ARIA
Kiedy Aria i Molly zbliżały się do wioski, podbiegł do nich Roar. – Szukałem cię wszędzie – powiedział Roar, na chwilę przytulając dziewczynę do siebie.– Martwiłem się o ciebie. – Przepraszam, pięknisiu. – I słusznie.Nie znoszę się martwić.– Wziął Molly pod drugie ramię i razem doprowadzili ją do kantyny. W środku członkowie plemienia siedzieli przy stołach i wzdłuż ścian.Molly poszła sprawdzić, jak się czuje River, a Roar podszedł do Beara.Aria zauważyła Twiga, z którym przybyła do wioski.Cicho usiadła koło niego na ławce i rozglądała się po tętniącej gwarem rozmów sali.Ludzie byli przerażeni burzą – na ich twarzach malował się strach. Nie zdziwiło jej, że kilka stołów dalej Brooke siedziała z Wylanem – rybakiem o ciemnych, rozbieganych oczach, który zaklął cicho w domu Perry’ego.Dostrzegła Willow wciśniętą bezpiecznie pomiędzy rodziców, a nieopodal Pchlarza i Starego Willa oraz resztę Szóstki, która nigdy nie oddalała się od Perry’ego.Gdy tak błądziła wzrokiem od osoby do osoby, ogarnął ją nagły lęk, aż poczuła mrowienie w koniuszkach palców.Nie było z nimi Perry’ego. Roar podszedł do niej i otulił ją kocem.Dał znać Twigowi, by się przesunął, i usiadł koło Arii. – Gdzie on jest? – zapytała wprost, zbyt niespokojna, by dbać o ostrożność. – U siebie.Bear powiedział, że ma przemieszczone ramię.Nic mu nie jest.– Ciemne oczy Roara zabłysły.– Ale było blisko. Aria poczuła ucisk w żołądku.Jej uszy zaczęły wyłapywać imię Perry’ego, które szeptem niosło się od stołu do stołu.Przecedziła harmider głosów, natrafiając na kąśliwy ton Wylana.Wokół niego zgromadziło się kilka osób. – jak idiota wskoczył do wody.Reef musiał go wyłowić.Mało brakowało i by nie zdążył. – Podobno uratował Starego Willa – powiedział ktoś inny. – Stary Will by nie utonął! Zna morze lepiej niż ktokolwiek z nas.Pochwyciłbym go kolejnym rzutem liny.Teraz czułbym się lepiej, gdyby to Pchlarz nosił ten przeklęty łańcuch.
Aria dotknęła ramienia Roara. – Słyszysz Wylana? Co za typ! Roar pokiwał głową. – Jak zwykle przesadza.Zaufaj mi: tylko ty słuchasz tego paplania.– Aria nie była tego pewna.Splotła dłonie i podrygiwała nogą pod stołem.W obu paleniskach płonął ogień.W kantynie czuć było zapach mokrej wełny i błota oraz wielu spoconych ciał.Ludzie przynieśli ze swoich domów najcenniejsze rzeczy.Aria widziała lalki, koce.Kosz pełen drobiazgów.W jej głowie pojawił się obraz rzeźbionych sokołów, które znajdowały się na parapecie w domu Perry’ego.Potem wyobraziła sobie Perry’ego, który teraz jest tam sam.Powinna być przy nim. Leje eteru trafiały w ziemię, a do jej uszu dobiegał ich odległy pisk.Przez podeszwy butów czuła delikatne wstrząsy.Zastanawiała się, czy Cinder włóczy się gdzieś pośród burzy, ale wiedziała, że tylko on jest bezpieczny pod eterowym niebem. – Będziemy tu tak siedzieć? – zapytała. Roar przeczesał dłonią mokre włosy, przez co odstawały mu po bokach.Pokiwał głową. – Burza jest tak blisko, że nie ma dla nas bezpieczniejszego miejsca. U Marrona burze nigdy nie były aż tak przerażające.Cała wioska chowała się głęboko pod ziemią w starych kopalnianych tunelach pod Delfami.Marron miał tam pełne zaopatrzenie, a nawet rozrywki, takie jak muzyka i gry. Przez podłogę poniosło się dudnienie kolejnego uderzenia.Aria spojrzała w górę, widząc, jak z krokwi sypie się pył i kurz i opada na blat stołu tuż przed nią.W kuchni delikatnie drżały garnki.W pobliżu Willow mocno przytulała się do Pchlarza, zaciskając powieki.Aria nie słyszała już prawie nikogo. Po raz kolejny dotknęła Roara. – Musisz coś zrobić.Są przerażeni. Roar uniósł brew. – Ja? – Tak, ty.Perry’ego tu nie ma, a ja nie mogę.Jestem Kretem, pamiętasz? Nie, poprawka, jestem krecią przybłędą. Roar wlepił w nią wzrok, jakby rozważał możliwości. – Dobrze, ale kiedyś mi się za to odwdzięczysz.– Ruszył na drugą stronę sali do młodego mężczyzny z kobrą wytatuowaną wokół szyi i skinął głową w stronę gitary, która stała pod ścianą. – Mogę pożyczyć?
Choć chłopak był zaskoczony, podał Roarowi instrument.Roar wrócił na swoje miejsce i usiadł na stole, opierając stopę na długiej ławce.Zaczął stroić struny, mrużąc oczy dla koncentracji.Był tak skrupulatny jak ona.Oboje mieli słuch absolutny.Nawet jeden niedoskonały dźwięk działałby im na nerwy. – To co zaśpiewamy? – zapytał z zadowoloną miną. – Jak to „my”? Chyba ty. – Ale przecież to duet – powiedział z uśmiechem.Zagrał początkowe takty piosenki jej ulubionego zespołu Tilted Green Bottles.W zimie Roar nie mógł się nasłuchać jej wykonania Arktycznego Kociaka – ballady, którą powinno się śpiewać w przesadnie romantyczny sposób.To sprawiało, że tekst robił się jeszcze bardziej niedorzeczny. Roar miał romantyczne sposoby w jednym paluszku.Pierwsze akordy zagrał, intensywnie wpatrując się w Arię swoimi ciemnobrązowymi oczami i układając wargi w delikatny, uwodzicielski uśmiech.Wiedziała, że Roar żartuje, a mimo to prawie się zarumieniła.Czuła, że teraz uwaga całego pomieszczenia skupia się tylko na nich. Głos Roara był łagodny i pełen humoru. – Ogrzej me serce, Arktyczny Kociaku, okaż mi trochę czułości. Nie mogąc się oprzeć, Aria dośpiewała kolejną linijkę. – Nie ma mowy, o Wielka Stopo, wolę przemarznąć do kości. – Zamieszkaj ze mną w igloo, ze śniegiem cię oswoję. – Słodsza mi będzie śmierć niż hibernacja we dwoje. Aria nie mogła uwierzyć, że śpiewają tę głupiutką piosenkę ludziom, którzy są przemoczeni i przerażeni i wokół których niebo ciska eterowe leje.Roar w pełni wczuł się w rolę, jego palce wygrywały na strunach pogodne akordy.Z trudem zmusiła się, by dorównać jego entuzjazmowi, kiedy na zmianę śpiewali swoje kwestie. Spodziewała się, że lada chwila Fale zaczną w nich rzucać kubkami lub butami.A jednak usłyszała jedynie stłumione chichoty, a kątem oka zauważyła kilka uśmiechów.Kiedy razem przeszli do refrenu – którego fragment polegał na melodyjnym mruczeniu – kilka osób zaśmiało się bez skrępowania.Dopiero wtedy się odprężyła, pozwalając sobie czerpać przyjemność z czegoś, co szło jej dobrze.Bardzo dobrze.Śpiewała od zawsze i nie było drugiej rzeczy, która wydawała jej się tak naturalna. Kiedy Roar wybił ostatnie takty, zapadła całkowita cisza, zanim znów dobiegły ich dźwięki przetaczającej się burzy, a sala wypełniła się gwarem rozmów.Aria rozglądała się po otaczających ją twarzach, wyłapując fragmenty rozmów.
– Najgłupsza piosenka, jaką słyszałem w życiu. – Ale za to zabawna. – Co to jest Wielka Stopa? – Nie mam pojęcia.Ale ten Kret śpiewa jak anioł. – Słyszałem, że to ona znalazła Rivera. – Myślisz, że jeszcze coś zaśpiewa? Roar lekko szturchnął ją ramieniem i z pytającą miną uniósł brew. – To jak? Zaśpiewa? Aria wyprostowała się i wzięła głęboki wdech.Myślą, że Arktyczny Kociak jest fajny? No to niewiele w życiu słyszeli. – Zaśpiewa – odpowiedziała Aria z uśmiechem.