Rozdział 18

420 28 0
                                    

Lucas od samego rana jest bardzo spięty i mało rozmowny. Spakował nas w błyskawicznym tempie, a aktualnie podążamy samochodem w nieznanym mi kierunku. Nie mam pojęcia co takiego wpłynęło aż tak na jego zachowanie, ale zastanawia mnie to. Już wiele razy próbowałam nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, lecz bezskutecznie. Coś bardzo wytrąciło go z równowagi. W tym jego pośpiechu wzięłam jedynie kilka ubrań i żadnych butów na zmianę! Kątem oka dostrzegam twarz Lucasa, który z poważną miną wgapia się w przednią szybę. Nie chcę, aby zauważył, że mu się przyglądam, dlatego przenoszę wzrok na ruchliwą ulicę. Samochody mijają nas w błyskawicznym tempie. Nic dziwnego – jedziemy autostradą. Raczej nikt normalny nie wlecze się po 50 km/h, gdzie można nieco wygiąć zasady. Opieram głowę o szybę i zatracam się w rozmyśleniach. Wspominam moją rodzinę... brata, który już dawno powinien mnie znaleźć. Czuję łzy, które napływają mi do oczu. W szybkim tempie wycieram je, nie chcę, aby Lucas to zauważył. Każdy miewa chwile słabości. Ciekawa jestem gdzie mnie wiezie albo czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę bliskich. Choć to wymaga dyskusji czy w ogóle chcę ich widzieć. Czy będę jeszcze kiedyś wolna? Wolność... niby nic nadzwyczajnego, nikt nie myśli o tym na co dzień, ale dla mnie to jedyny impuls, trzymający mnie nadal przy życiu. Chwile zwątpienia ostatnio często mnie chwytają. Ciężko samej sobie z nimi radzić, ale nie mam nikogo, komu mogłabym na tyle zaufać... nie tutaj. Pomimo naszego zbliżenia z Lucasem, to wiem, że dla niego to jedynie interesy... Chce dopiec Maxowi, lecz prawda jest taka, że mój własny brat ma mnie gdzieś, jestem u niego na przegranej pozycji. To dokładnie tak, jakby to wszystko była moja wina. Czy czuję się winna? Ani trochę.

Ukradkiem zerkam na godzinę, znajdującą się na desce rozdzielczej. Jedziemy już ponad pół dnia... zbliża się szesnasta, a ja nic nie jadłam, poza tym mój pęcherz również domaga się przerwy.

— Jestem głodna — wyznaję, lecz mój głos brzmi bardziej jak pomruk. Liczę na jakąkolwiek reakcję ze strony Lucasa, ale nic takiego nie ma miejsca. Czy on mnie w ogóle słyszy? Wzdycham zrezygnowana i ponownie opadam na fotel, bardziej się w nim chowając. Nienawidzę takiego perfidnego zachowania. Po dłuższym czasie dociera do mnie jego stanowczy głos.

— Ja też. — Jego odpowiedź jest zwięzła, ale wystarczająca. Czyli jednak nie ma mnie gdzieś... a przynajmniej nie aż tak, jakbym się tego spodziewała. Długo nie muszę czekać, aby dostrzec spory szyld koloru niebieskiego. Stacja – super. Wreszcie coś zjem i skoczę do łazienki. Kiedy samochód się zatrzymał, Lucas odwraca się w moją stronę z poważnym i niebyt miłym wyrazem twarzy.

— Bez żadnych numerów. — Słowa te wypowiada z gorzkim jadem. W jego ustach brzmi to naprawdę wrogo. Jak można być jednej chwili miłym niczym owieczka, a w drugiej złym, jak zezłoszczony, wygłodniały wilk. — Rozumiemy się? — dopytuje zawzięcie, a mnie przechodzi dreszcz na dźwięk jego tonu. Potrafi być naprawdę przerażający.

— Tak, jasne — odpowiadam niepewnie, ale widocznie to wystarcza Lucasowi, ponieważ odpuszcza mi.

— Idę zatankować i kupić coś do jedzenia — tłumaczy mężczyzna, po czym robi chwilową pauzę. — Mogą być hot dogi? — mówi, kątem oka zerkając na duży bilbord promujący właśnie to danie.

— Tak — odpieram pewnie. Akurat tego fast fooda jeszcze lubię, a naprawdę niewiele przypada mi do gustu. Lucas otwiera drzwi od swojej strony, zerkając ostatni raz na mnie.

— Nie ruszaj się stąd. — Mężczyzna nie oczekuje nawet odpowiedzi, nie czekając na moją reakcje wychodzi z auta. Co to ma znaczyć? Nie ruszaj się? A podrapać się mogę? Nie rozumiem jego stanowczego, a zarazem dominującego zachowania. Wcześniej raczej nie zdarzały mu się takie dziwne nastroje, a przynajmniej nie odreagowywał tego na mnie. Ze skupieniem obserwuję jak tankuje samochód, a liczby ciągle rosną na monitorze. Przestaje dopiero w momencie, kiedy słychać charakterystyczne „odbicie". Pełen zbiornik. Mężczyzna trzęsącymi się rękoma odkłada „pistolet" i udaje się do wnętrza budynku. Na zewnątrz panuje silny mróz, który czuć w powietrzu. W tym momencie cieszę się, że jestem w środku pojazdu, wizja marznięcia nie wydaje się zbyt przekonująca. Myśli o chłodzie panującym poza autem przyprawiają mnie o dreszcze zimna. Mimowolnie bardziej otulam się bluzą, która pozostała rozsunięta. Niemalże czuję to potworne zimno, a przecież jestem w ciepłym samochodzie! Moje rozmyślenia przerywa nagły powiew lodowatego wiatru, ale tym razem to nie moja wyobraźnia. Zerkam natychmiastowo w kierunku, z którego dochodzi i dostrzegam wchodzącego do środka Lucasa. W jego rękach spoczywają cztery, duże hot dogi. On chyba naprawdę chce mnie upaść.

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz