ARIA
– To Wizjer – powiedziała Aria, trzymając urządzenie w drżących dłoniach.Siedziała z Sable’em przy stole, a za oknami padało.Zapadała noc i Aria słyszała szmer Wężowej Rzeki nabrzmiałej od deszczowej wody. – Słyszałem o nich – powiedział Sable. Aria pamiętała wyraz jego oczu, kiedy ostatnio tu razem siedzieli.Złapał ją wtedy za nadgarstek.Wiedziała, że bez wahania wyrządzi jej krzywdę, jeśli zechce. Liv siedziała przy nim w ciszy.Jej twarz nie ujawniała żadnych emocji.Po drugiej stronie sali Roar opierał się o ścianę w wyluzowanej pozie, ale jego oczy wędrowały to na Sable’a, to na strażników przy drzwiach, skupione, analizujące. Aria przełknęła ślinę przez zaschnięte gardło. – Od razu kontaktuję się z konsulem Hessem. Nigdy wcześniej nie czuła się tak skrępowana przy zakładaniu urządzenia jak teraz.Gapili się na nią nawet strażnicy przy drzwiach.Sable odprawił przynajmniej plotkarza łachudrę. Kiedy zaczęła frakcjonować, pojawiła się w gabinecie Hessa.Stał przy szklanej ścianie za swoim biurkiem.Tak jak wcześniej zobaczyła Panop i poczuła znajomą tęsknotę za domem. – Tak? – Hess zapytał z niecierpliwością. – Jestem z Sable’em. – Wiem, gdzie jesteś – powiedział Hess, nie kryjąc irytacji. – On jest przy mnie – powiedziała.– Siedzi naprzeciw mnie. Hess stanął przed biurkiem.Teraz miała jego pełną uwagę.Mówiła dalej: – Wie, gdzie jest Wielki Błękit, i mówi, że będzie pertraktował. Aria usłyszała swój własny głos, który wydał się jej dobiegać z daleka.W rzeczywistości czuła drewniane oparcie krzesła na plecach, wrażenie niewyraźne i odległe.Była w jadalni Sable’a i w gabinecie Hessa, ale wszystko wydawało się jej nierealne.Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. – Sable sam to zaproponował? Aria pokręciła głową.
– Nie, to był mój pomysł.Zastanawiałam się, co atrakcyjnego moglibyśmy zaoferować.– W dniu kiedy wyrzucono ją na zewnątrz, widziała w Reverie hangar pełen pojazdów.– Miałam przeczucie i okazało się, że się nie mylę. Hess patrzył na nią przeciągle, mrużąc oczy. – Gdzie będzie transport i dla ilu osób? – Nie wiem – odparła.– Sable chce rozmawiać z panem w cztery oczy. – Kiedy? – zapytał Hess. – Teraz. Hess pokiwał głową. – Daj mu Wizjer, zajmę się resztą. Aria zakończyła frakcjonowanie, ale nie zdjęła jeszcze z oka Wizjera.W realnym świecie Sable wpatrywał się w nią intensywnie.Pamiętając, by oddychać spokojnie, wybrała maskę Upiora. Soren przemówił, kiedy tylko pojawiła się z nim w sali opery. – Załatwione! – Nagrasz to spotkanie? Chcę wiedzieć wszystko, co powiedzą.Chcę to sama zobaczyć. – Przecież już powiedziałem.– Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.– Nieźle, Ario.Całkiem nieźle. Aria wyłączyła Wizjer, ściągnęła go i położyła na dłoni.Palce nadal jej drżały i nie mogła nad nimi zapanować. – Wszystko nastawione – powiedziała do Sable’a.– Hess czeka. Sable wyciągnął rękę, ale Aria zawahała się, czując nagłą zaborczość.Perry’emu dobrowolnie pomogła dostać się do Sfer, ale tę sytuację postrzegała inaczej, jakby wpuszczała kogoś obcego do swojego prywatnego miejsca.Nie miała jednak wyboru.Sable poda Hessowi położenie Wielkiego Błękitu w zamian za transport.Jej część umowy zostanie spełniona.Odzyska Talona i uwolni się od Hessa. Podała urządzenie Sable’owi. – Umieść je na lewym oku, tak jak ja.Mocno przywrze do twojej skóry.Zachowaj spokój i oddychaj powoli, a szybko się przyzwyczaisz.Hess ściągnie cię do Sfery, kiedy urządzenie zostanie aktywowane. Od Wizjera odbijało się światło świecy, kiedy Sable obracał go w palcach.Z zadowoleniem umieścił urządzenie na oku.Aria obserwowała, jak ramiona wodza Rogów napinają się wraz z działaniem biotechnicznej powłoki, a po chwili rozluźniają się, przyzwyczajając do delikatnego napięcia.Chwilę później Sable mruknął cicho, a jego wzrok
zrobił się nieobecny.Wiedziała, że zaczął frakcjonować do Sfer.Był z Hessem.Teraz mogła tylko czekać. Aria rozsiadła się wygodnie na krześle i zaczęła sobie wyobrażać, jak wyglądają negocjacje pomiędzy Sable’em a Hessem.Kto postawi na swoim? Wszystko zobaczy później dzięki Sorenowi.Nigdy by się nie spodziewała, że będzie miała sprzymierzeńca za murami kapsuły. Minuty mijały w zupełnej ciszy, aż nagle Sable zerwał się na równe nogi i rozejrzał po pokoju, po czym ściągnął Wizjer z oka. – Niewiarygodne – powiedział, patrząc na małą łatkę w swojej dłoni. – Co powiedział Hess? – zapytała. Sable wziął niespieszny wdech. – Powiedziałem mu, czego żądam.Sprawdza to. – Czyli czekamy? – zapytała Aria.– Jak długo? – Kilka godzin. Aria aż jęknęła.To niewiele czasu.Nie mogła uwierzyć, że plan działa.Czuła się tak, jakby właśnie zrobiła pierwszy krok w drodze powrotnej do Fal.Z powrotem do Perry’ego. Sable wstał od stołu. – Chodźmy, Olivio – powiedział, kierując się do drzwi. Aria zerwała się na równe nogi. – Zaczekaj – powiedziała.– Wizjer.Oddam ci go, kiedy nadejdzie pora. – Nie ma potrzeby.Zatrzymam go – odparł Sable, odwracając się w jej stronę. – Należy do niej, Sable.– Liv stanęła przy jej boku. – Już nie – powiedział, a potem zwrócił się do strażników przy drzwiach.– Przetrzymajcie ich do rana.Osadniczka może mi się jeszcze przydać.Wyrzućcie ich o świcie.– Sable przeniósł swoje zimne stalowe oczy na Liv.– Jestem przekonany, że rozumiesz, iż twoi przyjaciele nie mogą zostać dłużej. Liv zerknęła na Roara, który stał kilka kroków od niej, zupełnie nieruchomy. – Rozumiem – powiedziała, a potem wyszła za nim, nie odwracając się ani razu. Kilka godzin później Aria siedziała z Roarem przy stole i patrzyła na rdzawe zasłony poruszane wiatrem.Jadalnia tonęła w ciemności, jedyne światło docierało przez otwarte balkonowe drzwi.Co jakiś czas słyszała stłumione głosy strażników postawionych przy drzwiach. Potarła odrętwiałe ramiona.Sable na pewno spotkał się już z Hessem
po raz drugi.Wykorzystał ją i pozbył się jej.Pokręciła głową.Miał więcej wspólnego z Hessem, niż przypuszczała. Na zewnątrz deszcz przestał padać.Poświata nieba odbijała się od mokrych kamieni na balkonie.Ze swojego miejsca Aria widziała prądy eteru.Jaskrawe pasma płynęły na tle nocnego nieba.Niedługo nadejdzie kolejna burza.Już jej to nie szokowało.W końcu stanie się tak, że burze będą się zdarzały codziennie i znów nastanie Jedność.Setki lejów będą uderzały w ziemię, niosąc całkowitą destrukcję.Zniszczenia nie dotrą jednak wszędzie. Wyobraziła sobie oazę.Złociste miejsce lśniące w świetle słońca.Wyobraziła sobie przystań, nad którą po niebieskim niebie kołowały mewy.Zobaczyła Perry’ego i Talona, którzy razem łowią ryby na końcu pomostu, zadowoleni i beztroscy.Cinder też tam jest.Przytrzymuje czapkę na głowie, żeby nie zdmuchnął jej wiatr.Wyobraziła sobie, jak w pobliżu Liv i Roar szepczą coś do siebie, planując, kogo wrzucą do wody.I ona też tam była.Nuciła piękną, spokojną melodię.Melodię, w której zawierały się szum morza i ciepło słońca.Melodię, która wyrażała, co do nich wszystkich czuje. Tego właśnie chciała.To był jej Wielki Błękit i z każdym oddechem, z każdą mijającą sekundą mogła wybrać – walczyć o niego lub nie. Zdała sobie sprawę, że właściwie nie ma o czym decydować.Zawsze będzie o niego walczyć. Aria wstała i gestem przywołała Roara, by wyszedł za nią na balkon.Kiedy znaleźli się na zewnątrz, upiorne wycie wiatru sprawiło, że włos jej się zjeżył.Wężowa Rzeka w dole lśniła światłem eteru.Z kominów wzdłuż brzegów rzeki unosił się dym.Aria widziała też most, po którym weszli tu z Roarem poprzedniego dnia.W ciemności wyglądał jak łuk oświetlony pochodniami. Roar stanął koło niej.Mięśnie jego szczęki były napięte, a oczy pełne złości. Znalazła jego dłoń. – Wykradniemy Wizjer.Możemy przejść po gzymsie na sąsiedni balkon i zakraść się do środka.Zaprowadzę nas do komnaty Sable’a.Talon potrzebuje Wielkiego Błękitu.Perry go potrzebuje.Jeśli Wizjer zarejestrował jego położenie, to mamy to, po co przyszliśmy.Zabierzemy Liv i zmywamy się stąd. Był to plan desperacki.Niedoskonały i niebezpieczny.Z każdą minutą mieli jednak coraz mniej możliwości.To tylko kwestia godzin, zanim zostaną wyrzuceni z Rimu.Jeśli mieli ryzykować, to właśnie teraz.
– Dobrze – szepnął Roar zdecydowanie.– Chodźmy. Aria zerknęła za niewysoką kamienną balustradę balkonu.Do następnego, oddalonego o jakieś trzy metry, prowadził wąski gzyms, nie szerszy niż dziesięć centymetrów.Aria spojrzała w dół.Nie miała lęku wysokości, ale poczuła ucisk w żołądku, jakby ją ktoś uderzył.Rzeka znajdowała się jakieś dwadzieścia metrów niżej.Upadek z takiej wysokości mógł zakończyć się śmiercią. Aria przełożyła nogi na drugą stronę i stanęła na wąskim gzymsie.Podmuch wiatru sprawił, że jej koszula zaczęła łopotać.Jęknęła i wygięła plecy, czując dotykający je chłód.Zagłębiła palce w wyżłobieniach, wzięła głęboki wdech i zrobiła pierwszy krok w stronę przeciwległego balkonu.Potem kolejny krok i kolejny. Śledziła palcami kamienne bloki, chwytając się szczelin i krawędzi, jednocześnie nie spuszczając wzroku ze swoich stóp.Czuła za sobą delikatne muśnięcia stóp Roara, gdzieś z góry dobiegł ją kobiecy śmiech. Spojrzała przed siebie.Byli w połowie drogi. Gdy stopa ześlizgnęła się jej z gładkiego kamienia, Aria uderzyła łydką o gzyms.Przerażona, z całych sił chwyciła się kamieni.Palce Roara przylgnęły do jej ramienia, przytrzymując ją dla równowagi.Aria przycisnęła policzek do kamiennego muru, czując, jak napinają się jej wszystkie mięśnie.Bez względu na to, jak mocno przytuliłaby się do ściany, to i tak było za mało.Oddychała, zmuszając swój umysł, by zapomniał o wrażeniu spadania. – Jestem tuż za tobą – szepnął Roar.Położył jej na plecach ciepłą, stanowczą dłoń.– Nie pozwolę ci spaść. Mogła jedynie skinąć głową.Mogła iść tylko naprzód. Krok po kroku zbliżała się do balkonu.Kiedy była już bardzo blisko, dostrzegła podwójne drzwi.Były otwarte, ale za nimi panowała ciemność.Czekała, próbując opanować ogarniającą ją chęć, by natychmiast zejść ze śliskiego gzymsu, i nastawiła uszu, by dowiedzieć się, co jest w środku. Nic nie usłyszała.Cicho jak makiem zasiał. Aria przeskoczyła nad niskim murkiem balkonu i przykucnęła.Położyła dłoń na ziemi, czując potrzebę choćby chwilowego kontaktu z bezpiecznym gruntem.Roar bezszelestnie przykucnął koło niej. Razem przemknęli przez balkon.Szybkie zerknięcie do środka wystarczyło, by się upewnić, że w pokoju nie ma nikogo.Cisi i nieuzbrojeni weszli do środka. Pokój oświetlała tylko łuna eteru, ale to wystarczyło, by Aria zobaczyła, że pokój jest prawie pusty – stało w nim tylko kilka krzeseł pod
ścianą.Roar podszedł do nich zwinnym krokiem.Usłyszała dwa stłumione trzaski.Gdy wrócił, coś jej podał.Ułamany kawałek poroża.Aria wypróbowała, jak pasuje do ręki.Był mniej więcej tego samego rozmiaru co jej noże.Nie aż tak ostry, ale nadawał się na broń. Podchodząc do drzwi, nasłuchiwali dźwięków z korytarza.Cisza.Wymknęli się przez drzwi i w pośpiechu skierowali do komnaty Sable’a.W hallu migotało światło lampionów.Aria zacisnęła dłoń na rogu.Całą zimę trenowała z Roarem umiejętności walki.Uczyła się prędkości, impetu, ostrożności.Czuła się gotowa, a pulsująca w niej krew pobudzała w niej strach i niecierpliwość. Pokój Liv znajdował się w pobliżu, a komnata Sable’a niewiele dalej. Aria usłyszała kroki i znieruchomiała.W jej uszach dudniły odgłosy kroków dwóch osób.Ciężkie pięty mocno uderzały o kamienną podłogę.Dźwięk odbijał się od ścian i nie można było stwierdzić, czy mężczyźni znajdują się przed czy za nimi.W oczach Roara dostrzegła tę samą niepewność.W którą stronę? Nie było czasu. Razem ruszyli przed siebie, ślizgając się na posadzce.Albo unikną spotkania ze strażnikami, albo wpadną prosto na nich. Dobiegli do końca korytarza w momencie, kiedy strażnicy wyłonili się zza rogu.Wtedy zrobili to, co trenowali.Roar rzucił się na większego mężczyznę.Aria zajęła się drugim. Wbiła nóż w skroń strażnika.Jej cios był mocny i odbił się dojmującym bólem w całym jej ramieniu.Mężczyzna zatoczył się, zaskoczony.Aria chwyciła za nóż przypięty do jego pasa i przygotowała się do kolejnego ciosu.Była gotowa go zranić.Jego oczy zapadły się w tył czaszki.Stracił przytomność.Aria uderzyła go rękojeścią w szczękę i zdołała jeszcze chwycić go za rękaw munduru, przytrzymując, by nie gruchnął z impetem na ziemię. Przez chwilę przyglądała się strażnikowi – jego rumianej twarzy i rozluźnionym wargom – i poczuła pewność siebie, jakiej nie dałby jej żaden tatuaż.Gdy się odwróciła, zobaczyła, jak Roar prostuje się nad leżącym na ziemi strażnikiem.Włożyła za pas nóż przeciwnika, a ciemne oczy Roara, chłodne i skupione, błysnęły w jej stronę.Skinął głową w stronę korytarza, po czym przerzucił sobie przez ramię mężczyznę, którego przed chwilą pokonał. Aria nie była w stanie sama podnieść drugiego strażnika, a nie miała czasu na zastanowienie.Ile sił w nogach pobiegła do pokoju Liv, złapała za metalową klamkę i wpadła do środka.
Do ciemnego pokoju wdarło się światło z korytarza.Liv nie spała.Leżała na zasłanym łóżku.Kiedy zobaczyła Arię, zerwała się na nogi.Miała na sobie codzienne ubranie, łącznie z butami. Liv spojrzała raz na nią, raz na drzwi, po czym bez słowa wypadła na korytarz, Aria za nią.Minęły Roara, który niósł nieprzytomnego strażnika.Liv bezszelestnie ujęła pod pachami drugiego mężczyznę, a Aria wzięła go za nogi.Obie zaniosły go do jej pokoju i położyły pod ścianą, obok kolegi.Aria skoczyła do drzwi i zamknęła je z cichym szczękiem zamka. Gdy się odwróciła, Liv i Roar stali mocno do siebie przytuleni.

Przez Bezmiar NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz