Rozdział 23

193 6 0
                                    

Jechaliśmy przez jakieś parę minut bez słowa.W końcu parę kilometrów od domu bliźniaków zatrzymaliśmy się miedzy Magdeburgiem a Loitsche,gdzieś na poboczu.Mężczyzna odpiął pas a ja śledziłam każdy jego najmniejszy ruch.Później wyłączył radio, które wyło od początku naszej podróży i położył swoją jedną rękę na oparciu mojego fotela.

Zastygłam czując przerażenie.Coś tu było nie tak.Poczułam się dość dziwnie.Pan Taylor spojrzał mi prosto w oczy a ja się przestraszyłam.Gęsia skórka weszła mi na ramiona.Nie wiedziałam,co się tu kroi, ale miałam złe przeczucia, kiedy tak patrzyłam przez minute w jego dwa brązowe punkciki wyróżniające się z całej twarzy swoim kolorem.Patrząc tak ujrzałam tylko w nich swoje odbicie i jakby coś jeszcze, czego nie umiałam zdefiniować.

-Mel,muszę Ci coś powiedzieć-rzekł a ja milczałam-pewnie zdziwiłaś się, że biorę Cie na przejażdżkę samochodem, zamiast porozmawiać o mojej córce Belli w domu bliźniaków, ale..-urwał i przejechał dłonią po moim policzku odgarniając kosmyki włosów,które przylepiły się do spierzchniętych ust. Takie jego zachowanie dopiero mnie przestraszyło.Odskoczyłam i odpięłam pas. Ten zbok chyba chciał mnie zgwałcić.Przeraziłam się nie na żarty, bo byłam z nim tu sama a w około nie było nikogo, kto mógłby mnie uratować.

-Przepraszam-rzuciłam i wyszłam z samochodu.

-Melanio,dlaczego..?Mel dokąd idziesz?-wysiadł energicznie za mną i rozłożył z bezsilności i zdziwienia ręce.

-Jak najdalej od pana, bo się do mnie przystawia-rzuciłam wściekle i poszłam przed siebie.

Oglądnęłam się-niech to! On ruszył za mną.

-Mel,zaczekaj!Mel, daj mi to wszystko wyjaśnić. Mel..-odwróciłam się i spojrzałam na faceta stojącego kilka kroków za mną.-Źle mnie odebrałaś.

Zamilkłam a ojciec Belli spuścił wzrok.

-Nie umie Ci tego powiedzieć ot tak.-powiedział nieśmiało-Jesteś tak podobna do swojej matki-dodał ze smutkiem w oczach.

Zatkało mnie.

-Zna pan moja mamę?-zdziwiłam się i zbliżyłam.

-Tak,znałem i bardzo ją kochałem..-odparł przeraźliwie zasmuconym głosem.

-Czyli pan..?-zaczęłam, ale nie mogłam tego powiedzieć.Nie mogłam uwierzyć w to, co teraz pomyślałam a było to jasne  jak piorun z nieba w ciemną noc, który przeciął ciemne sklepienie oświetlając przerażającą prawdę, zmieniającą wygląd mojego życia na nowo.-Niech mi pan nie mówi tylko, że..-po raz kolejny urwałam zdanie, gdyż głos ugrzązł głęboko w gardle.


A twoja niewiedza przestanie krwawić

Możesz dzisiaj odetchnąć*


-Tak,Mel-odpowiedział i podszedł do mnie-jestem Twoim biologicznym ojcem

Poczułam falę gorąca i po policzkach nie wiadomo, kiedy potoczyły się łzy.

-Dlaczego,więc..? Dlaczego zostawiliście mnie?

-Twoja matka umarła przy porodzie.

Kolejny podmuch gorąca uderzył mnie w twarz wraz z rozdzierającym wnętrzności bólem, jakby ktoś mocno mnie kopnął.A więc nie żyje.A więc nie ma matki.Łzy zjechały ponownie z moich oczu a kiedy otarłam je niedbale dłonią ujrzałam, iż pan Tylor także ociera swoje.

-Dlaczego nie chciał mnie pan wychować? Dlaczego pozbył się mnie pan?-popatrzyłam na niego ze złością, po czym ruszyłam w stronę samochodu a on wraz za mną.

TH by MelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz