ARIA
Deszcz rozpoczął się nagle, przynosząc lodowaty podmuch, który uderzył Arię jak policzek.Biegiem ruszyła do wioski szlakiem, którym błądziła cały poranek, pogrążona w myślach o Sferach i nagłym zatrzymaniu obrazu.Jej noże wybijały o uda rytm dodający jej otuchy, kiedy szła ścieżką przez las, a wokół niej hulał wiatr. Na nagły dźwięk rogu zatrzymała się i spojrzała w górę.Przez prześwity w deszczowych chmurach zobaczyła grube pasma eteru.Chwilę później usłyszała charakterystyczny pisk leju – rozrywający, wysoki grzmot mrożący krew w jej żyłach.Burza o tej porze? W tym roku burze powinny się już zakończyć. Znów zaczęła biec, zwiększając tempo.Wiele miesięcy temu wraz z Perrym znalazła się pośrodku takiej burzy.Nigdy nie zapomni piekącego gorąca, które poczuła, kiedy lej uderzył tuż koło niej, ani jak wstrząsnęło to jej ciałem. – River! – zawołał głos w oddali.– Gdzie jesteś? Zatrzymała się, nasłuchując głosów przez szum deszczu.Więcej głosów.Wszyscy krzyczeli to samo, wyraźnie słyszała zdenerwowanie w ich głosach.Zacisnęła zdrętwiałe dłonie w pięści.Komu miała pomóc? Fale jej nienawidziły.Wtedy odezwał się kolejny głos – tym razem bliżej – tak przepełniony bezradnością i strachem, że bez zastanowienia ruszyła w tę stronę.Wiedziała, jak to jest szukać kogoś, kto nigdy nie nadejdzie.Może nie przyjmą jej pomocy, ale mimo to musiała spróbować. Zbiegła ze szlaku po gęstym, śliskim błocie, a dźwięki prowadziły ją w stronę tuzina osób przeszukujących las.Kiedy wśród nich rozpoznała Brooke, zatrzymała się w pół kroku. – A co ty tutaj robisz, Krecie? – Przemoczona do suchej nitki Brooke zdawała się okrutniejsza niż zwykle.Jej jasne włosy, mokre i błyszczące od wody, mocno przyległy do głowy, a oczy były zimne jak kamienie. – Przyznaj się, zabrałaś go, ty złodziejko dzieci! Aria pokręciła głową w przeczącym geście. – Nie! Dlaczego miałabym to zrobić? – Zerknęła ukradkiem na broń przewieszoną przez ramię dziewczyny. Molly, starsza kobieta, którą Aria poznała w kantynie, podeszła do nich pospiesznie.
– Marnujesz czas, Brooke.Szukajmy dalej! – Zaczekała, aż Brooke się oddali, po czym wzięła Arię pod rękę i odezwała się cicho, jakby powierzała jej sekret.Po jej policzkach spływał deszcz. – Nie przewidzieliśmy tego.Nikt z nas nie spodziewał się burzy. – Kto zaginął? – zapytała Aria. – Mój wnuk.Ma zaledwie dwa lata.Na imię mu River. Aria pokiwała głową. – Odnajdę go. Pozostali coraz bardziej oddalali się od szlaku i zagłębiali w las, ale przeczucie mówiło Arii, by szukała w pobliżu.Poruszała się powoli i trzymała blisko ścieżki.Nie wołała.Zamiast tego wytężała słuch, próbując wychwycić najdelikatniejszy nawet dźwięk, który przebije się przez świst wiatru i szum deszczu.Czas odmierzany był chlupotem jej własnych kroków i szumem wody spływającej w dół ścieżki.Piski i syki eteru stawały się coraz głośniejsze i serce zaczęło łomotać jej w piersi wraz z nasilającymi się dźwiękami burzy.Nagle znieruchomiała, słysząc ciche nucenie. Ślizgając się, ostrożnie zboczyła ze szlaku w kierunku melodii.Przycupnęła przy krzaku obrośniętym liśćmi.Powoli odgarnęła gałązki, ale nie widziała nic prócz zieleni.Nagle włosy zjeżyły się jej na karku.Odwróciła się gwałtownie, wyciągając noże.Była jednak sama – tylko ona i drzewa. – Spokojnie – wymamrotała do siebie, chowając ostrza. Znów usłyszała nucenie, ciche, ale takie, którego nie można było pomylić z żadnym innym dźwiękiem.Obeszła krzew i zajrzała dalej, w głąb zarośli. Niespełna pół metra od niej mrugnęła para oczu.Maleńki chłopiec siedział w kucki.Dłońmi zatykał sobie uszy i nucił melodię pogrążony we własnym świecie.Aria zauważyła, że ma okrągłe policzki i oczy o miodowym odcieniu, tak jak jego babcia.Obejrzała się za siebie.Ścieżka prowadząca do wioski znajdowała się nie dalej niż dwadzieścia kroków od niej.Chłopiec się nie zgubił, tylko przestraszył. – Cześć, River – powiedziała z uśmiechem.– Jestem Aria.Założę się, że jesteś Audem tak jak ja.Śpiewanie pomaga zagłuszyć w głowie dźwięki eteru, prawda? Patrzył wprost na nią, nie przestając nucić. – Ładna melodia.To Pieśń Myśliwych, prawda? – zapytała, choć od razu rozpoznała ulubiony utwór Perry’ego.Raz jej go zaśpiewał po wielu namowach i spłonął ze wstydu.
River zamilkł.Jego dolna warga drżała, jakby zaraz miał się rozpłakać. – Mnie też bolą uszy, kiedy jest tak głośno.– Aria przypomniała sobie o czapce Audów, którą dostała, i sięgnęła to swojej torby.– Chcesz to założyć? River zacisnął dłonie w pulchne piąstki.Powoli odciągnął je od uszu i pokiwał głową.Nałożyła mu czapkę, opuściła klapy i zawiązała je pod brodą.Czapka była na chłopca sporo za duża, ale chroniła jego uszy przed hałasem burzy. – Musimy schować się w wiosce, dobrze? Zabiorę cię do domu. Wyciągnęła do niego dłoń.River wziął ją za rękę, a po chwili był już w jej ramionach i obejmował ją ciasno jak kamizelka.Trzymając jego małe drżące ciałko, Aria pospiesznie ruszyła szlakiem w poszukiwaniu Molly i pozostałych.Przybiegli do niej tłumnie, przemoczeni i wściekli. – Nie dotykaj go! – syknęła Brooke, wyrywając jej chłopca z objęć.Arię uderzyła fala chłodu i aż się zachwiała, nagle i niespodziewanie pozbawiona dodatkowego ciężaru.Brooke chwyciła za czapkę i rzuciła ją w błoto. – Trzymaj się od niego z daleka! – krzyknęła.– Nigdy więcej się do niego nie zbliżaj. – Chciałam go zanieść do domu! – odpowiedziała Aria, ale Brooke już biegła w stronę osady z Riverem, który zdążył się rozpłakać.Pozostali ruszyli krok za dziewczyną, a niektórzy z nich rzucali Arii oskarżycielskie spojrzenia, jakby to, że chłopiec się zagubił, było jej winą. – Jak go znalazłaś, Osadniczko? – zapytał krępy mężczyzna trzymający się z tyłu grupy.Patrzył na nią podejrzliwie.Dwaj chłopcy przy jego boku musieli być jego synami.Stali przygarbieni, szczękając zębami. – Jest Audem, Gray – powiedziała Molly, pojawiając się przy jej boku.– No idź już, zabierz chłopców do domu. Jeszcze raz spoglądając na Arię, mężczyzna odszedł, by schronić się przed deszczem. Aria podniosła swoją czapkę i strzepała z niej błoto. – Brooke nie jest z tobą spokrewniona, prawda? Molly uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową w odpowiedzi. – Nie, nie jest. – To dobrze – odparła Aria, wciskając czapkę do torby. Kiedy razem szły w stronę wioski, Aria zauważyła, że Molly kuleje. – To przez moje stawy – wyjaśniła starsza kobieta, podnosząc głos,
by Aria mogła ją usłyszeć.Uderzenia lejów robiły się coraz głośniejsze.– Dokuczają mi, kiedy jest chłodno i deszczowo. – Wesprzyj się na mnie – powiedziała Aria, służąc jej ramieniem.Razem sprawniej zbliżały się do wioski. Minęło kilka minut, zanim Molly ponownie się odezwała. – Dziękuję, że znalazłaś Rivera. – Nie ma za co.– Choć była przemarznięta do szpiku kości i dzwoniło jej w uszach, Aria czuła się dziwnie zadowolona z tego, że idzie ramię w ramię z drugą po Pchlarzu nową przyjaciółką z plemienia Fal.

Przez Bezmiar NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz