Nico
Zack zrozumiał, co powinien zrobić, zawsze wiedziałem, że był bardzo mądry. To między innymi dlatego, tak bardzo go podziwiałem. Odszedłem od ekranów przedstawiających poczynania mojego idola. Chciałem po raz ostatni sprawdzić co u dziewczynki, która tak zawładnęła mordercą idealnym. Mogłem zobaczyć ją oczywiście na obrazie z kamery, ale chciałem jeszcze raz z nią porozmawiać, upewnić się, że na pewno...zabije się. Tak...to właśnie na tym mi zależało.Chociaż od niedawna zaczynałem wątpić, czy to co robiłem na pewno było dobre...a jeśli nie było, to powinienem przestać, prawda? Jeśli jednak, wszystko co kiedykolwiek zrobiłem, było złe, jeśli ja byłem zły, to znaczyło,że nie powinienem żyć.Właśnie dlatego musiałem rozwścieczyć Zacka. To była jedyna możliwość. Otworzyłem ciężkie, masywne, drewniane drzwi i wszedłem do pokoju przedzielonego szkłem. Rachel, po drugiej stronie szyby, zasnęła lekkim snem. Chwilę obserwowałem, jak mamrotała coś pod nosem pogrążona w koszmarze. Akurat w tym aspekcie dobrze ją rozumiałem. Wiedziałem, jak to jest być pogrążonym w ciągłym poczuciu winy i lęku, który nie daje ci spać. Znałem świetnie poczucie, że nie powinienem żyć, rozumiałem nawet to, jak to jest być wychowywanym w rodzinie pełnej kłamstw, iluzji, przemocy i nienawiści. To, czego nie rozumiałem, to, dlaczego ktoś tak cudowny jak Zack, pokochał właśnie ją! Przecież to ja go od zawsze podziwiałem, ona była tylko jedną z nudnych ofiar, więc dlaczego zyskała dla niego jakąkolwiek wartość?! Poczułem, piekące pod powiekami łzy. Gdy jedna ze słonych kropli spłynęła po moim policzku, szybko starłem ją dłonią. Musiałem obudzić dziewczynę, a ona nie mogła zobaczyć, jak jej wróg płacze.
-Rachel!- Zawołałem, jednocześnie patrząc na zegar odliczający czas do jej prawdopodobnej śmierci.-Rachel, za osiem minut koniec czasu!
Otworzyła ospale oczy, w których przez ułamek sekundy przemknęło przerażenie, lecz potem znów pojawiła się w nich obojętność. Jej oczy były bardzo brzydkie. Nienawidziłem ich, chociaż nie wiedziałem czemu. Nienawidziłem ich prawie tak bardzo jak moich braci. Prawie.
-Wyspałaś się? Już niedługo będziesz mogła spać i spać! Już na zawsze!- Zaśmiałem się, ale mój śmiech nie brzmiał tak wesoło jak powinien. Żałowałem, że dawno straciłem już wiedzę, jak śmiać się szczerze, chociaż mój śmiech wydawał się być przekonujący.
Dziewczyna milczała, tępo wpatrując się w ścianę. Może nie usłyszała, co jej powiedziałem?
-Rachel? Zabijesz się, prawda?
-Tak...-Odezwała się po raz pierwszy, a jej głos był lekko ochrypły, jakby od płaczu oraz pełny bólu.
-To...dobrze.-Powiedziałem smutno. Było mi jej żal, ale to co robiłem było konieczne.
Prawda była taka, że od początku wierzyłem, że Zack ją uratuje. Mimo to próbowałem ich ze sobą skłócić, tylko...po co? Byłem chyba bardzo głupim i zazdrosnym dzieckiem. Brzydziłem się sam sobą, no bo jak można zazdrościć innym ich miłości? Upadłem na samo dno, zresztą od początku staczałem się po równi pochyłej. Nie byłem tylko pewny, kiedy to się zaczęło, gdy zabiłem rodzinę, czy gdy podpaliłem psychiatryk...?
Nagle poczułem zawroty głowy. Znowu.Ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Zazwyczaj po tym mdlałem, albo po prostu "wyłączałem się"...zawsze wtedy nawiedzały mnie najgorsze wspomnienia. Rachel nie mogła zobaczyć, jak jej wróg upada na podłogę i wije się w płaczu nawiedzany przez wspomnienia. Skierowałem się do wyjścia. Otwierając drzwi, odwróciłem się po raz ostatni.
-Hej...Rachel...jeśli przeżyjesz, a pewnie tak będzie, to...czy mogłabyś przeczytać moje notatki z tego biurka? I zadzwonić do Moniki...ona jest...ważną osobą. I może pomóc tobie i Zackowi. Jest dobra...Jej numer też jest na biurku. Zrób to, dobrze?-Powiedziałem słabym, drżącym głosem.
CZYTASZ
Nowa Obietnica - Satsuriku No Tenshi
Fanfic"Tyłem do mnie stał wysoki, ciemnowłosy chłopak, ubrany w brązową bluzę. Postać opierała na ramieniu kosę. To był on. Zack, mój Zack. Znalazłam go! Chciałam zawołać do niego po imieniu, ale głos ze wzruszenia odmówił mi posłuszeństwa. Zrobiłam krok...