36.Nadzieja

700 38 25
                                    

Zack

Wybiegła. Zniknęła. Nie wiedziałem gdzie była. Poczuła się potworem...

-To wszystko, kurwa, moja wina!- Wrzasnąłem zaciskając dłonie na kapturze bluzy. Jak mogłem ją tak nazwać...

Nie wiedziałem ile już klęczałem na tej podłodze. Za oknami zrobiło się już ciemno, a ona nadal nie wróciła. Ale przecież musiała wrócić, prawda...? Nie miała dokąd pójść, nie mogła mnie zostawić... Co by zrobiła, bez dachu nad głową, byłem jej potrzebny... Może jednak wcale mnie nie potrzebowała... prawda była taka, że ja potrzebowałem jej.

Mimo wszystko nie mogłem wyzbyć się obawy, że Ray może zrobić coś bardzo głupiego. Coś, przez co ja nie będę potrafił żyć. Byłem na nią naprawdę wściekły, Naomi była dla mnie ważna, ale... nie kochałem jej. Kochałem Rachel. To pewnie oznaczało, że byłem paskudnym człowiekiem, ale gdybym miał wybrać, gdyby od tego zależało życie Ray, sam, bez wahania, zabiłbym małą dziewczynkę. Mimo wszystko, nie było ceny jakiej bym nie zapłacił, aby Rachel 

była bezpieczna.

-Ona na pewno niedługo wróci...-Powiedziałem sam do siebie.

Musiałem się teraz zająć ciałem Naomi... Była wyjątkowa, nie mogłem jej tak po prostu wyrzucić na polu. Poszedłem, więc na piętro w celu znalezienia jakiejś pościeli. Skoro miałem zakopać ją w ziemi, niech ma tam trochę bardziej... ozdobnie?

Dół wykopałem tym razem obok podjazdu, ale czynność zajęła, tak jak przewidywałem, więcej czasu, ponieważ ziemia była twardsza. Włożyłem Naomi do ziemi i przykryłem ją kocem. Zanim zasypałem dół, wrzuciłem tam jeszcze, kupionego specjalnie dla niej lizaka.

-Teraz już się z niego nie ucieszysz... Nie bądź zła na Ray.

Po tych słowach zakopałem ciało dziewczynki. Po raz pierwszy grzebiąc zwłoki, myślałem o nich inaczej niż trup. Naomi była jedną z nielicznych osób z którymi udało nawiązać mi się jakąś specjalną więź. Nie zabiłem jej. W pewien sposób... opiekowałem się nią. To wszystko dzięki Rachel. Ona... mnie zmieniła, będąc z nią zaakceptowałem siebie. Chciałem, żeby ona też była szczęśliwa...chciała mieć przecież rodzinę... Co zrobiłem źle?

Rachel na pewno niedługo wróci. W tym czasie... mogłem przygotować dla nas coś do jedzenia! Tak, to był świetny pomysł. Nie było jej już całe wieki, musiała być głodna. Ja byłem.

Przejrzałem siatki z zakupami. Rachel często mówiła, że powinienem jeść warzywa... Wyjąłem więc z torby puszki z groszkiem, kukurydzą oraz czymś, na co Ray mówiła chyba... ananas. 

Blondynka mówiła, że na początek trzeba odsączyć wodę z puszki. Odsączyć. To kolejne trudne słowo, którego nauczyła mnie dziewczyna. Bardzo mi jej brakowało, chociaż czas rozłąki nie przypominał nawet w małym stopniu długości naszej rozłąki, gdy zamknęli ją w psychiatryku, a mnie w pudle.

Wymieszałem wszystkie składniki z puszek w misce, pomyślałem, że gdy wróci, to ugotuję do tego ryż i zrobię sałatkę, podobną do tych, które ona robiła dla mnie. Dzięki niej umiałem ugotować ryż. Wcześniej potrafiłem przypalić garnek, gotując zwykłą wodę. Sam zadowoliłem się paczką chrupek. Czekałem.

Jej nadal nie było. Musiało być już chyba grubo po północy. Powinna już dawno wrócić. Nie było sensu teraz jej szukać, było za ciemno. Ray, gdzie ty jesteś...?

-Jeśli nie wróci do rana, to o świcie idę cię szukać.-Powiedziałem kładąc się na kanapie. Nadal miałem nadzieję.



(od autorki)

Cześć tu znowu ja! Jak tam rozpoczęcie roku? Pogodziliście się już z końcem wakacji...? Następny rozdział pojawi się już niedługo, w moje urodziny! A kiedy dokładnie, to już "niespodzianka". Wróciła do mnie namiastka weny twórczej, więc zabieram się do pisania.

Powodzenia w szkole :-*

Nowa Obietnica - Satsuriku No TenshiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz