Rozdział 7

595 35 2
                                    

To już kolejny dzień, jaki spędzam w domu Lucasa. Piąty, szósty? Sama nie wiem, gubię rachubę. Spoglądam zza okna, gdzie panuje przyjemna pogoda, choć promienie słoneczne skutecznie przebijają się przez barierę chmurową. Wiatr zwinnie manewruje gałęziami drzew, a liście, które jeszcze nie zdążyły spaść przed zimą, lądują na jesiennym posłaniu, pozbawione koloru i jakiegokolwiek wdzięku. Uchylam okno, aby wpuścić do pokoju świeże powietrze, które okazuje się być bardzo ciepłe. Wdycham je z uśmiechem na twarzy, wyglądam przy tym, jakbym właśnie ćpała niezły towar. Osobiście uwielbiam każdą porę roku; w każdej z nich dostrzegam całkiem inne piękno. Uważam, że zataczający krąg, który tworzą nie miałby sensu, gdyby brakło choć jednej z nich.

Nawet nie wiem ile czasu stoję już w tym oknie, obserwując otoczenie. Czuję się, jak stal ker, czyhający na swą ofiarę. Nagle dociera do mnie ciche pukanie do drzwi, lecz osoba wcale nie czeka na moją reakcję, a sama wchodzi do pomieszczenia. Spoglądam w stronę gościa i dostrzegam Hayley, trzymającą coś za swoimi plecami.

— Hej, przyniosłam dla ciebie ubranie — mówi, rozglądając się po pokoju. Od samego rana siedzę tu sama, zamknięta i więziona przed światem. Nic dziwnego więc, że mój brzuch domaga się jedzonka i wydaje z siebie ponury „jęk". Oh, jestem taka głodna. Dziewczyna nie zwraca jednak uwagi na mój stan i jedynie kładzie ubranie na łóżku, a ja dopiero teraz orientuję się, że to sukienka.

— Sukienka? — pytam oburzona, gdyż wcześniejsze stroje, jakie mi przynoszono składały się przede wszystkim ze spodni.

— Lucas robi imprezę. — Wzdycha Hayley i podajemy jeszcze niewielką kosmetyczkę oraz czarne szpilki na platformie. — Przygotuj się, ale nie wychodź sama. Ktoś po ciebie przyjdzie — kończąc zdanie, opuszcza „mój" pokój, a ja mogę uważniej przyjrzeć się przyniesionym rzeczom. Rozkładam strój na łóżku i przyglądam się dokładnie. Sukienka jest koloru kremowego, a przyozdobiona została licznymi cyrkoniami. Długością sięgać mi będzie pewnie przed kolano, przynajmniej tak mi się wydaje. Najgorsze, że nie mam pojęcia ile zostało mi czasu na przygotowanie. Muszę czekać aż ktoś po mnie przyjdzie – pomyślałam, przypominając sobie słowa Hayley. Sięgam po ubranie oraz kosmetyczkę, po czym udaję się do łazienki. Idąc korytarzem słyszę, że muzyka właśnie zaczyna wypełniać cały dom. Czyżby przybyli pierwsi goście?

Biorę szybki prysznic, a następnie zakładam na siebie rozkloszowaną sukienkę. Mam problem z zasunięciem zamka, który znajduje się z tył, lecz w końcu daję sobie radę. Przyglądam się swojemu odbiciu, wyglądam całkiem, całkiem. Ta sukienka idealnie prezentuje moje atuty. Uśmiecham się, zerkając na swoją twarz. No, właśnie! Jeszcze makijaż! Zaglądam do środka kosmetyczki i zauważam, że mieści ona wiele różnych kosmetyków. Kiedy znajduję już potrzebne przedmioty zabieram się za poprawienie wyglądu mojej twarzy. Nie trwa to krótko, gdyż nigdy nie byłam dobra w malowaniu się. Moje wszelkie starania, jak zawsze, wychodzą na marne. Wzdycham zrezygnowana, a zarazem wkurzona, gdyż znów muszę zacząć od nowa!

— Spokojnie — szepczę zdenerwowana, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Staram się uspokoić, a kiedy w końcu się to udaje, wracam do robienia makijażu.

Po wielu nieudanych próbach wreszcie dochodzę do ładu. Spoglądam na całokształt, jaki udało mi się stworzyć.

— No, no — mówię do siebie, robiąc przy tym dziwne miny. Eh, gdyby tylko ktoś mnie teraz zobaczył...

Gotowa opuszczam łazienkę i wracam do swojego pokoju. Zakładam buty i mogę poczuć się wyższa, gdyż szpilki te mają jakieś jedenaście centymetrów. Oj, abym się nie zabiła w nich, szczególnie na tych okropnych schodach. Opadam na pościelone łóżko i rozglądam się po pomieszczeniu, szukając czegokolwiek do zajęcia. Po prostu jestem potwornie znudzona! Nie mam co ze sobą zrobić! Po dłuższych rozmyśleniach wstaję z miękkiego materaca i podchodzę do okna. Dostrzegam, że pod domem gromadzi się coraz więcej samochodów. Najwidoczniej impreza rozkręca się w najlepsze, a o mnie być może zapomnieli. Może to i lepiej. Nie muszę udawać przed nikim, że wszystko jest w porządku. Ciekawe, czy choć mogłabym skosztować jakiegokolwiek alkoholu. Pewnie zaborczy Lucas nie pozwoliłby mi na to.

Na zewnątrz panuje już mrok. Cały dzień przesiedziałam w tym pieprzonym pokoju. Czuję burczenie w brzuchu przez co chwytam się za niego. Jestem tak bardzo głodna... Od samego rana nic nie jadłam! Oh, jeszcze chwila i serio wyjdę stąd, aby przynajmniej coś zjeść. On mnie tu głodzi! Tak niemożna! Nagle, jak na zawołanie, do pomieszczenia wchodzi Hayley.

— Gotowa? — Jej pytanie wydaje się być bardziej stwierdzeniem, a już szczególnie, że nie czekając na moją odpowiedź ponownie się udziela. — Już czas — to jedyne słowa, jakie z siebie wydaje, po czym prowadzi mnie w głąb imprezy. — Masz być grzeczna i nie sprawiać niepotrzebnych problemów. — Odwraca się do mnie, mówiąc te słowa. Oczywiście daję znak, że wszystko rozumiem i nie będę nic kombinować. Dziewczyna znika w tłumie ludzi, zostawiając mnie samą. Muzyka dudni mi w uszach, jest tu naprawdę głośno! Rozglądam się uważnie po salonie, w którym stado, tańczących gości zawładnęło parkietem. W rogu znajduje się stolik, gdzie wiele osobników zalicza zgon. Mianowicie to miejsce przeznaczone dla alkoholu, a ja właśnie tam się kieruję. Biorę papierowy kubek i nalewam sobie wódki z sokiem porzeczkowym. Uwielbiam te połączenie. Całość wypijam w zaskakującym tempie. W końcu dużo razy imprezowałam ze swoim gangiem i nie jest to dla mnie żadna nowość. Ten jeden, niewielki drink ma być dla mnie sposobem na rozluźnienie. Hm... w ogóle dzisiaj nie widziałam Lucasa. Czyżby już się mną znudził? Rozglądam się po tłumie zgromadzonych, lecz nigdzie nie mogę go dostrzec. No, przecież musi gdzieś tu być! To jego impreza...

Nagle w głowie rodzi mi się nowy pomysł na ucieczkę. Poczekam tylko na odpowiedni moment. Wszyscy ludzie są już nieźle wstawieni, co jedynie ułatwi mi działanie. Kiedy zauważam, że przybywają kolejne osoby postanawiam wdrążyć do życia mój plan. Kieruję się do drzwi wejściowych, przepychając się przez tłum gości. Może ta impreza okaże się idealną szansą dla mnie. Próbuję przedostać się na zewnątrz, lecz nie jest to wcale takie łatwe. W tym momencie, ludzie przypominają mi bardziej barierę, przez którą ciężko jest mi przejść. Wreszcie dociera do drzwi wejściowych i udaje mi się przez nie przedostać. Moją uwagę przykuwają zgromadzeni, który postanowili spędzić ten czas na dworze. No, kurwa. Zerkam z nadzieją na bramę wjazdową, lecz tam to dopiero jest ich masa. Nie może mnie nikt zobaczyć, bo jeszcze „nie daj Boże" powie o tym Lucasowi, to przecież po mnie! Muszę znaleźć inne wyjście.

Postanawiam przejść się wokół całego domu, przecież musi gdzieś być tylna brama. Nie sądzę, żeby nie byli zabezpieczeni przed atakiem. Jest ciemno, ale jestem w stanie widzieć własne buty, a to już sukces. Może się nie zabiję. Na szczęście wokół całego domu ułożona jest elegancka kostka, dlatego nie martwię się, że wpadnę do jakiejś dziury, czy coś w tym stylu. Pogoda wcale nie jest taka zła, jak na tę porę roku. Co prawda wieje chłodny wiatr, który ochładza mój organizm, ale nic poza tym. Reasumując jest całkiem znośnie. Podążam już tak długo i nadal nic nie znalazłam. Może faktycznie oni nie mają tylnego wyjścia...

W momencie, kiedy moja nadzieja praktycznie całkowicie zniknęła, znajduję to, czego właśnie szukam. Jest to nieco mniejsza brama, pokryta suchymi już krzewami. Na moje usta wkrada się maleńki uśmiech. Czyżbym Bóg mnie wysłuchał i daje mi szanse na powrót? Niemalże podbiegam do tego miejsca i uradowana ciągnę za klamkę. Uśmiech automatycznie schodzi z twarzy, kiedy brama wcale nie ustępuje. Ponawiam próbę wielokrotnie, lecz za każdym razem kończy się w ten sam sposób. Spoglądam na mur, ale to nie ma sensu... jest on zbyt wysoki! Nie mam jak się na niego wdrapać. Wzdycham zrezygnowana, znów zaznałam porażki. Czy to kiedyś wreszcie się skończy? Ten okropny pech, który nie chce się mnie odczepić!

Z zamyśleń wyrywa mnie stłumiony odgłos kroków, które zmierzają w moją stronę. Moje serce natychmiastowo przyspiesza swe bicie, a okropne myśli nawiedzają mój umysł. Widzę postać, która zbliża się do mnie w szybkim tempie. Niestety, nie jestem w stanie dostrzec twarzy, jest zbyt ciemno.

— Szukasz czegoś? — Ten głos... znam go. Cały dzień go nie widziałam, a zjawia się w momencie, w którym nie jest tu mile widziany. Spoglądam na Lucasa, lecz jedynie nabieram większego lęku. Jego całe ciało jest potwornie spięte, przez co wyraźnie widzę jego potężne mięśnie. No to mam przejebane... 

_________________________

Słów: 1355

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz