ARIA
– Co ty mi robisz, Olivio? – powiedział Roar, wpatrując się w oczy Liv.– Jak mogłaś tu wrócić? – Przepraszam, Roar.Myślałam, że pomogę Falom i że potrafię się od ciebie uwolnić, ale mi się nie udało. Kiedy mówiła, Roar całował jej policzki, brodę, czoło.Aria pobiegła na balkon, mijając suknię ślubną Liv, która wisiała przy otwartych drzwiach.Nie zatrzymała się, dopóki nie uderzyła palcami stóp o niski gzyms, a palce jej dłoni nie zacisnęły się na jego zimnych kamieniach i nie popatrzyła na ciemną wodę na dole. Nie chciała słuchać, nie chciała ich słyszeć, ale jej słuch był wyostrzony – jeszcze ostrzejszy, kiedy do głowy uderzała jej adrenalina. Głos Liv. – Myliłam się.Tak bardzo się myliłam. Roar. – W porządku, Liv.Kocham cię bez względu na wszystko.Zawsze będę. Potem zapadła cisza i Aria słyszała jedynie wiatr, który smaga balkon, i nierówne, zdyszane oddechy Roara i Liv.Aria zamknęła oczy, czując, jak jej serce skręca się w korkociąg.Prawie czuła wokół siebie ramiona Perry’ego.Gdzie teraz jest? Czy też o niej myśli? Chwilę potem Liv i Roar pojawili się na balkonie.Oczy im błyszczały.Zza jednego ramienia Liv wystawał miecz, a przez drugie przerzuciła swoją torbę i torbę Arii. – Miałam po ciebie przyjść – powiedziała Liv, podając Arii jej własność.Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej Wizjer.– Sable ukrył go w swojej komnacie.Zakradłam się tam, kiedy spał.Wcześniej wyczułam na nim sosnowy zapach.On mnie do niego doprowadził.– Podała urządzenie Arii.– Użyj go, i to szybko. Aria pokręciła głową. – Teraz? – Ile czasu minie, zanim ktoś zauważy brak strażników? – Musimy się stąd wydostać. – Musisz to zrobić teraz – odpowiedziała Liv.– Jeśli zabierzemy urządzenie, Sable wyśle pogoń. – Tak czy inaczej ją wyśle – powiedział Roar.– Musimy ruszać.
Nie było czasu na sprzeczki.Aria nałożyła Wizjer i przed jej oczami pokazał się wyświetlacz.Wybrała ikonę Upiora.Soren będzie wiedział, czy Sable i Hess rozmawiali o Wielkim Błękicie.Czekała, spodziewając się, że przeniesie się do opery, ale tak się nie stało.W zamian na ekranie wyskoczyły dwie systemowe ikony z licznikami czasu.Soren zostawił jej nagrania. Wybrała tę o krótszym czasie trwania, z każdą sekundą czując coraz większe zdenerwowanie.Roar stał przy drzwiach pokoju, nasłuchując kroków na korytarzu. Na ikonie rozszerzyło się okno nagrania.Widziała Sferę Bazową.Pustą przestrzeń, w której nie było nic prócz ciemności przełamanej pojedynczym snopem światła.Sable stał po jednej, a Hess po drugiej stronie.Gra światła i cienia podkreślała ostre kontury ich twarzy. Hess ubrany był w swój oficjalny mundur konsula: granatowy, z odblaskowymi belkami na rękawach i kołnierzu.Stał sztywny i wyprostowany, trzymając ręce wzdłuż ciała.Sable miał na sobie dopasowaną koszulę i spodnie.Wokół jego szyi lśnił łańcuch Wodza Krwi.Miał rozluźniony wyraz twarzy i zabawnie zmrużone oczy.Jeden z nich wyglądał na niebezpiecznego, drugi był zabójczo przystojny. Sable odezwał się pierwszy. – Ten twój świat jest uroczy.Zawsze tu tak pięknie? Hess uśmiechnął się sarkastycznie. – Wcześniej nie chciałem, żebyś poczuł się przytłoczony. Aria zdała sobie sprawę, że wybrała nagranie z drugiego spotkania.Nie miała czasu, by to teraz zmienić.Niech gra. – Wolisz to? – zapytał Hess. Sfera nagle się zmieniła.Stali teraz na pokrytym strzechą dachu chaty bez bocznych ścian, postawionej jakby na szczudłach.Aż po horyzont ciągnęła się złota sawanna, a otaczające ich zewsząd trawy kołysały się delikatnie, smagane ciepłym wietrzykiem. Hess nie miał pojęcia.Uważał, że to będzie obelga.Uszczypliwość względem prymitywnego człowieka, za jakiego miał Sable’a.Jedyne, co przez długi czas mogli zrobić Aria i Sable, to z zadziwieniem wpatrywać się w skąpaną w słońcu scenerię.Prowadzili równą grę pod otwartym, spokojnym niebem.Tam gdzie ziemia była lekko spieczona słońcem, a nie brutalnie zwęglona przez eter. Sable ponownie skierował swoją uwagę na Hessa. – Rzeczywiście, bardziej mi to odpowiada.Czego się dowiedziałeś? Hess westchnął.
– Moi inżynierowie zapewniają, że pojazd pokona teren każdego rodzaju.Mają tarcze, ale ich skuteczność jest ograniczona.Jakakolwiek intensyfikacja eteru może zaszkodzić. Sable pokiwał głową. – Mam w głowie jeszcze jedno rozwiązanie.Jaki jest końcowy bilans, Hess? – Osiemset osób.I to znacznie przekracza możliwości. – To za mało – powiedział Sable. – Nigdy nie mieliśmy w planach opuszczać Reverie – sfrustrowany Hess cedził słowa.– Nie jesteśmy gotowi na tak masową ewakuację.Ty niby jesteś? Sable uśmiechnął się. – Gdybym był, nie prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy. – Podzielimy się po równo albo nici z układu – westchnął Hess. – Zgoda – odparł Sable z niecierpliwością.– Przerabialiśmy już te warunki. W rzeczywistym świecie Roar podbiegł do balkonu. – Musimy znikać – szepnął i pociągnął Arię za ramię.Aria pokręciła głową.Nie mogła teraz przestać słuchać. – Kiedy będziesz gotowy? – Sable zapytał Hessa. – Potrzebuję tygodnia, żeby zaopatrzyć i naładować paliwem pojazd oraz zorganizować.ocalałych.Wybranych. Sable pokiwał głową, podziwiając trawiastą równinę. – Osiemset osób – powiedział do siebie, po czym odwrócił się do Hessa.– A co zrobisz z resztą mieszkańców? Hess pobladł. – A co mogę z nimi zrobić? Każę im czekać na drugi transport. Sable uniósł w uśmiechu kąciki ust. – Wiesz, że to jednorazowa wyprawa.Nie będzie drugiego transportu. – Tak, wiem – odrzekł Hess z naciskiem.– Ale oni nie wiedzą. Aria poczuła, jak miękną jej kolana i chwiejąc się, wpada na Liv.Hess i Sable mieli zamiar wybrać tych, których zabiorą.Tych, którzy przeżyją, i tych, którzy umrą.Nie mogła złapać oddechu i poczuła, jak zbiera się jej na mdłości.Od słuchania, jak chłodno rozmawiają o porzuceniu swoich ludzi, zrobiło jej się niedobrze. Dłoń Roara na jej ramieniu zacisnęła się mocniej. – Musisz kończyć, Ario! Z korytarza dobiegły jakieś dźwięki.Aria spięła się, prędko
przebiegając przez komendy, by wyłączyć Wizjer. – Tutaj! – krzyknął ktoś. Roar wyciągnął nóż.Aria usłyszała łupnięcie, z jakim ktoś próbował wyważyć drzwi ramieniem, a potem trzask drewna upadającego na kamienną podłogę.W ciemności pokoju Liv Aria dostrzegła gwałtowne ruchy.Czarną falę, która zmierzała w ich kierunku. Aria cofnęła się, nieporadnie chwytając za torbę.Mocno uderzyła nogami o balustradę balkonu, jednocześnie wciskając Wizjer głęboko za podszewkę.Odgłosy kroków były coraz bliżej i po chwili pojawili się strażnicy, nakazujący im, by się nie ruszali.W przyćmionym świetle błyskały ostrza ich mieczy. Liv wyciągnęła swój i stanęła przed Roarem. – Liv! – krzyknął. Strażnik na czele grupy uniósł kuszę, próbując powstrzymać Liv.Stała tylko kilka kroków przed Arią i Roarem, gotowa do walki.Strażnicy Sable’a wbiegli do środka, tworząc czarno-czerwoną ścianę odgradzającą ich od drzwi.Aria, Roar i Liv zostali uwięzieni na balkonie. Nagle zapadła cisza, którą przerwał rytm spokojnych kroków.Ludzie Sable’a rozstąpili się, gdy ten wszedł do środka.Aria nie zauważyła na jego twarzy żadnej oznaki zaskoczenia. – Dziewczyna ma nakładkę – powiedział jeden ze strażników.– Widziałem, jak włożyła ją do torebki. – Ja ją zabrałam – powiedziała Liv, nadal w pozycji do ataku. – Wiem.– Sable zrobił krok do przodu.Z każdym wdechem jego pierś unosiła się w górę i w dół.– Wiedziałem, że zmienisz zdanie, Olivio.Nie myślałem tylko, że zrobisz coś tak głupiego. – Pozwól im odejść – powiedziała Liv.– Jeśli to zrobisz, ja zostanę. – Liv! Nie! – gwałtownie wrzasnął Roar. Sable zignorował go. – A dlaczego uważasz, że chcę, abyś została? Okradłaś mnie.I wybrałaś innego.– Spojrzał na Roara.– Ale być może istnieje rozwiązanie.Może masz zbyt wiele opcji. Sable wyrwał kuszę strażnikowi i wycelował ją w Roara. – Myślisz, że to cokolwiek zmieni? – Roar zapytał stanowczym tonem.– Nie ma znaczenia, co zrobisz.Ona nigdy nie będzie twoja. – Tak ci się wydaje? – zapytał Sable.Chwycił mocniej broń, gotowy do strzału. – Nie! – Aria przewiesiła torbę przez kamienną balustradę.– Jeśli chcesz odzyskać Wizjer, nie zrobisz mu krzywdy.Przysięgnij to przed
swoimi ludźmi albo puszczę torbę. – Jeśli to zrobisz, Osadniczko, zabiję was oboje. Liv rzuciła się do przodu, wyciągając miecz.Sable wycelował w nią, zwolnił cięciwę i bełt wystrzelił z kuszy.Liv szarpnęło w tył i upadła na ziemię. Jej ciało uderzyło o kamienną podłogę z mdlącym głuchym odgłosem.Leżała nieruchomo. Prawdziwy świat się zepsuł.Miał usterkę, tak jak Sfery.Liv się nie poruszała.Leżała tylko o krok od stóp Arii.Od Roara.Jej długie blond włosy rozsypały się na piersi.Przez ich złote pasma Aria widziała strzałę, która ugodziła Liv, i sączącą się z martwego ciała krew, która zalewała koszulę w kolorze kości słoniowej. Słyszała wydech Roara.Pojedynczy dźwięk.Jak ostatnie tchnienie. I wtedy zobaczyła, co stanie się dalej. Roar zaatakuje Sable’a, nie zważając na to, że to nie przywróci już Liv do życia.Nie patrząc, że Wodza Krwi otaczało pół tuzina wojowników, Roar będzie próbował zabić Sable’a.Ale to on zginie, jeśli Aria czegoś teraz nie zrobi. Aria gwałtownie objęła Roara i z całej siły rzuciła się do tyłu, ciągnąc ich za kamienną balustradę.Nic nie ważyli, tylko spadali, spadali, spadali w ciemność.