45.Krew

796 40 30
                                    

Zack

Biegłem. Dawałem radę w cięższych sytuacjach, nie zamierzałem się teraz poddać. Życie już dawno postanowiło oddać mnie śmierci,ale ja się na to nie godziłem. Może nie byłem potworem, ani narzędziem. Może Rachel miała rację, ale to nie było ważne, to co się liczyło to fakt, że byłem prawie niezniszczalny. Próbowano spalić mnie żywcem, a jednak nadal oddychałem, a moje przepełnione żądzą mordu serce nadal biło. Czy ten gówniarz naprawdę myślał, że tak łatwo dam się zabić? Nigdy nie byłbym w stanie poddać się, gdy moją motywacją była Ray. Pokochałem w całym swoim gównianym życiu tylko jedną osobę, nie zamierzałem jej stracić przez własne słabości. Przecież ona też musiała na mnie czekać, chciałem zobaczyć wreszcie jej uśmiech...

Bieg po tej mazistej brei był dziwny, ale zdołałem się już przyzwyczaić. Biegłem szybko, kładąc równomierny nacisk na podłoże, może i byłem głupi, ale moje ciało samo zrobiło co powinno... To chyba był pewnego rodzaju instynkt zwierzęcia-drapieżnika. Pędziłem przed siebie mając jeden jedyny cel. Chciałem dostać się do Ray, eliminując wszystkie przeszkody, a jedną z nich był pewien bachor o imieniu Nico.

-Tak...-Usłyszałem drżący, pozbawiony emocji głos.

Był to dobrze znany mi głos, który tak bardzo chciałem usłyszeć... Tak, to jedno słowo dźwięczało mi w uszach jak gdyby nie mogło uciec z otaczającego mnie labiryntu korytarzy i postanowiło pozostać tu na zawsze. Chociaż wiedziałem, że słowa Rachel już dawno przestały być słyszalne, ja wręcz czułem, jak rozbijały się o ściany i uderzały w moje serce, które biło teraz mocniej. Tak, to z pewnością był głos mojej Ray...Zaraz, tylko... dlaczego ją słyszałem? Ze zdziwienia prawie się zatrzymałem, na szczęście w porę zorientowałem się gdzie byłem. Gdybym się zatrzymał, zawahał, zapomniał o swoim zadaniu, prawdopodobnie wpadłbym do kleistej substancji, która wciągałaby mnie jak ruchome piaski, na samo dno. Już nigdy nie mógłbym zobaczyć upragnionego, szczerego uśmiechu Ray, którego była jeszcze niedawno tak bliska, zanim wszystko zepsułem. Gdybym tu umarł, nie mógłbym nawet zobaczyć jej słonych łez spływających po delikatnych rysach twarzy. Prawdopodobnie znaczyło to, że byłem bardzo okrutny, ale kochałem patrzeć na każdy, nawet najmniejszy znak emocji na twarzy Rachel. Kochałem nawet jej płacz, albo racze...szczególnie kochałem jej płacz. Nie chciała pokazać mi przecież uśmiechu, szczerego szczęścia, to nawet nie była jej wina, pewnie poświęcałam jej zbyt mało uwagi, nie wystarczająco starałem się, aby była szczęśliwa...

Biegłem dalej, ale teraz byłem bardziej czujny, czekałem na jakieś słowo, choćby westchnięcie mojej Ray. Byłem pewny, że nie mówiła do mnie, więc do kogo? Chyba ten gówniarz nic jej nie zrobił, prawda?! Chyba mnie nie okłamał?! Miałem przecież jeszcze czas... Euforia przepełniła całą moją osobę, gdy zobaczyłem przed sobą brzeg. Koniec tego piekła był już blisko. Szczęście i pewność siebie, pulsowały w moich żyłach, ale z drugiej strony, cała adrenalina opadła, a wraz z nią niepokój. Wiedziałem, że zostało mi tylko kilka minut, może siedem albo sześć, ale one w zupełności mi wystarczały. Zdołam ocalić Ray, przed tym zwyrodnialcem, zabiję tego gówniarza w kilka sekund nożem, a potem będzie już łatwo...

-Z pewnością umrę. On mnie nie uratuje, nie zasługuję, aby chociaż o tym marzyć.-Usłyszałem ponownie głos Rachel.

To musiała być Rachel, to była ona, byłem tego pewien, ale mój umysł nie mógł tego zaakceptować... Ray we mnie nie wierzyła...? Dlaczego brzmiała, jakby pogodziła się z tą myślą? Czy ta wariatka znowu uroiła sobie, że jest niegodną życia grzesznicą, ale...nie...to nie możliwe...Ona nie mogła pragnąć śmierci, prawda? Poczułem ból, jakiego nie czułem nigdy dotąd...nie byłem pewny, co mnie bolało, nie był to ból fizyczny, ale jednak...jak to możliwe, że czułem, jakby moje serce pękało...? Mimowolnie, zatrzymałem się.
Po chwili pożałowałem swojej decyzji. Spojrzałem w dół. Moje buty były już pochłonięte przez białą substancję. Przekląłem pod nosem. To nie mogło się tak skończyć... nie teraz...Przecież już nawet widziałem koniec basenu...Nie. Nie mogłem się poddać. Zacząłem się szarpać, ale tylko upadłem na kolana.Ciecz zaczęła mnie pochłaniać. Nie miałem już szans na ucieczkę bez żadnej pomocy, powoli, uporczywie, zanurzałem się coraz głębiej.
Myślenie. To nie była moja mocna strona, ale właśnie w tym momencie musiałem myśleć. Dlaczego teraz ten cholerny bachor postanowił siedzieć cicho... Właśnie, co on tam wcześniej pierdzielił przez ten głośnik...? Coś o przyciskach w ścianie, o jakiejś linie...Spojrzałem na swoją dłoń w której trzymałem ostry przedmiot, moją ostatnią szansę, o której prawie zapomniałem. No właśnie, przecież miałem jeszcze nóż!

Nowa Obietnica - Satsuriku No TenshiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz