Rozdział 22

345 22 0
                                    

Od dłuższego czasu obserwuję sytuację na drodze. Mam lekkie obawy po tym, co wydarzyło się całkiem niedawno. Najgorszy w tym jest fakt niewiedzy, bezsilności. Nie wiemy, a przynajmniej ja nie wiem, kto może za tym stać. Nawet nie mam pewności czy nasz prześladowca nadal żyje... To przyprawia mnie o dreszcze. Moim oczom ukazuje się znak z napisem "Wirginia Zachodnia", co wytrąca mnie z myśli. 

— Wirginia? — Zaciekawiona spoglądam na kierowcę, który niewzruszony wpatruje się w przednią szybę. Z tego co wiem, to mieliśmy podążać do Hiszpanii. — Słyszałam, że mają tu dobre jedzenie — zagaduję go, ale nie bardzo zwraca na mnie uwagę. — Włoskie — dodaję, próbując skusić go. Kątem oka dostrzegam, że jego kącik ust delikatnie się podnosi. 

— Głodna jesteś? — pyta po chwili, ale jego wzrok nadal skupiony jest na drodze. Przyznam szczerze, że dawno nie miałam nic w ustach. 

— Jestem — mówię zgodnie z prawdą. Lucas wyciąga swój telefon, po czym coś na nim klika, co chwilę zerkając przed siebie. Nie trwa to długo, a kiedy kończy, wiesza komórkę na przymocowanym uchwycie. 

— Miałem nie wjeżdżać do centrum, ale skoro tak, to niech będzie. — Dopiero teraz dostrzegam ustawioną trasę na jego telefonie. Zapewne do jakiejś knajpki z jedzonkiem. Z tego co zdążyłam zauważyć miejsce docelowe jest dość blisko, bo jedynie trzynaście kilometrów drogi. Mój brzuch daje o sobie znać, a raczej daje pretekst do pospieszenia Lucasa. 

Jadąc dalej za nawigacją, wjechaliśmy do miasta. Nie wiem dlaczego mężczyzna nie chciał jechać przez centrum, dla mnie lepiej... więcej zwiedzę, a przynajmniej zobaczę cokolwiek. Może i miałam pieniądze na różnego rodzaju wyjazdy, ale życie w gangu nie jest takie łatwe i usłane różami. Prawda jest taka, że nigdy nie można ruszyć się bez strachu, poczucia obserwowania. A może właśnie ktoś planuje na ciebie zasadzkę? 

Z zamyśleń wyrywają mnie głośne krzyki oraz jasność jaka ogarnia dzielnicę. Zainteresowana wytężam wzrok, aby dostrzec co takiego się tutaj dzieje. Jedziemy w bardzo wolnym tempie, widocznie mój kierowca również jest zaciekawiony sytuacją. W pewnym momencie dojeżdżamy do momentu końcowego, droga jest skutecznie zablokowana przez sporą gromadę ludzi. Tłum gapiów, a raczej biernych uczestników, rozciąga się po całej długości jezdni. 

— Kurwa — wydobywa się z ust Lucasa, lecz nie mam zamiaru tego komentować. Co tu się do cholery dzieje? Mężczyzna lekko uchyla swoją szybę, aby usłyszeć rozmowy czy inne odgłosy, które mogłyby rozjaśnić nam przebieg wydarzeń. Jednak nie jestem pewna czy był to taki genialny pomysł. Huk jest ogromny. Dopiero teraz orientuję się co tak naprawdę ma miejsce przed nami. To jakiś dramat!

Grupka mężczyzn na moich, jak i wielu innych, oczach tłucze szyby w tutejszych sklepach; inni zaś mają świetną zabawę w rzucanie szklanymi butelkami, zapewne po alkoholu. Szkło jest dosłownie wszędzie. Ci ludzie w ogóle nie zwracają uwagi, że ranią innych. Nie patrzą nawet gdzie dana butelka wyląduje. A co bardziej zaskakujące, tłum gapiów nie ma zamiaru opuścić terenu wandalizmu. Wszyscy uważnie obserwują sytuację, a nawet niektórzy zawzięcie im kibicują. Dlaczego oni to robią? 

Ja rozumie, napad na bank czy inne organizacje. W tym jest przynajmniej cel, który bywa naprawdę wielki. W końcu kto by nie chciał przywłaszczyć sobie górę pieniędzy? Potyczki między gangami również jestem w stanie w zupełności zrozumieć... ale publiczny wandalizm? Przecież na tym mogą ucierpieć bezbronni i niewinni obywatele! To jest niedopuszczalne! Gdzie jest policja? Czy inne służby mundurowe, reagujące na takie wydarzenia? 

W pewnym momencie sytuacja wymyka się spod kontroli, a przynajmniej jak  dla mnie to z pewnością zbyt wiele. Nie mam pojęcia skąd i kto jest temu winien, ale jeden z budynków właśnie tonie w ogromnych płomieniach ognia. Ktoś podpalił sklep! Dopiero to zdarzenie wywołuje otrząśnięcie się reszty zgromadzenie, którzy wpadają w lekką panikę. Nie dziwię się, ogień w bardzo szybkim tempie rozprzestrzenia się po lokalu, a chwilę później obejmuje również resztę starej kamienicy. Co więcej, płomienie są na tyle duże, że pobliskie bilbordy, znajdujące się na zewnątrz także mocno cierpią. 

Niechciana rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz