość w najważniejszych momentach życia, ewentualnie doradzanie im czy kierowanie. Było tak, ponieważ w pewnym momencie w moim życiu wszystko się załamało. Z jednej strony była to moja wina a z drugiej ich. Okłamywali mnie, chociaż zawsze pod skórą wiedziałam, iż coś jest nie tak. Moje 16 urodziny stały się dniem, który odkrył przede mną tę tajemnicę; byłam adoptowana i tak naprawdę moimi biologicznymi rodzicami byli całkiem obcy mi ludzie.Właśnie w tym momencie wszystko stanęło. Świat się zatrzymał a ja stałam po środku i nie wiedziałam, kim naprawdę jestem.

Wy nie widzicie, że ja już dłużej nie mogę.

Wasz świat nie jest moim światem*

Zastanawiałam się zawsze czemu nie jestem dumną panienką z dobrego domu jak moja przybrana mama?Czemu nie jestem stanowcza jak mój przybrany tatuś? Nie byłam taka jak oni, nawet wygląd mi o tym przypominał.Czarne włosy,brązowe oczy, gdzie oni mieli oboje niebieskie i jasne włosy .Zrozumiałam, czemu nigdy nie miałam z nimi jakiejś bliskiej więzi, dlaczego czułam się jakaś obca. Po tamtych urodzinach nie mogłam się pozbierać a oni wciąż zalatani za swoimi sprawami i pracą, nie zauważali jak powoli upadam w sobie.Potrzebowałam od tego uciec tyle, że byłam za młoda a liczba miejsc, gdzie mogłabym odzyskać równowagę była mocno ograniczona.

Pozostali dziadkowie, którzy byli rodziną ze strony mojego ojca i mieszkali w Polsce. Tam, zawsze czułam się dobrze. Zdecydowałam, ze nie chce ciągnąć tego koszmaru. Zadzwoniłam do babci, bo miałam z nią najlepszy kontakt i wyżaliłam się jej. Pocieszała mnie i próbowała uspokoić.Chciałam do niej pojechać, jednak byłam prawie w połowie roku szkolnego.Wydawało się, że moja ucieczka jest nie możliwa. Babcia zaniepokojona moim stanem, dzwoniła do rodziców. Fakt, że ich córka zaczyna mieć stany depresyjne i zaczęła się okaleczać zburzył ich idealny obraz nieskazitelnej rodzinki. Nie wiedzieli jak do mnie podejść. Nie mieściło im się w głowie, abym zaczęła chodzić do terapeuty czy psychologa. Co by powiedzieli ich znajomi? Że mają córkę wariatkę? Już wystarczył sam fakt, iż wyglądałam inaczej. Byłam emo. Mój sposób ubierania i tego kim jestem był mi wytykany na każdym kroku. Po miesiącu od urodzin wszyscy mieliśmy nerwy w strzępach przez moją depresję.W końcu dorośli uznali, że Kanada nie jest dla mnie dobrym miejscem. Mała, polska wioska i życie z dziadkami miało mi pomóc się wyciszyć, wy normalnieć, dorosnąć.Ucieszyłam się na wieść, iż moje marzenie o ucieczce się ziści a jednocześnie bolał fakt, że na nowo się mnie pozbyto, kiedy przestałam pasować do idealnego obrazka .Przybyłam sama do dziadków do Polski na święta Bożego Narodzenia. W drodze starałam się przypomnieć ich dom, ale pamiętam go dość nie wyraźnie, gdyż byłam tu jeszcze przed przeprowadzką do Kanady.Byłam też tak bardzo zajęta myślami „kim jestem„ i „jaka jestem„ oraz „czemu tak późno mi powiedzieli", że podroż z Kanady do Polski wydała się dosłownie chwilą.Chwilą za która potem przypłaciłam samotnością, bo dziadkowie, chociaż byli mi bliscy  nie zastąpili do końca rodziców.Cierpiałam i zadawałam sobie ból. Zawsze nosiłam frotki i pełno bransoletek na rękach, żeby nie zauważyli.Nie było to nałogiem a raczej ucieczką od świata,której nie powtarzałam zbyt często.Moje życie przypominało udrękę, gdyż w szkole nie byłam lubiana.Patrzyli na mnie dziwnie, poszturchiwali się: „emo idzie„, "cięłaś się dziś?„ ,"chcesz to pożyczę ci żyletkę„. Starałam się to olewać, ale i tak po powrocie ze szkoły wylewałam swoje żale w łzach w poduszkę, chcąc zapomnieć. Zapomnieć o tym, że kiedyś było inaczej.Nie chciałam żyć wspomnieniami, ale one wracały każdego dnia. Rzeczywistość przynosiła też te wspomnienia, przez które znienawidziłam swoje ciało. Przynosiły wspomnienia błędów jakie popełniłam, kiedy się tu dostałam. Przypominało mi w każdej chwili ludzi, których zawiodłam i zraniłam. Ciemna noc znów zakwitła na niebie a ja leżałam na swoim łóżku.Byłam w dołku jak co wieczór.Właśnie dzisiaj miałam za sobą ostatni dzień szkoły w liceum.Zrezygnowałam z pisania matury. Chciałam otrzymać świadectwo i na tym zakończyć swoją przygodę z byciem tutaj.Jednak kolega z klasy robił prezentacje o naszej klasy i podczas apelu została włączona i wszyscy wyśmiewali się z mojego zdjęcia, które nie wiadomo skąd wyciągnął.Ostatni raz mieli okazje się pośmiać z jednej, jedynej, dziwnej dziewczyny w szkole a nauczyciele odetchnęli z ulgą, że nie będę im zawracać głowy ciągłym zgłaszaniem prześladowania mnie pod ich nosem .Miałam wrażenie, że i oni cieszyli się, gdy przekroczyłam bramę szkoły i poszłam w innym kierunku. Wiedziałam, że mieli mnie dość a ja od dawna  miałam ich. Teraz zostałam tylko z moim marzeniem,które nosiłam w sercu od tych 3 lat.Chciałam jedynie powrócić do miejsc, w których poznawałam świat jako mała, nie wiedząca jeszcze o niczym  Mel. Teraz jako duża Melania, dorosła i to z ukończeniem szkoły na półce patrzyłam w sufit, snując plany.Leżąc tak przed samym snem ujrzałam te chwile sprzed dawnych lat : dwóch chłopaków-moi niezapomniani przyjaciele Bill i Tom, który stał się moim chłopakiem. Tak, Tom to była moja pierwsza i zarazem odwzajemniona miłość, to z nim miałam mój pierwszy związek, mój pierwszy pocałunek. Widziałam tamte liście falujące na drzewie z promieniami letniego słońca w sadzie między naszymi domami.Tamte dni i to wszystko było takie piękne zanim rodzice wyjechali do Kanady.Tamte wygłupy, smutki i radości były takie nasze jak jeszcze miałam tylko dwa kroki do bliźniaków,kiedy mieszkałam w Niemczech do 14 roku życia. Ach, jakież to było piękne.

..............................................


* Tokio Hotel-Gegen meinen willen

TH by MelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz