ARIA
Aria fruwała już wcześniej w Sferach.To było wspaniałe uczucie, szybować beztrosko, jakby się było piórkiem.Czuła wtedy, jakby stawała się wiatrem.To, co czuła teraz, zupełnie tego nie przypominało.Było to obrzydliwe, obezwładniające, paniczne uczucie.Im bliżej było jej do Wężowej Rzeki, tym bardziej była świadoma tylko jednej myśli – „trzymaj się Roara”. Uderzyła o taflę wody ciężka jak kamień i wszystko zdawało się dziać w jednej chwili.Każda kość w jej ciele zazgrzytała.Roar wyrwał się z jej uścisku i pochłonęła ją ciemność, pozbawiając jej głowę wszelkich myśli.Nie wiedziała, czy nadal gdzieś tam jest – czy nadal żyje – aż zobaczyła migoczące światło eteru, które przyzywało ją ku powierzchni. Jej kończyny wyrwały się z odrętwienia, Aria zaczęła więc kopać nogami i przebijać się przez wodę.Czuła przeszywające zimno w mięśniach i w oczach.Była zbyt ciężka, zbyt powolna.Jej przesiąknięte wodą ubrania ciągnęły ją w dół.Czuła też pasek torby owinięty wokół jej talii.Chwyciła go mocniej i płynęła w górę, czując opór wody, jakby przebijała się przez błoto.Wypłynęła na powierzchnię i zachłannie zaczerpnęła tchu. – Roar! – wrzasnęła, rozglądając się po wodzie.Tafla wydawała się spokojna, ale prąd był brutalnie silny. Wypełniwszy płuca powietrzem, zanurkowała, rozpaczliwie poszukując przyjaciela.Nie widziała dalej niż na metr przed sobą, ale mimo to udało się jej go zauważyć, jak dryfuje w pobliżu, zwrócony do niej plecami. Nie pływał. Aria wpadła w panikę.Zrzuciła go z balkonu! Jeśli go zabiła. Jeśli Roar nie żyje. Złapała go pod pachy i pociągnęła za sobą w górę.Wypłynęli na powierzchnię, ale Aria musiała mocniej pracować nogami.Chłopak sporo ważył, a do tego był zupełnie bezwładny w jej ramionach.Był ciężarem ciągnącym ją w dół. – Roar! – Łapczywie chwytała powietrze, próbując utrzymać go nad powierzchnią wody.Nigdy wcześniej nie czuła takiego zimna.
Przeszywało jej mięśnie jak tysiące igieł.– Roar, pomóż mi! – Zachłysnęła się wodą i zaczęła kaszleć.Nadal tonęli.Nadal razem spadali. Nie mogła mówić.Aria sięgnęła dłonią wyżej i dotknęła nagiej skóry na karku Roara.Błagam, nie dam rady sama! Wzdrygnął się, jakby nagle wybudził się z koszmaru, wyplątując się z jej objęć. Aria krztusiła się wodą, rozpaczliwie próbując złapać oddech. Roar odpłynął od niej.Chyba traciła rozum.Nigdy by jej nie zostawił.Wtedy zobaczyła jakiś ciemny kształt dryfujący wraz z prądem w ich stronę.Przez jedną szaloną sekundę pomyślała, że to pościg wysłany przez Sable’a, ale gdy skupiła wzrok, zobaczyła, że to tylko kłoda.Roar chwycił się jej. – Aria! – podał jej rękę i pociągnął dziewczynę za sobą. Aria chwyciła się kłody, czując, jak połamane gałęzie wbijają się jej w odrętwiałe dłonie.Nie mogła przestać dygotać.Przepłynęli pod mostem i szybko mijali domy wzdłuż brzegu, ciemne i nieruchome w mroku nocy. – Za zimno.– Szczękała zębami.– Musimy wyjść na brzeg.– Jej słowa były niemal nie do rozpoznania. Razem odpychali się nogami, płynąc do brzegu, ale Aria nie wiedziała, jak im się to udawało.Ledwie je czuła.Kiedy ich stopy oparły się o żwirowe podłoże, puścili kłodę.Roar objął Arię ramieniem i podtrzymując się nawzajem, brodzili w wodzie, czując, jak z każdym krokiem powraca do nich rzeczywistość. Liv. Liv. Liv. Nie spojrzała jeszcze na twarz Roara.Bała się tego, co zobaczy. Gdy tak zmierzali w stronę lądu, Aria nagle poczuła, jakby ważyła tysiąc kilogramów.Jakimś cudem w końcu stanęli na suchym lądzie, podtrzymując się nawzajem i potykając o siebie jednocześnie.Przeszli między dwoma domami i przez pole za nimi pobiegli do rozpoczynającego się dalej lasu. Aria nie wiedziała, gdzie zmierzają.Nie była w stanie utrzymać prostego kursu.Nie miała siły myśleć, a jej krok był chwiejny. – Chodzić nie, zimno już.– To jej głos tak bełkotał bez sensu.Wtedy poczuła, że leży na boku pośród wysokiej trawy.Nie pamiętała, że się przewróciła.Zwinęła się w kłębek, próbując zdusić kłujący ból w mięśniach i w sercu. Zobaczyła nad sobą Roara.Wisiał nad nią przez chwilę, a potem
znikł, a wtedy Aria widziała już tylko eter płynący nad nią strumieniami. Aria chciała pójść za Roarem.Nie chciała być sama, ale nie czuła nic prócz osamotnienia.Chciała być tam, gdzie na parapecie stoją figurki sokołów.Gdzie jej miejsce. Kiedy otworzyła oczy, kołysały się nad nią wrzecionowate gałęzie, a na niebie pojawiły się pierwsze barwy brzasku.Leżała oparta o pierś Roara.Przykrywał ich szorstki koc, który pachniał końską sierścią. Usiadła, czując, jak każdy mięsień ją boli i trzęsie się z osłabienia.Jej włosy nadal były mokre od rzecznej wody.Leżeli w niewielkim wąwozie.Roar musiał ją tu przenieść, kiedy spadała.Lub była nieprzytomna.Nieopodal płonęło ognisko.Ich buty i kurtki schły obok.Roar spał, delikatnie się uśmiechając.Jego skóra miała zbyt blady odcień.Spróbowała zapamiętać to, jak teraz wyglądał.Nie była pewna, czy jeszcze kiedyś zobaczy jego uśmiech. Był piękny, i to nie było sprawiedliwe. Wciągnęła w płuca niepewny wdech. – Roar – szepnęła. Bez słowa zerwał się na nogi.Nagłość jego ruchów przestraszyła ją.Czy naprawdę spał? Patrzył na nią nieobecnym wzrokiem.Patrzył przez nią.Kiedy jej mama zmarła, czuła się w ten sam sposób.Obojętnie.Jakby nic nie wyglądało już znajomo.W jeden dzień zmieniło się całe jej życie.Wszystko – od świata, w którym żyła, po jej uczucia – stało się jej zupełnie obce. Aria wstała.Chciała przytulić Roara i płakać razem z nim.Podziel się tym ze mną, miała ochotę krzyczeć.Oddaj mi swój ból.Pozwól mi ściągnąć go z twoich ramion. Roar odwrócił się.Wziął kurtkę, zasypał dogasające ogniki i ruszył. Gdy w pośpiechu oddalali się od Wężowej Rzeki, chmury zasłały niebo, pogrążając las w całkowitej ciemności.Prawe kolano Arii pulsowało z bólu – musiała je zranić podczas upadku z balkonu – nie mogli się jednak zatrzymać.Sable na pewno ruszy za nimi.Musieli wydostać się z Rimu i gdzieś się schronić.Tylko o tym była w stanie myśleć.Na tyle tylko starczyło jej siły. Cały dzień szli po grani i po południu zatrzymali się w zagajniku gęstych sosen.Rzeka niczym wąż wiła się w dolinie poniżej, a woda marszczyła się i lśniła jak łuski.W oddali Aria dostrzegła wznoszącą się na niebie smugę czarnego dymu.Kolejna polana zniszczona przez burzę.Eter stawał się coraz silniejszy.Nikt nie mógł mieć co do tego wątpliwości.
Roar rzucił swoją torbę i usiadł.Tego dnia nie odezwał się do niej ani razu.Ani słowem. – Idę się rozejrzeć – powiedziała.– Nie pójdę daleko.– Chciała sprawdzić to miejsce.Z jednej strony chroniło ich łupkowe zbocze.Z drugiej znajdowała się skarpa nie do pokonania.Gdyby ktokolwiek ich tu odnalazł, będą o tym wiedzieć z wyprzedzeniem. Kiedy wróciła, zastała Roara skulonego w kłębek, z głową w dłoniach.Po policzkach spływały mu łzy i skapywały po brodzie, ale Roar zupełnie się nie ruszał.Aria nigdy nie widziała, by ktoś płakał w taki sposób.Tak zupełnie nieruchomo.Jakby Roar nie zdawał sobie sprawy, że to się w ogóle dzieje. – Jestem tutaj, Roar – powiedziała, siadając przy nim.– Jestem przy tobie. Zamknął powieki.Nie odpowiedział. Cierpiała, widząc go w takim stanie.Miała ochotę krzyczeć, aż ochrypnie, nie mogła jednak zmusić go, żeby się odezwał.Kiedy będzie na to gotowy, Aria będzie tuż przy jego boku. Znalazła w swojej torbie koszulę na zmianę i podarła ją na kawałki.Owinęła swoje kolano, a potem nie pozostało jej już nic, jak tylko patrzeć, jak na jej oczach Roar umiera z rozpaczy. Przypomniała sobie, jak Liv, uśmiechając się sennie, pytała, czy to ona jest ptakiem, czy może jej brat. Aria zatkała dłonią usta i zerwała się z miejsca.Biegła, mijając krzewy i drzewa, żeby się oddalić, bo nie potrafiła płakać cicho, a nie chciała, żeby przez nią Roar poczuł się jeszcze gorzej. Liv jutro wyszłaby za mąż albo uciekła z Roarem.Powinna była zobaczyć Perry’ego jako Wodza Krwi i zostać przyjaciółką Arii.Tak wiele planów rozprysło się w jednej chwili. Aria przypomniała sobie, jak siedziała z Sable’em w jadalni.Trzymała w dłoni nóż i bez przeszkód mogła ugodzić go w szyję.Żałowała teraz, że tego nie zrobiła. Z zapuchniętymi oczami i kołaczącym sercem wróciła do Roara.Spał, opierając głowę na torbie. Aria znalazła Wizjer, próbując opanować kolejną falę łez.Gdyby Liv go nie ukradła, czy nadal by żyła? Czy żyłaby, gdyby Aria oddała go Sable’owi, kiedy stali na balkonie. Czuła mdłości na samą myśl o spotkaniu Hessa i Sable’a.Ich umowa, by razem udać się do Wielkiego Błękitu, oznaczała porzucenie setek niewinnych ludzi.Pomyślała o Talonie i Calebie oraz o reszcie
swoich przyjaciół z Reverie.Czy zostaną wybrani? I co z Perrym, Cinderem i resztą Fal? Co z pozostałymi? Jedność miała się powtórzyć i była jeszcze bardziej przerażająca, niż sobie wyobrażała. Myśląc o spotkaniu z Hessem, czuła, jak wszystko wywraca się jej w żołądku, ale musiała to zrobić.Skontaktowała go z Sable’em.Wypełniła swoją część zadania.Teraz on musi wypełnić swoją obietnicę, a jeśli ją zawiedzie, Aria skontaktuje się z Sorenem.Nie obchodzi jej, jak to się stanie.Musi odzyskać Talona. Czując, jak jej serce przyspiesza, Aria nałożyła Wizjer, który przylgnął do jej oczodołu.Nagrania zniknęły.Na ekranie pozostały jedynie ikony Hessa i Sorena.Spróbowała połączyć się z Hessem i czekała.Nie pojawił się. Potem wywołała Sorena.Również bez rezultatu.

Przez Bezmiar NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz