Rozdział 21

350 22 0
                                    

Wokół nas panuje ostra burza. Pioruny uderzają gdzie popadnie, a silny wiatr rujnuje niejedno mienie. W dodatku ulewny deszcz stwarza zagrożenie powodzi. Ludzkie krzyki można usłyszeć z dalekiej odległości, chyba nikt nie lubi być przemoczony czy wyziębiony. W samym centrum potężnego chaosu znajdujemy się MY, trwający w pełnym emocji pocałunku. Zbliżenie naszych ciał powoduje rozpętanie burzy, lecz nieco innej niż ta panująca wokół nas. Tym razem napięcie jest wewnątrz naszych spragnionych ciał, które domagają się wyładowania. W tej jednej chwili zupełnie nic nie ma dla nas znaczenia. Trwamy w niej całkowicie mokrzy, zmarznięci... nie czujemy zażenowania czy innych negatywnych uczuć. Po prostu nie liczy się nic prócz naszej dwójki. 

Od dawna czekałam na tę chwilę. Może to dziwne, a nawet nielogiczne, abym pragnęła bliskości osoby, która mnie porwała, ale los bywa różny, a "życie pisze najlepsze scenariusze".

 Niestety, przegrałam. 

Przegrałam z własnym sercem. 

— Przepraszam, że muszę wam przeszkodzić, ale zamykamy. — Nagle dociera do mnie niesympatyczny głos, przez który niechętnie odrywam się od Lucasa. Z tego co zauważam to mojemu towarzyszowi także nie spodobały się słowa obcego mężczyzny. — Zapraszam w inny dzień — dodaje stanowczo  z obojętną miną. Los tak chciał, że w tym samym momencie spoglądamy na siebie, a niesamowicie dobry humor, jaki nam dopisuje, sprawia, że wybuchamy głośnym i niepohamowanym śmiechem. Dopiero teraz dostrzegam na ciemnym ubraniu mężczyzny napis "ochrona". Kiedy facet wyjmuje swój służbowy telefon chwytam Lucasa za dłoń i rzucamy się w bieg do wyjścia. Jak widać tym razem ma miejsce odwrotna sytuacja. Biegniemy aż do bramy wejściowej, to dopiero tutaj możemy odsapnąć. Ponownie zerkam na uśmiechniętego porywacza, a moje serce próbuje wrócić do normalnego tempa bicia. 

— Słaba kondycja? — komentuje mój towarzysz, a przyjazny grymas nie schodzi mu z twarzy. Prycham, udając oburzoną, po czym kręcę teatralnie głową, chcąc mu odpowiedzieć. 

Jednak słowa nie przechodzą mi przez gardło, ponieważ mój wzrok pada na postać, która dopiero teraz opuszcza teren. Własnie mam zamiar zażartować sobie z tej osoby, gdyż on również został pogoniony tak samo jak i my, jednak w porę się powstrzymuję. Jeszcze przez chwilę dyskretnie spoglądam w jego kierunku, a następnie przenoszę wzrok na mojego towarzysza. 

— To ten mężczyzna. — Tymi słowami zwracam uwagę Lucasa. Mój porywacz również przypatruje się wychodzącemu mężczyźnie, ale jego mina jest kamienna, niczego nie wyraża. Z niecierpliwością czekam aż wyrazi swoje zdanie na ten temat. 

— Davina —zaczyna, przykuwając moją uwagę. — Nie przesadzasz troszkę? — Mężczyzna marszczy brwi, jakby chciał mnie skarcić za moje oskarżenia, które dla niego są pewnie bezpodstawne. Ciągle mam wrażenie, że każdy mnie obserwuje, śledzi. W rzeczywistości to pewnie jedynie moje chore wyobrażenia. Gwałtownie macham głową w geście zlekceważenia, przez co przykuwam większą uwagę Lucasa. 

— Masz rację — mówię, spychając moje oskarżenia na dalszy tor. Na twarzy porywacza dostrzegam miły uśmiech, co jeszcze bardziej mnie uspokaja. Jego gesty działają na mnie kojąco. 

— Możemy ruszać? — zwraca się do mnie spokojnym głosem, uważnie wyczekując mojej reakcji. 

— Tak, jasne  — odpowiadam bez namysłu i wsiadam do otwartego już auta. Po chwili dołącza do mnie mężczyzna i ruszamy w drogę. Wyjeżdżamy z powrotem na ulicę, którą już jechaliśmy i podążamy w dalszą trasę. Droga ta pełna jest samochodów. Nic dziwnego, pełno ludzi opuszcza wesołe miasteczko. 

Wpatruję się w mijające nas pojazdy, a jest ich wiele. 

— Idiota —dociera do mnie głos Lucasa, kiedy jedno z aut wykonuje niebezpieczny manewr, aby nas wyminąć. Zerkam wymownie na mojego kierowcę, po czym zwracam się do niego. 

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz