PEREGRINE
Perry gnał konia w stronę Reverie, pod niebem, na którym piętrzył się eter.Od czasu do czasu między drzewami widział skrawki linii horyzontu, nad którą pulsowało światło eterowych lejów.Kierowali się na południe, prosto w serce burzy, Perry nie miał jednak wyboru.Talon był uwięziony. Przed oczami przemykały mu obrazy siostry.Bezsensowne rzeczy.Jak Liv przypierała go do ziemi, gdy byli mali, próbując go uczesać.Jej śmiech, gdy w ramionach Roara siedziała na plaży.Jak kłóciła się z Vale’em o jego umowę z Sable’em, niemal uciekając się do ciosów.Perry nie mógł pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy. Teraz miał już tylko Talona.Jedyna rodzina, jaka mu pozostała.Perry zerknął na dłonie Arii, które mocno go oplatały.Może się mylił.Może jednak miał kogoś więcej. Im bliżej byli Reverie, tym wyraźniejszy stawał się zapach niesiony przez ciepłe podmuchy wiatru, które poruszały gałęziami.Na języku poczuł chemiczny smak, który pamiętał z wieczoru, kiedy włamał się do jednej z kopuł.Choć nie widział jeszcze Reverie, wiedział, że płonie. Niedługo potem, kiedy wspięli się na szczyt wzgórza, koń zatrzymał się, nagle stając dęba i rżąc z przerażenia. Perry nigdy nie widział niczego podobnego do tego, co dostrzegł w dolinie.Był środek nocy, ale eter oświetlał całą równinę.Setki lejów ciskały w ziemię z nieba, pozostawiając na pustyni żywoczerwone ścieżki.Perry mocniej zacisnął dłonie na lejcach, by powstrzymać konia od wierzgania i rzucania łbem.Instynktu zwierzęcia nie była teraz w stanie opanować żadna tresura. Perry poczuł ogarniającą go panikę, kiedy jego oczom ukazała się okrągła kopuła.Znajdowała się dokładnie w oku burzy.Unosiły się nad nią czarne kłęby dymu, które przysłaniały jej kształt.Perry pamiętał go dobrze z dnia, kiedy wkradł się do Reverie.Monumentalna centralna kopuła wyglądała jak wielkie wzgórze i była otoczona mniejszymi kopułami, okrążającymi centrum niczym promienie słońca.Gdzieś w środku znajdzie Talona. Koń nie chciał się uspokoić.Perry odwrócił się przez ramię. – Dalej już nie pojedziemy.
Aria bez wahania zeskoczyła na ziemię. – Chodźmy! Perry wziął łuk i pobiegł za nią, czując ciężkość nóg po godzinach spędzonych w siodle.Kiedy biegli przez pustynię, Perry starał się nie myśleć o szansach na przetrwanie w otwartej przestrzeni w środku eterowej burzy. Leje uderzały w ziemię raz po raz, a każdy z nich wydawał z siebie coraz głośniejszy, bliższy huk, posyłając gorące fale powietrza po skórze Perry’ego.W jego uszach rozległ się nagły pisk i w ułamku sekundy oślepił go błysk światła.Czterdzieści kroków od nich lej eteru uderzył w ziemię, rozrywając ją na pół.Perry poczuł, jak napina się każdy mięsień jego ciała i przeszywa go ból.Nie potrafiąc złagodzić swojego upadku, bez tchu runął na ziemię. Aria przykucnęła kilka kroków od niego, zwinięta w kłębek, zaciskając dłońmi uszy.Krzyczała.Dźwięk jej bólu niósł się nad eterem i przeszywał Perry’ego na wskroś.Nie mógł tego powstrzymać i nie mógł się do niej przysunąć.Jak mógł ją tu przyprowadzić? Jasność stopniowo malała, kiedy lej eteru z powrotem zwijał się w stronę nieba.Cisza huczała Perry’emu w uszach.Z wysiłkiem starał się stanąć na nogi i pokuśtykał w stronę dziewczyny.Aria rzuciła się ku niemu w tej samej chwili.Zderzyli się ze sobą i przywarli do siebie, obejmując się i jednocześnie szukając równowagi.Ich spojrzenia się spotkały i Perry zobaczył, jak jego własne przerażenie odbija się w jej twarzy. Godzina minęła w okamgnieniu.Perry nie czuł ciężaru swojego ciała.Nie słyszał swoich kroków, kiedy biegł.Otaczał ich blask piorunów i ogłuszający ryk niekończącej się burzy. Byli coraz bliżej masywnej bryły Podu, niespełna kilometr przed nimi.Zewsząd otaczał ich dym.Perry czuł, jak palą go płuca i pieką oczy.Nie wyłapywał już żadnych zapachów.Ze swojego miejsca widział, że spora część SR 6, kopuły, do której włamał się wiele miesięcy temu, zupełnie się zawaliła.Płomienie sięgały prawie trzydziestu metrów nad ziemię.Liczył na to, że i tym razem uda mu się tą drogą dostać do Reverie.Teraz widział, że nie ma na to szans. – Popatrz, Perry. Dym poruszał się razem z wiatrem jak czarny welon.Perry zauważył migoczącą niebieskim światłem kopułę, która znajdowała się obok.Do środka prowadził rozległy właz, z którego wyleciały dwa hovery.Na tle ogromnej konstrukcji wydawały się małe jak jaskółki.Pomknęły nad pustynią, a ich jasne światła migały w gęstwinie czarnego dymu.
– To musiał być Hess.Porzuca wszystkich – powiedziała Aria.– Porzuca swoich ludzi. – Tędy dostaniemy się do środka – powiedział. Podbiegli bliżej, tłocząc się tuż przy ścianie, obok wysokiego na kilkaset metrów otworu.W środku zobaczył ustawione w szeregu pojazdy Osadników.Mniejsze wyglądały jak ten, w którym porwano Talona.Jednostki w kształcie łez, gładkie i połyskliwe jak muszle uchowca.Za nimi znajdował się olbrzymi pojazd, który rozmiarem przewyższał pozostałe.Uzbrojeni strażnicy poruszali się w kontrolowanym chaosie, ładując zapasy, zarządzając pospieszne wyloty jednego hovera za drugim. Gdy przyglądał się sytuacji, koło niego zapaliły się światła jednego z pojazdów.Z jego podbrzusza wysunęły się cztery skrzydła, jak u ważki.Na całej ich długości znajdowały się światła, a kiedy pojazd zaczął unosić się w górę, powietrze zaczęło drgać.Perry wzdrygnął się, kiedy pojazd minął go z ogłuszającym brzęczeniem. – Komora śluzowa prowadząca do Reverie jest po przeciwnej stronie – powiedziała Aria, patrząc mu w oczy. Perry dostrzegł ją.Wejście znajdowało się wiele metrów przed nimi.Uważnie przyglądał się mężczyznom w pobliżu, odnajdując wzrokiem pistolety przypięte do ich pasów. – Możemy przemknąć koło nich – powiedziała Aria.– Są zajęci wyjazdem, a nie obroną Podu. Perry pokiwał głową.To była ich jedyna szansa.Wskazał palcem skupisko skrzyń na paletach w połowie długości hangaru.Między nimi a ścianą znajdował się mały przesmyk. – Kiedy uruchomi się kolejny pojazd, biegnij do tych skrzyń.Schowamy się za nimi. Aria pobiegła w ich stronę, kiedy tylko kolejna maszyna podniosła się z ziemi.Perry ruszył za nią.Byli już prawie na miejscu, gdy dostrzegł ich patrol żołnierzy.Kule trafiły w ścianę za nimi.Ich dźwięk wydawał się cichy w porównaniu z buczeniem pojazdów.Kiedy Perry dobiegł do skrzyń, sięgnął po łuk. – Musimy biec dalej! – krzyczał.Nie mogli dać żołnierzom szansy, by się zorganizowali. Biegnąc, Aria wyciągnęła nóż. Kiedy znaleźli się na drugim końcu hangaru, Perry zobaczył, że od wejścia oddziela ich grupka gwardzistów.Trzech mężczyzn.Dwóch z nich wyciągnęło broń, trzeci patrzył na niego, zdezorientowany.Jedynym sposobem, by odzyskać Talona, było ich pokonanie.
Perry strzelał w biegu.Jego strzała dosięgła torsu pierwszego mężczyzny.Wraz z wystrzałem drugiego strażnika przed oczyma Perry’ego mignęły czerwone mrugnięcia.Metalowe skrzynie za nimi szczęknęły głośno.Perry wystrzelił do drugiego mężczyzny, ale to nie wystarczyło.Aria wyprzedziła go, wyciągnęła nóż i wymierzyła strażnikowi cios w brzuch.Mężczyzna zatoczył się w tył i wystrzelił. – Aria! – krzyknął Perry. Kiedy patrzył, jak Aria pada na ziemię, jego serce na chwilę przestało bić.Strzała, którą ugodził mężczyznę strzelającego do Arii, przeszła na wylot.Perry podbiegł do dziewczyny i objął ją w talii, podnosząc z ziemi.Kiedy biegli, Aria trzymała się za rękę.Po palcach ściekała jej krew.Perry ciągnął Arię za sobą, zatrzymując się jedynie, by chwycić pistolet, który upuścił jeden z żołnierzy.Po drugiej stronie hangaru ludzie zbici z tropu przez syrenę alarmową zaczęli krzyczeć. Kolejni strażnicy otworzyli ogień, ale Perry zauważył, że większość z nich najwyżej na chwilę przerwała przygotowania do ewakuacji, nie zwracając na nich większej uwagi.Perry znalazł spust pistoletu.Strzelał i strzelał, podświadomie dziwiąc się, z jaką łatwością i prędkością działała broń. Z każdym kolejnym krokiem Aria coraz ciężej zwisała mu na ramieniu.Po rampie wbiegli do komory śluzowej, słysząc za sobą wściekłe ludzkie głosy, niewyraźne pośród wycia syren.Perry zaczął wciskać guziki na panelu przy drzwiach.Drzwi się rozsunęły, ukazując stojących za nimi zaskoczonych żołnierzy. Perry przedarł się przez nich siłą i zaczął biec szerokim, krętym korytarzem, słysząc, jak cichną za nimi odgłosy syren.Nie wiedział, dokąd zmierza, wiedział jedynie, że musi gdzieś się ukryć.Zająć się Arią.Znaleźć Talona. Nagle Aria się zatrzymała. – Tutaj! Przycisnęła dłoń do panelu przy drzwiach, a gdy się otwarły, wbiegli do środka ile sił w nogach.