Rozdział 28

283 19 0
                                    

Ostatnie dni były dla mnie nieco monotoniczne, lecz wcale nie oznacza to, że nudne. W głównej mierze były to codzienne spacery po odkrytej części statku, a przy tym długie rozmowy, oczywiście z Lucasem. Przechadzki są najlepsze wieczorami, kiedy słońce zniknie z pola widzenia, a zastąpi je lśniący księżyc. Atmosfera wtedy aż kusi do refleksji, dzięki czemu znacznie się do siebie zbliżyliśmy. Raz na jakiś czas pojawiają się tajemnicze esemesy, lecz staram się nie zwracać na nie uwagi, tłumacząc sobie, że to coś prywatnego. Związanego z gangiem. 

— Długo jesteś w gangu? — Spoglądam zaskoczona jego nagłą zmianą tematu. Mężczyzna idzie tuż obok mnie, nieco wyprzedzając moje ciało. Nie patrzy przed siebie, a jedynie na swoje buty. 

— Jakiś czas... — odpowiadam niechętnie. Nie chcę drążyć tego tematu, ale jak widać, Lucasa to jednak ciekawi, gdyż patrzy na mnie wyczekująco. — Młoda byłam. Wiesz, kiedy zginęła moja matka nie widziałam innego wyjścia. — Przełykam ślinę na myśl o mojej rodzicielce. Tak bardzo chciałabym, żeby żyła... żeby była tu razem ze mną. Doskonale pamiętam jej średniej długości ciemne włosy, które zawsze wiązała w luźnego kucyka. Nie lubiła mieć krótkich włosów, ale dłuższe i rozpuszczone również nie wchodziły w grę. Zawsze dziwiło ją jak ja mogę tak chodzić, jak może mi to nie przeszkadzać. Uśmiecham się na miłe wspomnienie. 

— A ty? — podłapuję pytanie. Jest to również argument, aby zejść z tego toru. Lucas wydaje się być zamyślony. 

— Mówiłem ci już kiedyś, że rodziców praktycznie nie pamiętam — wspomina, na co przytakuję. Faktycznie, przypominam sobie. To miał być dzień mojej ucieczki, a okazał się jego zabawą. — Wiem jednak, że ojciec był szefem gangu... odziedziczyłem go. — Lucas wzrusza ramionami, odwracając wzrok ode mnie. 

— No dobra, ale jako dziecko raczej nie przejąłeś od razu grupy ludzi, gotowych aby zabijać — kpię ironicznie, przez co oboje śmiejemy się pod nosami. 

— Oczywiście, że nie! — zaprzecza w bardzo zabawny sposób. — Musiałem najpierw... 

Nie było dane mu skończyć, gdyż coś, co dzieje się przede mną jest o wiele ważniejsze. 

— Lucas, co ona robi? — pytam, wskazując na dziewczynę niedaleko nas. W moim głosie słychać lekką panikę.  Właściwie to pytanie jest bardziej retoryczne, wywołane zaskoczeniem. 

Mężczyzna nie zważa na moje słowa, a jedynie pospiesznym krokiem podchodzi do zdesperowanej dziewczyny. Postać ta znajduję się za burtą... dokładniej na krawędzi statku, jego dziobu. Ledwie ją widać przez ciemność jaka otacza nasz "okręt". Nic dziwnego, jest już dość późno. Idealna pora by umrzeć. Ten widok nie jest raczej codziennością dla nas. 

— Hej! Co ty tam robisz?! — Lucas zwraca się do niej, lecz staje nieco dalej od niej, zachowując bezpieczną odległość.  Nie wiadomo co takiej wpadnie do głowy. Dziewczyna nie spodziewała się nikogo w jej pobliżu, a głos mojego porywacza jedynie ją przestraszył. Jej noga o mały włos nie znalazła się za burtą. Moje serce bije sto razy szybciej na sam jej widok, łatwo mogę sobie wyobrazić co takiego czuje w tym momencie. Strach, że może spaść do głębokiego oceanu, pełnego głodnych stworzeń morskich, ale również zawziętość w tym co robi. Depresja... tak, to właśnie depresja. Zapewne nie kontroluje tego, co się z nią dzieje. Działa impulsywnie, tym samym narażając swoje życie na niebezpieczeństwo. 

— Nie podchodź! — krzyczy nerwowo, a jej stopa zwisa bezwładnie poza stałym gruntem. Nie wydaje się, aby żartowała. Lucas także to zauważył, dlatego  stoi w miejscu i przygląda się nieznajomej. 

— Co ty robisz? — Jego pytanie jest nieco sarkastyczne. Czyżby się nabijał z niej? Nie sądzę, ale dziewczyna z pewnością też to tak odbiera. 

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz