Rozdział 34

238 18 0
                                    

Będąc już w stolicy Francji rozglądamy się we wszystkie strony, szukając odpowiedniej kamienicy. Jedyne co pamiętam to dzielnicę, w której mieszka ciocia. Nic dziwnego. Kiedy tu przyjeżdżaliśmy byłam dość mała. 

— Reasumując przyciągnęłaś mnie setki kilometrów w innym kierunku do rodziny, której nawet nie znasz? — Lucas jest na skraju swojej własnej cierpliwości. Nerwy ewidentnie go ponoszą. Jest późne południe, a my od dłuższego czasu błądzimy po ulicach, które wyglądają niesamowicie podobnie do siebie. Sama droga minęła nam zaskakująco szybko, odległość stała się jakoś mało odczuwalna. 

— Byłam tu może dwa razy w życiu! — tłumaczę się natychmiastowo, próbując rozpoznać okolicę. Nie jest to proste, jak się wydawało. 

— Gdybym tylko wiedział... 

— To co? Nie zabrałbyś mnie tutaj? — Jego zachowanie zaczyna mnie irytować.  Wiem, że nie powinnam liczyć na wszystko co najlepsze, ale zwykłe odwiedziny rodziny nie powinny być dla niego kłopotem. W końcu jesteśmy w związku... Mężczyzna postanawia przemilczeć temat. 

Na zewnątrz zaczyna robić się szaro, zimno, a co więcej, pogoda przestaje nam dopisywać. Gęste chmury sygnalizują, że wkrótce nadejdzie intensywny deszcz. Nie przepadam za jazdą w takich warunkach, boję się dużej prędkości przy mokrej nawierzchni, a znając Lucasa nie mamy co mówić o zdjęciu stopy z pedała. Mężczyzna bardzo lubi szybką jazdę, nic dziwnego, ja również nie mam nic przeciwko, ale przy normalnej pogodzie! Jednak zależy mi na swoim, jeszcze krótkim, życiu!

— Zwolnij! — mówię nagle, kiedy osiedle, do którego wjechaliśmy wydaje mi się bardzo znajome. Przyglądam się każdemu z domów z osobna, szukając tego właściwego. Oh, myślałam że będzie to nieco łatwiejsze!

— Poznajesz coś? — Jego głos jest znudzony, a nawet podenerwowany.  Świadczy też o tym głośne westchnienie. Staram się nie zwracać uwagi na jego humorki, a skupić się na odnalezieniu odpowiedniego domu. Osiedle jest obszerne, ma wiele zakątków, gdzie także są pojedyncze domy. Pamiętam, że ten cioci był koloru brązowego z jasnym dachem. Na tarasie stała drewniana ławka, a wokół niej zawsze było mnóstwo roślin. Ciocia uwielbiała kwiaty i miała ich naprawdę mnóstwo! Swego czasu zazdrościłam jej podejścia do roślin. Ciocia potrafiła nawet umierającą uratować i ponownie ożywić, co dla mnie było czymś wręcz magicznym.

— To tutaj! — Jestem tego pewna. Od razu poznaję dom, o którym wcześniej myślałam. Poprawiam włosy oraz ogarniam się wizualnie na tyle, na ile pozwalają mi na to warunki samochodowe. Lucas w tym czasie parkuje auto na podjeździe. Dopiero po wyjściu z pojazdu ogarnia mnie stres. Nie widziałam się z ciocią od lat, a teraz nagle wpadam bez zapowiedzi. Może faktycznie nie powinnam była tu przyjeżdżać. Nie wiem jak mam postąpić, w mojej głowie panuje ogromny mętlik, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić.

— Wszystko dobrze? — Ręka Lucasa spoczywa na moich plecach, delikatnie je masując. Moje serce bije tak cholernie szybko! W uszach zaczynam słyszeć bliżej niezidentyfikowany szum, a ciało zaczyna się trząść. Co się ze mną dzieje?

— Cii, już dobrze. — Dociera do mnie męski głos, lecz słyszę go bardzo cicho, jakby był w dużej odległości ode mnie. Osoba przytula mnie do siebie, a ja dopiero teraz orientuję się, że to nikt inny jak Lucas. Poznaję go po sposobie dotyku wobec mnie. Nie sprzeciwiam się, pozwalam mu zająć się moim ciałem.  Zerkam na niego przestraszona, nasze spojrzenia krzyżują się. Momentalnie zaczynam się uspokajać. On działa na mnie naprawdę kojąco. W jednej chwili wszystkie wcześniejsze objawy znikają, a pozostaje zaskoczenie.

— Ja... — Zaczynam, ale mężczyzna ucisza mnie gestem ręki. Nie mam zamiaru się sprzeczać, pozostajemy w milczeniu. W tym czasie mogę dojść do siebie. Kiedy już wszystko ze mną w porządku, odklejam się od mojego chłopaka–porywacza i staje w niedalekiej odległości, aby móc na niego patrzeć.

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz