83

137 2 0
                                    


Maja Piwońska poczuła, że świat, który dotychczas znała, legł w gruzach. Nie była w stanie zrozumieć słów, które Jacek Sochocki wykrzykiwał w jej stronę. Oskarżał ją o śmierć swojego jedynego dziecka. W jego oczach widniała szaleńcza furia.

– To twoja wina! - krzyknął gniewnie. Przerażona, Maja automatycznie cofnęła się. Strach przeszył jej ciało. Zdała sobie sprawę, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Już od samego początku czuła, że ten człowiek był dziwny, ale nigdy nie przypuszczała, że znajdzie się w takiej sytuacji.

– Nie mam żadnego związku z jego wypadkiem – z trudem powiedziała, walcząc z łzami.

– To przez ciebie wziął samochód! To przez ciebie jechał tak szybko! – wykrzyknął Sochocki, podnosząc rękę.

Maja instynktownie oddaliła się jeszcze bardziej. Plecami dotknęła ściany. Wtedy coś w niej pękło. Musiała się bronić.

– To twoja wina, że nie ukryłeś kluczyków przed nim! A może byłeś tak pijany, że w ogóle nie zauważyłeś, jak twój syn je wyciągał z twojej kieszeni?!

Oczy Sochockiego zajaśniały nienawiścią. Bez słowa dopadł Maję i bezlitośnie uderzył ją w twarz. Dziewczyna upadła na podłogę. W jej ustach rozlał się metaliczny smak krwi.

– Nigdy więcej nie odważysz się tak do mnie mówić – zaśmiał się sardonicznie.

Natychmiast Maja podniosła się z podłogi i próbowała uciec. Jednak wściekły Sochocki złapał ją za włosy i brutalnie pociągnął do jej pokoju.

–Chcesz uciekać? Jeszcze nie skończyliśmy - szepnął do jej ucha histerycznym śmiechem.

Pchnął dziewczynę na dywan, a sam z trzaskiem zamknął drzwi i zakluczył je.

***

Majka niewiele myśląc otworzyła okno i wyskoczyła z niego. Całe szczęście, że ich mieszkanie mieściło się na parterze. W kapciach i bez żadnego okrycia zaczęła biec w kierunku domu Olszańskich. Wszystkie jej rzeczy, w tym telefon i dokumenty, zostały w przedpokoju. Co chwilę odwracała się do tyłu, bo wydawało się jej, że ktoś podąża za nią, jednakże nic takiego nie miało miejsca.

Zdyszana dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami domu Olszańskich i nerwowo naprzemiennie naciskała dzwonek i uderzała pięścią w drzwi.

W progu stanął Robert. Nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego słowa. Był zszokowany widokiem Mai w takim stanie. Chłopak mocno przytulił dziewczynę.

Po tym jak Majka się uspokoiła, opowiedziała wszystko, co się stało Robertowi. Olszański postanowił, że muszą zawiadomić policję. Maja pożyczyła ubrania od Roberta i natychmiast udali się na komisariat.

Od wejścia zostali przywitani przez obojętnego mundurowego. Gdy Piwońska zaczęła mu tłumaczyć, w jakiej sprawie przyszła, mężczyzna zaczął ją świdrować wzrokiem. Nie chciał przyjąć zawiadomienia od Majki, bo ta nie miała przy sobie dokumentu tożsamości. Na próżno tłumaczyli, że dowód został w mieszkaniu, do którego dziewczyna nie waży się wrócić. Wtedy do rozmowy wtrącił się Olszański. W końcu policjant zrobił służbową notatkę.

– Czy jest pani tego pewna? Takie oskarżenie może zniszczyć opinię o Jacku. Słyszałem o nim, że był dobrym śledczym, a teraz otworzył biuro detekty...

Reszty słów mundurowego dziewczyna nie usłyszała. Zaczęło się jej kręcić w głowie. Zrobiła krok do tyłu i kurczowo złapała się ramienia Roberta, aby się nie przewrócić. Poczuła, jakby ktoś wbił jej szpilę w plecy. Nie mogła uwierzyć, że jej wołanie o pomoc zostało tak zbagatelizowane.

Królowie PrędkościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz