1.Sen

2.8K 150 112
                                    

Jakby co, to dodałam Rachel dwa lata, a Zackowi odjęłam dwa. Dla tych, którym nie chce się liczyć, w mojej wyobraźni Rachel ma 15 lat, a Zack 18. Inaczej... to byłoby dziwne...

Rachel

Leżałam w łóżku, ale nie chciałam zasypiać. Słowa terapeutki dźwięczały mi w uszach. Zack, mój Zack, został skazany na śmierć...Przecież to ja miałam umrzeć, nie on. On miał być tym, który pozbawi mnie życia. Czy to naprawdę miało skończyć się w ten sposób? Jego czekała śmierć, a mnie długi pobyt w tym szpitalu. Nie tak to miało wyglądać. Czułam coraz większe zmęczenie, więc chociaż pragnęłam nie spać, pozwoliłam powiekom opaść.

Nagle usłyszałam głośne uderzenie i następujący po nim dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzałam w kierunku okna i zamarłam. Szyba do mojego pokoju, jak i kraty dzielące mnie od wolności, zostały zniszczone. Natychmiast podniosłam się z łóżka, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Był tam, kucały na parapecie, pośród odłamków rozbitej szyby. Jednak przyszedł, Zack przyszedł do mnie.
-O, rany... a ty znowu masz tę zobojętniałą minę.- Odezwał się pozornie znudzony Zack.

-Z-zack... jak...

-Huh? Co "jak"?

-To znaczy... nie byłeś w więzieniu?

-Tia... byłem, ale sobie wyszedłem.

-Ale...Tego dnia, wzięłam na siebie całą obietnicę...- Szepnęłam niepewnie.

-No i? Kto powiedział, że się na to zgodziłem?

-Więc...dalej chcesz mnie zabić?

-Znasz mnie przecież, jak czegoś chcę, to robię to za wszelką cenę.

-Zack...

-Pośpiesz się, Ray. Nie mamy zbyt wiele czasu.-Usłyszałam wycie syreny policyjnej... chociaż dźwięk był jakiś dziwny...

-A może już zapomniałaś?- Głos Zacka wyrwał mnie z rozmyśleń.

-Nie, Zack, nie zapomniałam. Ty i ja obiecaliśmy coś sobie!

Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Wycie syren było coraz głośniejsze. 

-Dokładnie! Więc chodź do mnie, Ray!- krzyknął chłopak, wyciągając dłoń.

Podbiegłam do niego, nie zważając na kawałki szkła wbijające mi się w stopy. Skoczyłam do niego i złapałam go za zabandażowaną dłoń. Wylecieliśmy za okno. Unosiliśmy się w powietrzu, jak anioły, on i ja. Patrzyłam mu prosto w oczy, przybył tu specjalnie dla mnie, po to, aby mnie zabić, bo tego chciałam...

-Proszę... zabij mnie...

-Jeśli naprawdę tego pragniesz, to przestań płakać i uśmiechnij się.

Ledwo słyszałam jego słowa, bo wokół słyszałam jazgot...syreny policyjnej? Czy ja tego pragnęłam? O czym on mówił, przecież męczyłam go o to od prawie początku naszej znajomości. Uśmiechnęłam się. Chłopak wziął zamach swoją kosą. Zaraz mnie zabije, powinnam być szczęśliwa, ale... zrozumiałam, że tak naprawdę, chciałam żyć. Żyć z Zackiem. W chwili gdy kosa miała przebić mnie na wylot... Obudziłam się.

Czy to naprawdę był tylko sen... spojrzałam w stronę okna, które, chociaż słabo widoczne, było nienaruszone. Zaraz... słabo widoczne, coś było nie tak. Wciąż słyszałam ten dziwny dźwięk, co podczas snu. To nie mógł być radiowóz... Chwila... Nabrałam głęboko powietrza, po czym zaczęłam kaszleć. To był zły pomysł, ale upewnił mnie o najgorszym. Dobrze znałam zapach dymu, z ucieczki z Zackiem. To oznaczało pożar, co zarazem wyjaśniało dźwięk, muszący być alarmem. Nie miałam czasu na dłuższe analizowanie sytuacji w której się znalazłam. Po ostatnim śnie, zrozumiałam, że pragnę żyć, bardzo. Pragnęłam również odnaleźć zabandażowanego chłopaka, a żeby to zrobić, nie mogłam pozwolić sobie na spalenie żywcem.

Szybko podbiegłam do drzwi i pociągnęłam za klamkę. Nic. Zaczęłam szarpać za nią z całej siły. To na nic, drzwi były zamknięte. Postanowiłam narobić hałasu. Jeśli ktoś mnie usłyszy, to przypomni sobie, że tu jestem, prawda? Uderzałam pięściami o drewno raz po raz.

-Pomocy! Halo jest tam ktoś?!- Zaczęłam kaszleć. Tworzyło się coraz więcej dymu.

Gdzie były te pielęgniarki, gdy naprawdę ich potrzebowałam?! Postanowiłam niem tracić czasu na bezskuteczne walenie w drzwi oraz krzyki. Rozejrzałam się po pokoju. Był dość prosto urządzony i bezpieczny, łóżko, szafa z ubraniami, stolik na którym leżała moja stara torba i ciężki wazon z tulipanami, okno z białymi firankami... torba. Podbiegłam do stolika zasłaniając usta dłonią. Chwyciłam szybko torebkę. Jak mogłam zapomnieć. przecież przemyciłam w niej igłę i nitkę. Terapeutka pozwoliła mi ją zatrzymać, ale nie wiedziała nic o ostrym przedmiocie. Wyjęłam szybko przyrząd do szycia i klęcząc zaczęłam majstrować nim w zamku. Po chwili starań, zamek ustąpił. Krzyknęłam uradowana. Zarzuciłam torebkę przez ramię i otworzyłam drzwi.

Wtedy, po części, zrozumiałam dlaczego nikt po mnie nie przyszedł. Cały korytarz prowadzący do mojego pokoju płonął nie miałam szans się tamtędy wydostać. Prawie straciłam nadzieję, ale nie mogłam się poddać. Przypomniałam sobie, że na końcu korytarza, tuż przed schodami widziałam okno bez krat. Mogłam w najgorszym wypadku nie przeżyć upadku z drugiego piętra, jednak pozostanie tu skutkowałoby pewną, wolną śmiercią w agonii...

Niestety, chociaż okno nie posiadało zabezpieczenia w postaci krat, było zamykane na klucz. Prędko wróciłam do pokoju po wazon. Czołgając się po podłodze starałam się dotrzeć do mojej ostatniej drogi ucieczki, nie tracąc przy tym przytomności przez dym i nie dać się pochłonąć płomieniowi. W chwili, gdy opuszczały mnie ostatnie resztki determinacji znalazłam się przy oknie. Chwiejnie podniosłam się na nogi, jednak gęstość dymu była tu o wiele większa. Jeśli szybko się stąd nie wydostanę, uduszę się i umrę, pomyślałam.

Z całych sił uderzyłam wazonem w okno. Zadziałało. Niestety, oprócz okna pękł jeszcze wazon, który pokaleczył moje ręce. Jeden z odłamków szyby, przeciął również lekko mój prawy policzek. Pośpiesznie wspięłam się na parapet okna. Usiadłam na krawędzi, spoglądając w dół. Jeśli przeżyję ten upadek, odnajdę cię, Zack. Przyrzekłam sobie. Zamknęłam oczy i skoczyłam w dół.


Nowa Obietnica - Satsuriku No TenshiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz