Aria
Arię obudził piekący ból ramienia.Zamrugała w ciemności.Język przykleił się jej do podniebienia, a w głowie czuła tak silne łupanie, że aż bała się poruszyć.Leżała na łóżku w pokoju Vale’a.Światło eteru sączyło się delikatnie przez wąską szczelinę pomiędzy okiennicami, niebieskie i chłodne jak poświata księżyca w pełni. Spojrzała niżej, powoli poruszając głową.Jej biceps był dokładnie owinięty pasem tkaniny.Wiedziała, że znajdujące się na nim ciemne plamy to krew.Dotknęła opatrunku dygoczącą dłonią.Miała wrażenie, że jest poparzona.Nie tylko na skórze, ale i głęboko w żyłach. Przypomniała sobie ceremonię.Beara, który nakłuwał jej ramię drucikiem, i okropne pieczenie, które rozprzestrzeniało się po całym jej mięśniu, cichnące dźwięki i stopniowo przechylającą się salę kantyny. Została otruta. Zacisnęła powieki.Cała sytuacja wydała jej się tak nieprawdopodobnie średniowieczna, że gdyby mogła, roześmiałaby się w głos.Z kolejną myślą poczuła ścierające się w niej strach i gniew.Drgawki, które wstrząsały jej ręką, teraz owładnęły resztą ciała, tym silniejsze, im głębiej docierało do niej to, co się wydarzyło.Nie mogła pojąć, dlaczego jest jej tak zimno, skoro w jej żyłach płonie krew.Przewróciła się na bok i zwinęła w kłębek, napinając wszystkie mięśnie, by opanować dreszcze. Kto jej to zrobił? Brooke? Wylan? A może Molly? Czy to możliwe, by winna była jedyna osoba, której zaczęła ufać? Aria przypomniała sobie noc, kiedy wraz z Roarem śpiewali w kantynie.Tylu ludzi się wtedy do niej uśmiechało.Czy uśmiechali się też wówczas, gdy jej podawano truciznę? Oblizała spierzchnięte usta.Gorzkie – czy poczuła smak trucizny? Utkwiła wzrok w figurce sokoła stojącej na nocnej szafce, którą łuna eteru obrysowała niebieską poświatą.Aria wpatrywała się w nią, aż w końcu zmorzył ją sen. Kiedy znów się obudziła, zauważyła przy łóżku zapaloną świecę.Przymrużyła powieki, bo jasny płomień raził ją w oczy.Perry rozmawiał z kimś w sąsiednim pokoju.Jego głos był ochrypły i zniecierpliwiony.Puls Arii od razu przyspieszył.
– Wiedziałem, że coś jest nie w porządku – powiedział.– Było mi tam niedobrze.Nie wiedziałem jednak, że to z jej powodu. Po głosie Reefa można było poznać, że nie jest zaskoczony. – Jesteś jej bezgranicznie oddany. Aria usłyszała skrzypienie podłogi i ciche przekleństwo. – Tak myślałem – kontynuował Reef.– Miałem nadzieję, że się mylę. Aria wpatrywała się w drzwi, z trudem próbując zrozumieć.Perry był jej bezgranicznie oddany? – Wydaje ci się, że to ostatni raz, kiedy jej odczucia będą miały na ciebie wpływ? – zapytał Reef.– Bo jeśli tak, to się mylisz.Jesteś bezgranicznie oddany dziewczynie, której nikt tu nie chce.Nie jestem w stanie pomyśleć, co gorszego mogłoby się stać.Ona miesza ci w głowie. – Nieprawda! – Prawda, Perry! Nie może tu zostać.Musisz to w końcu dostrzec.A po tym, co zrobiłeś, mogę się założyć, że Fale jej nie zaakceptują.Właśnie postawiłeś ją ponad jednym z nich. – Nie to zrobiłem.Nie będę tolerował mordercy, bez względu na to, kim jest. – Zgoda – powiedział Reef.– Ale ludzie będą widzieć to, co chcą zobaczyć.Zemszczą się na niej, albo gorzej – zemszczą się na tobie.I nie chcę nawet słyszeć, że ruszasz na północ.Fale potrzebują cię tutaj. Czekała na sprzeciw Perry’ego, ale nic nie usłyszała. Chwilę później otwarły się drzwi i Perry wszedł do środka, przyciskając palce do oczu.Kiedy zobaczył, że Aria nie śpi, zamarł w bezruchu.Potem zamknął drzwi i podszedł do jej łóżka.Ujął ją za rękę, a jego zielone oczy wypełniły się łzami. – Ario.przepraszam.Tak bardzo cię przepraszam.Nie mam słów, by wyrazić, jak bardzo mi przykro. Pokręciła głową. – To nie twoja wina.– Nie miała siły, by dużo mówić.Po jednej stronie jego szczęki widniał czerwony siniak, a dolna warga była spuchnięta.– Oberwałeś. – To nic poważnego.Bez znaczenia. Nieprawda.Cierpiał z jej powodu.To miało ogromne znaczenie. – Która jest godzina? – Nie miała pojęcia, ile czasu minęło.Dzień.Tydzień.Za każdym razem gdy się budziła, w pokoju było ciemno.Noc.Tylko tyle wiedziała.
– Prawie świta. – Spałeś? – zapytała. Perry uniósł brew. – Czy spałem? Nie.nawet nie próbowałem. Była zbyt zmęczona.Za bardzo wycieńczona, by powiedzieć to, co chciała.Wtedy zdała sobie sprawę, że wystarczy tylko jedno słowo.Poklepała łóżko. – Ty. Położył się, przysuwając ją do siebie.Aria ułożyła się przy nim, przykładając ucho do jego piersi.Słuchała bicia jego serca – dobrego, silnego dźwięku – a ciepło jego ciała stapiało się z jej ciepłem.Wcześniej otaczała ją mgła.Miała halucynacje i szukała tego, co prawdziwe.Znalazła to w nim.On był prawdziwy. – Teraz jesteśmy razem – wyszeptał, opierając się o jej czoło.– Tak jak powinno być. Aria zamknęła oczy i próbowała się uspokoić.Perry był jej oddany.Może też to poczuje. – Śpij, Perry. – Dobrze.Mając cię przy sobie, zasnę.