Zack
Stałem przed polem kukurydzy. Przez środek roślin wycięto przejście. To chyba nie było normalne, że te warzywka były tak kurewsko wysokie, wyższe ode mnie... A może jednak to było normalne? W sumie pierwszy raz widziałam to pieprzone zielsko w innej formie, niż w sałatce, na talerzu Ray.
No właśnie! Ray. Miałem ją uratować. Chciałbym powiedzieć, że wyobrażałem sobie, jak może torturować ją ten gówniarz, ale z wyobraźnią było u mnie słabo. W każdym razie, to co mówił ten bachor, musiało być kłamstwem. Przecież Ray mówiła, że byłem dla niej ważny, miała mnie za przyjaciela, niestety, więc z pewnością liczyła, że jej pomogę! Nie możliwe, że tym razem na prawdę chciała umrzeć...racja? Nawet jeśli, to nie zadowoliłaby się zabiciem przez byle kogo, a tym bardziej nie zabiłaby się...
Jakby nie było, musiałem się pośpieszyć. Miałem już pewnie tylko jakieś dwadzieścia minut, może i nie umiem czytać, ale Rachel przypilnowała, abym przynajmniej umiał jako tako liczyć. Ruszyłem w głąb labiryntu z cholernych warzywek.
Co chwila napotykałem rozwidlenia dróg, nie wiedząc w którą stroną iść, skręcałem na chybił, trafił. Po dość krótkim czasie nawet ktoś tak głupi, jak ja, zorientowałby się, że coś jest nie tak, jeśli idąc cały czas, nie ruszasz się z miejsca.
-Kuźwa, zgubiłem się.- Syknąłem pod nosem.
Miałem słaby zmysł orientacji w przestrzeni, często zdarzało mi się zabłądzić, nawet na moim własnym piętrze w budynku u Grey'a. Zwykle nie zwracałem na to większej uwagi, ale teraz było inaczej. Ode mnie zależało życie Rachel. Cały świat mógł ulec zniszczeniu. Wszyscy ludzie mogli umrzeć, mogłem zabić ich nawet własnymi rękami. Pozwoliłbym się nawet ponownie podpalić, oddałbym wszystko. Nic się dla mnie nie liczyło, nigdy nie przywiązywałem się do przedmiotów. Jednak teraz dowiedziałem się, że było coś, czego nie mogłem stracić. Moja Rachel. Nikt nie mógł mi jej odebrać.
Chwyciłem oburącz kosę, którą na szczęście zdążyłem chwycić, wybiegając z domu i wziąłem zamach. W jednym ułamku, podczas tej jednej jedynej sekundy, podczas której stałem w bezruchu, wyobraziłem sobie, że cała otaczająca mnie kukurydza, to wrogowie. W pewien sposób to była prawda. Te cholerne warzywka próbowały oddzielić mnie od mojej Ray.
-Gińcie, wy zdrowe potwory!- Wrzasnąłem na cały głos i wykonałem ruch ostrzem broni.
Pędziłem przed siebie na oślep, rozcinając wszystko na swojej drodze. Po minucie zauważyłem, że roślinki zniknęły, a ja dobiegłem do przypominającego grotę wejścia. Miałem wrażenie, że będę musiał zejść pod ziemię...dlaczego takie porąbane akcje zawsze, dzieją się pod ziemią?! Dlaczego nie, na przykład, parterze, może pierwszym piętrze, w miejscu, z którego można w razie konieczności, szybko spierniczać przez okno. Westchnąłem zrezygnowany i z zarówno pośpiechem, jaki i ostrożnością, udałem się wgłąb korytarza. Musiałem uważać, działać tak efektywnie, jak się dało. Nie mogłem dać się zabić, wtedy zginęłaby moja Ray.
-Jesteś maszyną do zabijania Zack. Nie potworem, człowiekiem, skoro tak ci mówiła Ray, to musi być prawda, ale przede wszystkim...jesteś przestępcą.- Zaśmiałem się.
Właśnie. Byłem mordercą, jakiś byle gówniarz nie mógł mi odebrać jedynej cennej w moim życiu osoby. Tylko na mnie poczekaj, Ray, nie daj się zabić. Jeśli tylko ona, zawalczyłaby o swoje życie, miałbym o wiele łatwiej.
Im głębiej schodziłem, w korytarzu robiło się ciemniej. Miałem nadzieję, że ten dzieciak nie będzie próbował zaatakować mnie w ciemnościach, jak ten paskudny Eddie. Na wszelki wypadek, starałem się nasłuchiwać wszelkich możliwych dźwięków. Na szczęście, a może niestety, jedynym dźwiękiem, który rozchodził się wokoło, był odgłos moich przyśpieszonych kroków.
To nie miało sensu. Czy w ogóle miałem jakąś pewność, że Na końcu przejścia znajdę Rachel? Z resztę było Stanąłem, aby się zastanowić. Czy powinienem zawrócić? Ale gdyby Ray jednak tam była, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nagle wokół mnie rozbłysły światła.
-Huh?!
Osłoniłem oczy lewą ręką, a prawą, w której trzymałem kosę, wyciągnąłem przed siebie aby uchronić się przed potencjalnym napastnikiem. Po chwili, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do oświetlenia, ze zdziwieniem, nie zobaczyłem nikogo.
-Co do cholery?! Kto tu jest? Pokarz się gówniarzu.
Mimo, że sam krzyczałem, nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Niespodziewanie, usłyszałem za sobą charakterystyczny dźwięk, jaki wydawały upadające na ziemię metalowe przedmioty. Natychmiast odwróciłem się w kierunku, z którego powstał odgłos. Na ziemi leżał nóż. Zadrżałem. Wyglądał zupełnie jak ten, który podarowałem Ray. Tylko skąd on się tu wziął...? Rachel zgubiła go, jeszcze zanim trafiła do wariatkowa. Może tylko mi się zdawało. No nie mógł być ten sam przedmiot.
Niepewnie, powolutku, zbliżałem się do ostrza leżącego na posadce, a jedyne co słyszałem, to mój własny płytki oddech. Ostrożnie schyliłem się i podniosłem tak dobrze znane ostrze. W chwili, gdy moja zabandażowana dłoń zetknęła się z metalową powierzchnią, moją głowę zalały wyryte na zawsze w pamięci wspomnienia. Ten nóż. To był właśnie on, nie było mowy o pomyłce.
-Huh...? Przecież Rachel mówiła, że ten nóż zaginął, gdy była ranna, w szpitalu, to znaczy... Cholera, to wszystko musiało być zaplanowane.
-Właśnie tak, panie Isaac'u. Miło mi poznać, jestem Nico!
Zajęty przemyśleniami, nawet nie zauważyłem, że żelazne kraty odgrodziły mnie od Ray, a nade mną pojawił się ekran telewizora. Czyżby ten dzieciak inspirował się tą sadystyczną suką? To już zaczynało mnie wkurzać, nie mogłem się doczekać chwili, w której zamorduję tego smarkacza.
(Od autorki)
Cześć rozdział jest trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale kolejny znów będzie krótki. Jak wam się podobał...? Obchodzi was w ogóle kim jest Nico? Jaką ma historię, motywy, zamiary? Na razie nie wiadomo o nim zbyt wiele, więc zastanawiam się, w jakim stopniu przybliżyć wam tę postać- może was to nie obchodzić kim on jest. Odpowiedzcie mi, żeby wiedziała czy pisać o nim mało czy troszkę więcej.(+wiem, tytuł nie grzeszy powagą)
P.S. Zabijcie mnie. Jestem chora, źle się czuję, a na 10 zaczynam lekcje... jeszcze pierwszą jest matematyka😭😭😭
CZYTASZ
Nowa Obietnica - Satsuriku No Tenshi
Fanfiction"Tyłem do mnie stał wysoki, ciemnowłosy chłopak, ubrany w brązową bluzę. Postać opierała na ramieniu kosę. To był on. Zack, mój Zack. Znalazłam go! Chciałam zawołać do niego po imieniu, ale głos ze wzruszenia odmówił mi posłuszeństwa. Zrobiłam krok...