RachelPrzeżyłam. Byłam tego pewna, ponieważ nikt będąc martwy nie mógłby odczuwać takiego bólu jak ja w tamtej chwili. Gdy mnie postrzelono, przynajmniej po chwili zemdlałam, ale teraz nie mogłam sobie na to pozwolić. Krzaki, na które spadłam zamortyzowały upadek, ale jedna z gałęzi skaleczyła moje ramię. Kolejny ból, wspaniale. Nie mogłam pozwolić sobie jeszcze na odpoczynek, niepewnie wstałam. Wszystko mnie bolał, szczypało, piekło i ogólnie było nie do zniesienia. Musiałam jednak to zignorować, druga taka okazja na ucieczkę się nie powtórzy. Przeżyłam, więc byłam zobowiązana odnaleźć teraz Zacka. Tak szybko, na ile pozwalało mi moje ciało, ruszyłam w kierunku lasu.
Po dłuższym czasie błądzenia po omacku, wśród identycznych drzew, ujrzałam dość dużą, starą, chyba drewnianą, chatkę. Niedaleko niej znajdowało się małe jeziorko. Miejsce było zdecydowanie upiorne, ale pewnie za dnia było dość urokliwe. Chyba nie myślę już trzeźwo. Czułam się coraz słabsza i zmęczona wędrówką w ciemnościach. Domek wyglądał na nieużywany od dawna i ogólnie opuszczony. Wiedziałam, że chociażbym bardzo chciała, nie dałabym rady dojść dużo dalej. To miejsce wydawało się zbawienne i idealne na odpoczynek. Postanowiłam zaryzykować wejściem do domu.
Cichutko uchyliłam ledwo trzymające się w zawiasach drzwi i zerknęłam do środka. Wnętrze było zaskakująco czyste, jeśli nie liczyć nikłej warstwy kurzu i nielicznych pajęczyn. Powoli przemieszczałam się po kolejnych pomieszczeniach w celu ich szybkiej eksploracji. Musiałam upewnić się, że nikogo tam nie było. Nikogo nie znalazłam. Idąc w kierunku ostatniego pomieszczenia, rozluźniłam się. Odpoczną tu do świtu, a rano pomyślę jak ocalić Zacka. Ostatni pokój nie posiadał drzwi, był to na pierwszy rzut oka salon. Weszłam do środka... i zamarłam.
Tyłem do mnie stał wysoki, ciemnowłosy chłopak, ubrany w brązową bluzę. Postać opierała na ramieniu kosę. To był on. Zack, mój Zack. Znalazłam go! Chciałam zawołać do niego po imieniu, ale głos ze wzruszenia odmówił mi posłuszeństwa. Zrobiłam krok w przód i... deska pod moją bosą stopą wydała głośny skrzypiący dźwięk, no jak to stare deski mają w zwyczaju. Chłopak błyskawicznie odwrócił się i w sekundę znalazł się przede mną, wykonując zamach swoją ostrą bronią.Zack
Usłyszałem skrzypnięcie podłogi tuż za sobą. Cholera, już mnie znaleźli?! No na pewno nie, ci strażnicy więzienni są jeszcze większymi idiotami ode mnie. Niewiele myśląc zrobiłem zamach moją nową kosą z zamiarem zabicia intruza. (Heh, intruza, przecież ja też byłem intruzem) Obróciłem się prędko i... zobaczyłem Ray. W ostatniej chwili zatrzymałem śmiercionośne narzędzie. Ostrze wyhamowało milimetry od tętnicy dziewczynki. Mogło mi się wydawać, ale tym razem ona... mimowolnie drgnęła?
-Ray! Co ty tu, do cholery, robisz?! Mogłem cię zabić!- krzyknąłem przerażony. Zaraz. Ona przecież chciała umrzeć. W myślach strzeliłem facepalma.
-Zack!- Z oczu dziewczynki pociekły łzy, a jej ramiona zaczęły lekko drżeć. To było coś nietypowego.
-Rachel, jak uciekłaś z tego piekielnego psychiatryka? I co ci się stało?!- Zapytałem zaniepokojony dziwnym zachowaniem dziewczyny.
-Wybuchł pożar i udało mi się uciec. Tak się cieszę, że cię widzę.- Powiedziała płacząca dziewczynka. Tyle w niej emocji... Czy to aby na pewno była moja Ray? Jednak jej oczy były tak samo martwe i puste, jak w dniu naszego drugiego spotkania.
Tak to z pewnością była moja Rachel, ale wyglądała strasznie... Sukienkę miała podartą i osmoloną, a na ramieniu widniała dziwna lekko poszarpana rana, która aż prosiła się o zakażenie. Również dłoni jej krwawiły z licznych małych skaleczeń, a na policzku miała płytkie przecięcie. Zresztą cała jej skóra była... poparzona? Czyli to przez pożar...to dużo wyjaśnia... Zaraz, co kurde?!
-Że jak? Jak to "pożar"?!
-Gdy się obudziłam, wszędzie był ogień. Byłam pewna, że umrę...-Powiedziała słabo blondynka. Tym razem nie mówiła o śmierci, jak o czymś na co czekała z utęsknieniem, to mnie trochę zmartwiła.
-Ray...- Zacząłem, lecz nie dała mi skończyć.
-Ale przypomniałam sobie sen, I gdy miałam się już poddać... Nie chciałam umierać, chciałam przeżyć by cię odnaleźć, Zack. Więc jeśli obiecałam, że jeśli przeżyję, to cię odnajdę, za wszelką cenę...- Zaczęła mamrotać bez większego sensu. Na prawdę się przeraziłem.
-Rachel, o czym ty...
-Tak się cieszę, że cię znalazłam...- szepnęła dziewczynka i uśmiechnęła się, po czym zamknęła oczy i osunęła się na podłogę.
Złapałem ją w ostatniej chwili, nim uderzyła o ziemię, Na jej twarzy wciąż błąkał się cień uśmiechu. Jeśli nie liczyć miejscami poparzonej skóry, była przeraźliwie blada. Wydalała się krucha i delikatna, jak porcelanowa lalka. Łatwo mógłbym zakończyć teraz jej życie, ale nie wiedząc czemu, nie chciałem, aby umarła. Wręcz przeciwnie... odczuwałem dziwną potrzebę chronienia jej.
Zaniosłem jej lekkie, małe ciało na kanapę. Sam nie wiem czemu, postanowiłem opatrzyć jej rany. Począwszy od odkażenia skaleczeń na jej dłoniach, oczyściłem wszystkie jej ranki. Zająłem się nawet skaleczeniem na jej policzku, chociaż ono nie narażało raczej jej zdrowia. Po prostu nie mogłem patrzeć jak ona cierpi.
To było dziwne... kochałem oglądać i zadawać bezbronnym ludziom cierpienie... śmierć. Jednak z nią było inaczej, myśl, że będę musiał ją zabić powodowała we mnie jakąś... pustkę. Tak jakby ta dziewczyna stała się dla mnie ważna... Nie. To nie możliwe. Byłem przecież okrutnym, psychopatycznym, seryjnym mordercą. Potworem. Nie mogłem się do kogoś przywiązać... Jednak gdy patrzyłem teraz na jej bladą twarzyczkę, otoczoną aureolą złotych loków.... Na jej delikatnie rozchylone we śnie usta... Na jej spokojną, drobną sylwetkę, która potrafiła zrelaksować się przy kimś takim jak ja... myślałem, że wyglądała jak prawdziwy anioł. Ta myśl przywiodła do mnie zaskakująco przyjemne ciepło i spokój. Położyłem się na podłodze, koło kanapy aby również się przespać. Mogłem co prawda ułożyć się na dużym łóżku w pokoju obok, ale chciałem czuwać blisko Ray. Moja Ray znów jest ze mną. Usnąłem z uśmiechem na ustach.
CZYTASZ
Nowa Obietnica - Satsuriku No Tenshi
Fanfiction"Tyłem do mnie stał wysoki, ciemnowłosy chłopak, ubrany w brązową bluzę. Postać opierała na ramieniu kosę. To był on. Zack, mój Zack. Znalazłam go! Chciałam zawołać do niego po imieniu, ale głos ze wzruszenia odmówił mi posłuszeństwa. Zrobiłam krok...