Pov NiallJestem przerażony sytuacją do której doprowadziłem jednak szybko odzyskuje zimną krew i sprawdzam jej puls. Jest dobry, więc oddycham z ulgą. Biorę ją na ręce i niosę do salonu. Tam układam na kanapie i jeszcze raz dokładnie przyglądam się ranie na jej głowie. Nie wydaje się głęboka i mam nadzieję, że nie doznała wstrzasnienia mózgu.
- Dlaczego się tak kreciłaś? Teraz będę musiał żyć z świadomością, że przeze mnie stała ci się krzywda. A ja naprawdę chcę dla ciebie dobrze Torii - głaszcze ją po policzku.
Po kilkunastu sekundach Victoria zaczyna powoli uchylać swoje powieki.
- Obudź się kochanie - mówię do niej łagodnie. Nie chcę jej wystraszyć.
- Wszystko mnie boli, a głowa to już najbardziej.
- Nic w tym dziwnego, na schodach została jeszcze plama twojej krwi. Niepotrzebnie kłóciłem się z tobą na schodach. Mogłem poczekać aż wejdziesz na górę.
Mruga jeszcze kilka razy, a następnie rozgląda się.
- Skąd ja się tu wzięłam?
- Przyniosłem cię tu, nie mogłem zostawić cię na tych schodach. Może jednak powinienem cię zawieźć do szpitala albo wezwać lekarza? - wykorzystuje to, że jest słaba i łączę nasze dłonie. Jestem szczęśliwy nawet z możliwości dotykania jej.
- Nie trzeba. Zaraz pójdę do siebie - chce się podnieść, ale jej to uniemożliwiam kładąc dłoń na jej klatce piersiowej.
- Nie wstawaj. Jesteś na to jeszcze za słaba.
- Nieprawda - sama nie wierzy w swoje słowo. Na szczęście po chwili odpuszcza i leży już spokojnie. - Wolałabym teraz zostać przez chwilę sama.
- Nie obraź się, ale nigdzie się stąd nie ruszę. Ze względu na to, że w każdej chwili możesz się gorzej poczuć, ale i chcę spędzić z tobą trochę czasu. A teraz mi nie uciekniesz.
- Dlaczego tak lubisz mnie dręczyć? Wystarczy, że już muszę z tobą mieszkać, a ty teraz ciągle za mną chodzisz. Przestań, wystarczająco już zniszczyłeś mi życie.
Jej wypowiedź ogromnie mnie rani. Została skrzywdzona, ale to nie jest jedynie moja wina. Każdy z nas brał w tym udział, a nie wspomnę już o tym, że Zayn trzymał jej lufę przy głowie.
- Nie chciałem, wybacz mi.
- Twoje słowa nie wrócą życia moim rodzicom. Nie wymażą mi też z głowy tych okropnych wspomnień to już do końca życia pozostanie ze mną.
- Torii ja... - przerywa mi głośne tarzaśnięcie drzwiami i głos Louisa, który obwieszcza, że właśnie wrócił do domu.
- Kochanie źle się czujesz? - pyta zatrzymując się kilka metrów od nas. Szybko jednak pokonuje dzieląc nas odległość. - Co się stało? - jego głos nabiera paniki jak zauważa ranę na głowie Victorii.
- Potknęłam się i spadłam ze schodów - mówi ukrywając w tym mój udział.
Po jego minie widzę, że jej nie uwierzył. On coś podejrzewa.
5 konkretnych komentarzy dotyczących fabuły i rozdziału i macie następny.
CZYTASZ
Zaufaj mi
FanfictionVictoria w wieku czternastu lat przeżyła największą tragedię jaka może się tylko wydarzyć. Na jej oczach zostali zamordowani jej rodzice. A na dodatek została zmuszona zamieszkać z ich oprawcami. Może zawierać wulgaryzmy i sceny +18