ARIA
– Gotowy? – Aria zapytała Roara. Rozbili obóz nad Wężową Rzeką, która miała wytyczyć im drogę do terytorium Rogów.Na ostrych, wyścielonych żwirem brzegach rzeki leżały rozrzucone gałęzie, a tafla wody była gładka niczym lustro odbijające serpentyny eteru na niebie.Sprawnie brnęli naprzód przez całe popołudnie, wyprzedzając eterową burzę.Piski lejów z oddali dobiegły uszu Arii, jeżąc jej włosy na karku. Roar oparł się o swoją torbę i skrzyżował ręce na piersi. – Byłem gotowy od dnia, kiedy obudziłem się rano, a Liv nie było przy mnie.A ty? Przez cały miniony tydzień wspinali się po Skarpie Strażników, lodowatej przełęczy otoczonej wysokimi szczytami, które wyglądały jak wyszczerbiony metal.Dzięki wyostrzonemu słuchowi uniknęli spotkań z innymi ludźmi i wilkami, nie byli jednak w stanie uchronić się przed nieustającym wiatrem, który smagał przełęcz, przez co czuli się, jakby ugrzęźli pośród niekończącej się zimy.Usta Arii stały się suche i popękane.Stopy miała pokryte pęcherzami, ręce zdrętwiałe z zima, ale jutro, dwa tygodnie po wyruszeniu z wioski, w końcu dotrą do Rimu. – Tak.Jestem gotowa – odpowiedziała, okazując w głosie większą pewność siebie, niż naprawdę czuła.Dopiero teraz zaczynała odczuwać, jak ogromne było powierzone jej zadanie.Jakim sposobem miała wyciągnąć tajne informacje od Sable’a – Scira, który gardził Osadnikami? Wodza Krwi, który nikomu nie powierzył strzeżonego pilnie sekretu? Wyobraziła sobie Talona, który macha nogami, siedząc na pomoście.Jeśli zawiedzie, to jak wydostanie go z Reverie? Czy Pod upadnie? Aria pokręciła głową, odpychając na bok zmartwienia.Nie mogła sobie pozwolić na takie myślenie. – Nadal uważasz, że Sable będzie chciał negocjować? – zapytała.Planowali powiedzieć mu, że przychodzą z polecenia Perry’ego, nowego Wodza Krwi Fal, który chce unieważnić zaślubiny zaaranżowane przez Vale’a rok wcześniej.Spróbują także kupić od niego informacje o położeniu Wielkiego Błękitu. – Fale przyjęły już połowę posagu.Perry może się zrewanżować tylko ziemią, ale ponieważ eter się nasila, ziemie nie wystarczą.Czy warto
przyjąć terytoria tylko po to, by patrzeć, jak płoną? – Wzruszył ramionami.– Może się nie udać, ale chyba warto spróbować.Z tego, co wiem, Sable jest chciwy.Spróbujemy to wykorzystać. Plan B zakładał, że powęszą na jego terenach, żeby samodzielnie ustalić, gdzie jest Wielki Błękit, a potem zabiorą Liv i uciekną. Kiedy zamilkli, Aria sięgnęła do torby po figurkę sokoła.Przebiegła palcami po ciemnym drewnie, przypominając sobie uśmiech Perry’ego, kiedy mówił: „Mój wygląda jak żółw”. – Jeśli on robi jej krzywdę albo do czegokolwiek zmusza. Podniosła wzrok.Roar wpatrywał się w ognisko.Zerknął na nią i na chwilę jego oczy zabłysły, po czym znów popatrzył na ogień.Aria ciaśniej owinęła się kurtką.Na przystojnej twarzy jej przyjaciela tańczyły cienie, które rzucało ognisko. – Zapomnij, że to powiedziałem. – Roar.wszystko będzie w porządku – powiedziała, choć miała świadomość, że nie przyniesie mu to żadnej ulgi.Krępował go ból niewiedzy.Przypomniała sobie, jak to było, kiedy szukała mamy.Nadzieja, obawa przed złudzeniami, a potem już tylko strach.Mogła się od tego uwolnić, jedynie poznawszy prawdę.On przynajmniej miał czekać tylko do jutra. Znów długo milczeli, a potem Roar powiedział: – Musisz uważać przy Sable’u, Ario.Jeśli wyczuje twój strach, będzie drążył tak długo, aż się dowie, co jest jego powodem. – Mogę udawać, że się nie denerwuję, ale emocji nie oszukam.Tego nie da się włączyć lub wyłączyć. – Dlatego powinnaś trzymać się od niego z daleka, jeśli tylko będzie to możliwe.Znajdziemy też sposób, by dyskretnie rozejrzeć się za Wielkim Błękitem. Aria przysunęła stopy bliżej ognia, czując, jak ciepło przenika jej palce. – Czyli mam zachować dystans względem osoby, do której chcę się zbliżyć? – Ech, ci Scirzy – powiedział Roar, jakby to wszystko wyjaśniało. W pewnym sensie tak właśnie było. Po kilku godzinach niespokojnego snu Aria przebudziła się bladym świtem i wyciągnęła Wizjer z torby.W ostatnim tygodniu dwa razy rozmawiała z Hessem, ale ich spotkania były krótkie.Hess chciał informacji i najwyraźniej opowieści o marznących rękach i stopach się nie kwalifikowały.Kiedy tylko zaczynała zadawać pytania, nagle kończył
rozmowę i ją zostawiał.Teraz postanowiła jednak, że ma dość poruszania się po omacku. Roar spał, nałożyła więc Wizjer i wywołała Upiora. Sekundę po tym, jak wybrała ikonę z białą maską, zaczęła frakcjonować.Serce podskoczyło jej z radości, kiedy poznała znajomą Sferę.Była to jedna z jej ulubionych, stworzona na podstawie starodawnego malowidła przedstawiającego zgromadzenie nad brzegiem Sekwany.Ludzie ubrani w stroje z dziewiętnastego wieku przechadzali się i przesiadywali na kocach, ciesząc się słońcem i widokiem łódek unoszących się na spokojnej wodzie.Ptaki świergotały radośnie, a delikatny wietrzyk muskał gałęzie drzew. – Wiedziałem, że długo beze mnie nie wytrzymasz. – Soren? – Aria rozglądała się wokół po twarzach mężczyzn.Mieli na sobie kapelusze i fraki, a kobiety suknie z turniurami i kolorowe parasolki w dłoniach.Szukała najszerszych ramion.Ostrej brody. – Jestem tu – powiedział – ale nie możesz mnie zobaczyć.Jesteśmy niewidzialni.Ludzie myślą, że nie żyjesz.Jeśli ktoś by cię tu zobaczył, nie mógłbym tego ukryć przed ojcem.Nawet ja mam ograniczenia. Aria spojrzała na swoje dłonie.Nie widziała ani ich, ani żadnej innej części swojego ciała.Wpadła w panikę.Miała wrażenie, że jest tylko parą unoszących się w powietrzu oczu.W realnym świecie przebierała palcami, żeby pozbyć się tego uczucia. Wtedy usłyszała głos, który znała całe swoje życie. – Blokujesz mi światło, Pixie. Podążyła za głosem, czując, jak serce kołacze jej w piersi.Caleb siedział na czerwonym kocu tylko kilka kroków od niej i rysował w swoim szkicowniku.Z ust wystawał mu koniuszek języka – nawyk, który ujawniał się, kiedy pochłaniało go tworzenie.Aria przyglądała się jego długim kończynom i rudawym włosom, kiedy kreślił coś na kartce.Tak bardzo przypominał Paisley.Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo. – Czy on mnie słyszy? – wyszeptała najciszej, jak tylko umiała. – Nie – odpowiedział Soren.– Nie ma pojęcia, że tu jesteśmy.Ale mówiłaś, że chciałaś go zobaczyć. Pragnęła więcej.Chciała spędzić z Calebem godziny, całe dnie.Chciała mieć czas na to, by mu powiedzieć, jak jej przykro z powodu Paisley i jak bardzo tęskni za spędzaniem z nim każdego dnia.Caleb dzielił teraz swój czas z innymi.Pixie siedziała przy nim w milczeniu i przyglądała się, jak rysuje.Jej kruczoczarne włosy były krótsze, niż pamiętała.Aria zastanawiała się, co czuje Soren, widząc ich razem.
Niecały rok temu on i Pixie byli parą.Razem z nimi siedziała także Rune, w towarzystwie Jupitera, perkusisty Tilted Green Bottles.Całowali się namiętnie, nie widząc świata poza sobą. Było w tym widoku – widoku ich wszystkich – coś odległego i rozpaczliwego. – Gratulacje – powiedział Soren.– Teraz oficjalnie jesteś niczym. Popatrzyła na pustą przestrzeń koło niej.Dziwnie się czuła, słysząc jego głos, a nie będąc w stanie go zobaczyć. – Soren, to jest upiorne. – Żyj tak przez osiem miesięcy, a dopiero się przekonasz. – Naprawdę tak teraz spędzasz czas? – Myślisz, że lubię tak się czaić? Mój ojciec zakazał mi tu wstępu.Sądziłaś, że tylko ciebie pozbyto się po tamtej nocy? – Prychnął, jakby żałował swoich ostatnich słów. – W każdym razie.to bez znaczenia – westchnął.– Widziałaś, jak Jupiter i Rune się do siebie lepią? Wiedziałem, że tak będzie.Jup to spoko gość.I dobry pilot.Kiedyś nieźle się bawiliśmy, pilotując hovery dragonwing.To było, zanim.no wiesz.A ja i Pixie byliśmy.właściwie to nie wiem, czym byliśmy.Ale Caleb? Co ty w nim widzisz? Widziała w nim tysiące rzeczy.Tysiące wspomnień.Caleb używał słów takich jak „zuchwały” i „letargiczny”, żeby opisać kolory.Uwielbiał sushi, bo uważał, że jest piękne.Zasłaniał usta, kiedy się śmiał, ale nie kiedy ziewał.To z nim całowała się po raz pierwszy i była to katastrofa – bez dreszczy, jakie czuła, gdy całowała Perry’ego.Jeździli wtedy na diabelskim młynie w Sferze Rozrywki.Caleb miał otwarte oczy, co się jej nie podobało.Całowała jego dolną wargę, co jemu wydało się dziwne.Główny jednak problem, jak doszli do wniosku, był taki, że ich pocałunek nie miał głębszego znaczenia.„Formatu”, jak określił to Caleb. Teraz, gdy patrzyła na niego, wszystko było znaczące.Czuła tylko smutek.Z jego powodu.Z powodu tego, jacy kiedyś byli.Nic już nie będzie takie samo. Aria spojrzała na jego rysunek, ciekawa, co go tak absorbuje.Szkic przedstawiał z bocznej perspektywy przykucniętą, wychudzoną postać ze zgiętymi kolanami i przykurczonymi ramionami oraz opuszczoną głową.Rysunek sięgał aż po krawędzie strony, więc postać wyglądała jak uwięziona w klatce.Był posępny, niepokojący, zupełnie nie w stylu poprzednich prac Caleba. Nagle w Sferze zapadła cisza.Aria podniosła wzrok.Drzewa znieruchomiały.Z rzeki nie dobiegały żadne dźwięki.Sfera zastygła
niczym obraz, na podstawie którego ją stworzono, z pominięciem nerwowo poruszających się ludzi.Caleb uniósł wzrok znad szkicownika.Pixie przymrużyła oczy i patrzyła na niebo i wodę, jakby nie dowierzała temu, co widzi.Rune i Jupiter oderwali się od siebie i wymienili zdezorientowane spojrzenia. – Soren.– odezwała się Aria. – Zazwyczaj to po chwili mija. Miał rację.W ułamku sekundy dźwięk ptasich treli powrócił, a wietrzyk znów zaczął poruszać zielonymi liśćmi.Łódki ponownie zaczęły przemieszczać się po wodzie. Sfera przebrnęła przez chwilę zawieszenia, ale nie wróciła do normalności.Caleb gwałtownie zatrzasnął szkicownik i zatknął sobie ołówek za ucho.Mężczyzna stojący obok odchrząknął i poluźnił krawat, po czym wrócił do spacerowania po ścieżce.Powoli ludzie wznawiali prowadzone rozmowy, ale wydawały się one wymuszone, odrobinę zbyt entuzjastyczne. Aria nigdy nie śniła, aż do czasu, kiedy została wyrzucona z Reverie.Teraz widziała, jak bardzo sny podobne są do Sfer.Dobrego snu warto było się trzymać aż do ostatniej chwili przed przebudzeniem.Caleb trzymał się go tak jak pozostali.Wszystko w tym miejscu było dla nich dobre, nie chcieli więc, by choćby najmniejsza rzecz sugerowała, że ich świat zbliża się ku końcowi. – Jak możemy się stąd wydostać, Soren? Nie chcę patrzeć, jak. Po chwili frakcjonowania – zanim zdążyła dokończyć zdanie – znaleźli się w sali operowej.Aria z ulgą zobaczyła swoje ciało. Stali z Sorenem na scenie.Trzymał ręce skrzyżowane na piersi i unosił jedną brew. – I co teraz sądzisz o swoim dawnym życiu? Inne, prawda? – Łagodnie powiedziane.A ta usterka przed chwilą? Jak często to się zdarza? – Kilka razy dziennie.Sprawdziłem to.Przyczyną są przerwy w dostawie energii.Jedna z kopuł, w której znajduje się generator, została uszkodzona minionej zimy, więc wszystko jest trochę.usterkowe. Przez chwilę Aria stała w odrętwieniu.To samo przydarzyło się w Bliss – kapsule, w której zginęła jej matka. – Czy można to naprawić? – Próbują.Jak zawsze.Jednak przy nasilających się eterowych burzach ekipy nie są w stanie nadążyć z naprawami. – To dlatego twój ojciec tak naciska, żebym odnalazła Wielki Błękit.
– Jest zdesperowany i ma powody.Musimy stąd uciekać.To tylko kwestia czasu.– Uśmiechnął się ponuro.– I tu zaczyna się twoja rola.Chciałaś zobaczyć przyjaciół, a ja powiedziałem ci, co się dzieje w Reverie.Teraz ty musisz obiecać, że mi pomożesz, kiedy znajdę się na zewnątrz. – Naprawdę jesteś gotowy to wszystko zostawić? – zapytała, mierząc go wzrokiem. – Jakie „wszystko”, Ario? – Utkwił wzrok w pustych siedzeniach na widowni.– Wiesz, co zostawiam? Ojca, który mnie ignoruje.Który nawet mi nie ufa.Przyjaciół, z którymi nie mogę się zobaczyć, i Pod, który nie wytrzyma kolejnej burzy.Wydaje ci się, że będę za tym tęsknił? Już i tak jestem wykluczony.– Wziął głęboki wdech i zamknął oczy, powoli wypuszczając powietrze, by odzyskać spokój.– Jesteśmy umówieni czy nie? Nie przypominał już aroganckiego, dominującego Sorena, którego pamiętała.Tamta noc w SR 6 bezpowrotnie zmieniła ich oboje. – Tam wcale nie będzie ci łatwiej. – Czy to oznacza zgodę? Aria skinęła głową. – Ale tylko pod warunkiem, że do tego czasu będziesz miał oko na kogoś. Soren znieruchomiał. – Chodzi o Caleba? Nie ma problemu.Choć jest kompletnym. – Nie jego miałam na myśli. Soren mrugnął do niej. – Chodzi ci o małego Dzikusa? Bratanka tego kretyna, którzy złamał mi szczękę? – Zrobił to, bo mnie zaatakowałeś – szorstko odparła Aria.– Nie zapominaj o tym.I lepiej dobrze się zastanów, jeśli chcesz wyjść na zewnątrz w poszukiwaniu zemsty.Z Perrym nie masz szans. Soren uniósł ręce do góry. – Spokojnie, tygrysico.To było tylko pytanie.Czyli chcesz, żebym.bawił się w opiekunkę? Pokręciła głową. – Upewnij się po prostu, że jest bezpieczny bez względu na wszystko.I chcę się z nim zobaczyć. – Kiedy? – Teraz. Soren ruszał szczęką to w jedną, to w drugą stronę, wpatrując się
w Arię. – Dobra – odpowiedział w końcu.– Jestem ciekawy tego małego Dzikusa. Dziesięć minut później siedziała na pomoście i patrzyła, jak Talon uczy Sorena zarzucać.Wysportowany, lubiący rywalizację Soren bardzo chciał się tego nauczyć, a Talon szybko to wyczuł.Gdy przyglądała się, jak chłopiec szczebiocze o przynętach, niespodziewanie poczuła falę optymizmu.Z nieznanego jej powodu tych dwóch wyrzutków świetnie się ze sobą dogadywało. Kiedy opuszczała Sferę, wydając szereg komend, by wyłączyć Wizjer, Soren szamotał się z rybą na haczyku.Aria wrzuciła urządzenie z powrotem do torby i obudziła Roara. Najwyższa pora spotkać się z Sable’em.