ARIA
– Mieliśmy dziś lepsze tempo.– Aria wykręciła włosy i przysunęła się do ognia.Wiosna nadeszła szybko, oznajmiając swoją obecność kilkoma dniami deszczu.Aria i Roar opuścili plemię trzy dni temu i dziewczyna nareszcie czuła się w pełni sił. – Myślisz, że pokonaliśmy duży odcinek? Roar spojrzał na nią przez ramię, unosząc brew.Aria zdała sobie sprawę, że nie patrzyła na niego, ale przez niego. – Wiesz, co jest gorsze od milczącej Arii? Gadka szmatka Arii. Aria wzięła do ręki patyk i rzuciła go w ogień. – Próbuję oszczędzić ci żalów. Przez ostatnie dni podróżowali w całkowitej ciszy, mimo że Roar kilka razy starał się wciągnąć ją do rozmowy.Chciał ustalić, co zrobią, kiedy dotrą do plemienia Rogów.Jak odkryją informacje o Wielkim Błękicie? Jak wynegocjują powrót Liv? Aria nie chciała jednak o niczym rozmawiać.Koncentrowała się na tym, by iść do przodu.Na tym, żeby nie przestawać, kiedy czuła chęć, by zawrócić.Gdyby zaczęła mówić, mogłaby nie przestać. Martwiła się o Talona.Tęskniła za Perrym.Nie mogła nic na to poradzić, tylko iść w stronę Rogów ile sił w nogach.Teraz, w poczuciu winy za swoje przeciągające się milczenie, próbowała – to prawda, dość nieudolnie – wynagrodzić to Roarowi. – Mnie oszczędzasz? – Roar zmarszczył brew. – Tak, tobie.Mam teraz do powiedzenia same głupoty.Jestem wyczerpana, ale ledwie potrafię wysiedzieć spokojnie.I czuję, że powinniśmy iść dalej. – Możemy iść nocą – powiedział. – Nie.Musimy odpocząć.Widzisz? Mówię bez sensu. Roar przyglądał się jej przez chwilę, po czym z zamyśloną miną spojrzał na gałęzie drzew. – Opowiadałem ci kiedyś o tym, jak Perry po raz pierwszy spróbował błyskacza? – Nie – odpowiedziała.Zimą poznała wiele historii o Perrym, Liv i Roarze, tej jednak nie słyszała. – Byliśmy we trójkę na plaży.A wiesz przecież, jak działa błyskacz.
Jak potrafi tobą zakręcić.W każdym razie Perry’ego nieco poniosło.Postanowił rozebrać się do naga i pójść popływać.A tak na marginesie, był środek dnia. – Nie wierzę – powiedziała Aria z uśmiechem. – A jednak.Podczas gdy radośnie pluskał się w wodzie, Liv zabrała mu ubrania, postanawiając, że najwyższa pora, by wszystkie dziewczyny z plemienia przeszły się na plażę. – Ona jest gorsza od ciebie – roześmiała się Aria. – Masz na myśli „lepsza”. – Aż się boję zobaczyć was razem.I co zrobił Perry? – Popłynął wzdłuż wybrzeża i zobaczyliśmy go dopiero następnego ranka.– Roar podrapał się po brodzie.– Powiedział, że niepostrzeżenie wrócił do wioski nocą, ubrany w wodorosty. – To znaczy, że zrobił sobie spódniczkę? – Aria nie mogła przestać chichotać.– Ile bym dała, żeby to zobaczyć. – A ja się cieszę, że tego nie widziałem. – Jak to możliwe, że nigdy wcześniej o tym nie słyszałam. – Trzymałem tę opowieść na specjalną okazję. Aria uśmiechnęła się. – Dzięki, Roar.– Na kilka chwil zapomniała o swoich zmartwieniach, ale wróciły one nazbyt szybko. Aria ostrożnie podwinęła rękaw.Skóra wokół Znaczenia nadal była czerwona i podrapana, ale opuchlizna zelżała.W niektórych miejscach atrament sprawiał wrażenie, jakby rozlał się pod skórą.Wyglądało to fatalnie. Aria wyciągnęła dłoń i oparła ją na przedramieniu Roara.Z jakiegoś powodu tak było jej łatwiej.Może wymagało to mniej odwagi, żeby po prostu myśleć o swoich problemach, zamiast mówić o nich głośno. – A co, jeśli to był znak? Jeśli nie powinnam być Wykluczoną? Zaskoczył ją, biorąc ją za rękę i splatając swoje palce z jej palcami. – Za późno.Już nią jesteś.Pasujesz wszędzie, tylko jeszcze tego nie widzisz. Aria wpatrywała się w ich dłonie.Nigdy wcześniej tego nie robili. Roar rzucił jej rozbawione spojrzenie. – To po prostu dziwne, że cały czas trzymasz rękę na moim przedramieniu – oznajmił w odpowiedzi na jej myśli. – Zgoda, ale tak jesteśmy sobie bliżsi.Nie sądzisz? Nie mam na myśli, że zbliżamy się do siebie.A może tak myślę.Czasem trudno się do tego przyzwyczaić.
Roar uśmiechnął się rozbrajająco. – Aria, to nie to, co myślisz.Gdybym chciał się do ciebie zbliżyć, to możesz mi wierzyć, dobrze byś o tym wiedziała. Aria przewróciła oczami. Następnym razem, kiedy powiesz coś takiego, powinieneś rzucić mi czerwoną różę, a potem zniknąć za jednym machnięciem peleryną. Roar spojrzał w dal, jakby próbował to sobie wyobrazić. – Zastanowię się. Znów popadli w milczenie i Aria pomyślała, że taka łączność z nim daje jej wiele pocieszenia. – To niezły pomysł – dorzucił Roar. Jego uśmiech dodawał jej otuchy. – Dzień, w którym po raz ostatni widziałam się z mamą, był okropny – przyznała po chwili.– Pokłóciłyśmy się.Powiedziałam coś, czego nie powinnam była mówić, i żałuję tego każdego dnia.To się chyba nie zmieni.W każdym razie nie chciałam, żeby z Perrym było podobnie.Wydawało mi się, że prościej będzie po prostu odejść. – I zgaduję, że się myliłaś? Pokiwała głową. – Nigdy nie jest łatwo odejść. Roar przez chwilę przyglądał się jej wnikliwie.W jego oczach pojawił się przebłysk uśmiechu. – To nie żadne bzdury.To nasze życie.To czysta prawda.– Roar na chwilę uścisnął jej dłoń.– Proszę cię, nigdy mi tego nie oszczędzaj. Kiedy Roar zasnął, Aria znów wygrzebała Wizjer z torby.Nadszedł czas, by po raz drugi skontaktować się z Hessem.Całymi dniami wracała do wspomnienia Talona, który macha zwieszonymi z pomostu nogami.Jednak na myśl o groźbie Hessa jej żołądek momentalnie się skręcił.Wybrała ikonę Hessa i zaczęła frakcjonować.Kiedy zobaczyła, gdzie się przeniosła, zupełnie znieruchomiała. Znalazła się w gmachu paryskiej opery. Stojąc na środku wielkiej sceny, w zupełnej ciszy, chłonęła znajomy przepych monumentalnej sali.Rzędy złotych balkonów pełne obitych szkarłatnym aksamitem siedzeń.Powędrowała wzrokiem wyżej, w stronę kolorowych fresków na sklepieniu kopuły oświetlonej kryształowym żyrandolem.Przychodziła tu, odkąd była dzieckiem.W żadnej innej Sferze nie czuła się bardziej jak w domu. Z orkiestronu przeniosła wzrok na siedzenie dokładnie naprzeciw niej.
Puste. Aria zamknęła oczy.To było miejsce Luminy.Mogła wyobrazić sobie mamę na tamtym miejscu, w prostej czarnej sukience, z włosami upiętymi w ciasny kok i z delikatnym uśmiechem.Aria nie znała uśmiechu, który dodawałby jej więcej otuchy.Uśmiechu, który mówił jej, że wszystko będzie w porządku i że mama w nią wierzy.Teraz to czuła.Spokój.Pewność.Wszystko się jakoś ułoży.Trzymała się tego uczucia, próbując zamknąć je w swoim sercu.Gdy znów otworzyła oczy, to uczucie zaczęło się ulatniać, pozostawiając pytania, które miała gdzieś z tyłu głowy. Jak mogłaś mnie zostawić, mamo? Kim jest mój ojciec? Czy on coś dla ciebie znaczył? Nigdy nie pozna odpowiedzi.Będzie czuła tylko ból, który nigdy jej nie opuści. Najpierw zgasły światła sceny, a po chwili światła na widowni.Nagle pogrążyła się w całkowitej ciemności, aż na chwilę straciła równowagę.Choć dudniło jej w uszach, była gotowa wychwycić choćby najmniejszy dźwięk. – Co to ma znaczyć, Hess? – powiedziała poirytowana.– Nic nie widzę. Ciemność przecięło oślepiające ją światło pojedynczego jupitera.Aria uniosła dłoń, by osłonić oczy, czekając, aż dopasują się do jasności.Ledwie widziała pusty orkiestron i kilka rzędów przed nią.Wysoko nad nią połyskiwały tysiące kryształów ogromnego żyrandola. – Nawet jak na pana to trochę zbyt teatralne, Hess.Zaśpiewa mi pan Upiora w operze? – Ni z tego, ni z owego zaśpiewała kilka wersów All I Ask of You.Miała zamiar zanucić tylko początek, ale tekst pieśni szybko nią zawładnął.Nagle znów pomyślała o Perrym i o śpiewaniu. Tęskniła za chwilą, gdy akustyka sali wzmacniała siłę jej głosu i kontrolę nad nim.Ta scena nigdy nie była tylko deskami, na których można było stanąć.Była żywa – jak ramiona, które są jej ostoją i unoszą ją wyżej.Kiedy skończyła, musiała ukryć emocje za uśmiechem. – Żadnych braw? Trudno pana zadowolić. Jego milczenie trwało zbyt długo.Wyobraziła sobie mały stolik z marmurowym blatem i delikatne filiżanki z kawą, których teraz brakowało.Nagle ciszę przełamał arogancki głos. – Dobrze znów cię zobaczyć.Minęło trochę czasu, Ario. Soren. Przed sobą, mniej więcej w czwartym rzędzie, zauważyła pogrążoną
w cieniu postać, której kontur odcinał się na tle ciemności.Aria stanęła na palcach i oddychała spokojnie, podczas gdy przed jej oczami migały obrazy.Soren, który ściga ją pośród wściekłych płomieni.Soren, który przygniata ją swoim ciężarem i miażdży jej gardło rękami. Teraz są w Sferach, powiedziała do siebie.Lepsze niż rzeczywistość.Żadnego bólu.Żadnego niebezpieczeństwa.Tu nie mógł zrobić jej krzywdy. – Gdzie jest twój ojciec? – zapytała. – Jest zajęty – odpowiedział Soren. – Więc wysłał ciebie? – Nie. – Złamałeś zabezpieczenia. – Złamanie czegokolwiek wymaga siły.Ja ledwie je tknąłem.Twojej mamie podobałaby się ta analogia.To tu miałyście zwyczaj się spotykać, prawda? Pomyślałem, że się ucieszysz, przychodząc tu ponownie. Rozbawiony ton jego głosu wywołał jej wściekłość. – Czego chcesz, Soren? – Wielu rzeczy.Na razie chciałbym cię zobaczyć. Zobaczyć ją? Wątpiła w to.Zemsta wydawała się bardziej prawdopodobna.Pewnie winił ją za to, co stało się w SR 6.Nie miała zamiaru czekać, by się o tym przekonać, spróbowała więc przez frakcjonowanie wydostać się ze Sfery. – To ci się nie uda – powiedział Soren w tym samym momencie, kiedy na ekranie jej Wizjera pojawił się komunikat o podobnym przekazie.– Ale podziwiam, że w ogóle próbowałaś.A tak przy okazji, ładna piosenka.Bardzo wzruszająca.Zawsze byłaś niesamowita, Ario.Naprawdę.Zaśpiewaj coś jeszcze.Podoba mi się też historia w Upiorze.Można ją przeżyć w Sferze Horrorów. – Nie będę dla ciebie śpiewać – powiedziała.– Włącz światła. – Ten upiór ma zdeformowaną twarz, prawda? – ciągnął Soren, ignorując ją.– Czy on przypadkiem nie nosi maski, żeby ukryć, jak bardzo jest szpetny? Był jeszcze jeden sposób, by wydostać się ze Sfer.Aria skupiła się na rzeczywistości i chwyciła za krawędzie Wizjera.Znała ból, jaki powoduje zerwanie urządzenia.Szokujący ból, który szczypał w oczodołach i przeszywał paląco jej kręgosłup.Chciała się stamtąd wydostać, nie mogła jednak zmobilizować się do tego, by zedrzeć z siebie nakładkę. Głos Sorena z powrotem przywołał ją do Sfer. – A tak przy okazji, twoja suknia z Wenecji była szałowa.Bardzo
seksowna.A wylanie kawy? Mistrzowskie posunięcie.Ojciec dopiero się zdziwił. – Obserwowałeś mnie? Jesteś obrzydliwy. – Z ust mi to wyjęłaś – prychnął. Będzie się nią bawił tak długo, jak mu na to pozwoli.Aria zrobiła kilka kroków w bok, schodząc z miejsca oświetlanego przez jupiter.Znów ogarnęła ją ciemność, tym razem przynosząc ulgę.Nareszcie.Teraz byli kwita. – Co robisz? Gdzie idziesz? – Głos Sorena przybrał wysoki, spanikowany ton, tylko ją zachęcając. – Zostań tam, gdzie jesteś.Już do ciebie idę.– Nie miała takiego zamiaru.Aria nie widziała dalej niż poza czubek swojego nosa, chciała jednak, by choć przez chwilę chłopak wypatrywał jej w niepokojącej ciemności. – Co? Zatrzymaj się! Stój tam, gdzie jesteś! Usłyszała odgłosy kroków, po czym w sali znów zabłysły światła, pokazując jej przepych. Soren wyszedł na korytarz między rzędami.Stał tam, zwrócony do niej plecami.Jego oddech był nierówny, a napięcie ramion widoczne było przez opinającą je czarną koszulkę.Zawsze był porządnie umięśniony. – Soren? – Minęła sekunda.Dwie.– Czemu się do mnie nie odwrócisz? Chwycił za oparcie znajdującego się przy nim fotela, jakby potrzebował się na czymś wesprzeć. – Wiem, że ojciec ci powiedział.Nie zachowuj się tak, jakbyś nie wiedziała, co się stało z moją szczęką. Przypomniała sobie i w końcu zrozumiała. – Powiedział mi, że wymaga rekonstrukcji. – Rekonstrukcja – powtórzył, nadal patrząc w inną stronę.– Ładne słowo na określenie pięciu punktów złamania i poparzeń na mojej twarzy. Aria patrzyła na Sorena, próbując zwalczyć w sobie chęć, by do niego podejść.Ostatecznie, przeklinając się za to, że jest zbyt ciekawska, zeszła po schodach.Serce biło jej jak szalone, kiedy przechodziła koło orkiestronu i szła korytarzem w głąb sali.Stawiała krok za krokiem aż do chwili, gdy stanęła obok niego. Soren wpatrywał się w Arię brązowymi oczami, pełnymi niepohamowanej wściekłości.Jego usta były zaciśnięte w ponurą linię.Wstrzymywał oddech tak jak i ona. Wyglądał tak samo.Opalony.Postawny.O surowej urodzie i nazbyt
wydatnych rysach.Przechylił głowę w protekcjonalnym geście.Aria nie mogła się powstrzymać, by nie porównać go do Perry’ego, który nigdy nie zdawał się patrzeć na ludzi z góry, mimo swojego pokaźnego wzrostu. Soren nie zmienił się, z jednym wyraźnym wyjątkiem.Jego szczęka była nieco przekrzywiona, a opaloną skórę przecinała blizna ciągnąca się od kącika ust aż do nasady szczęki. To przez Perry’ego nosi tę bliznę.Tylko dzięki niemu Soren nie udusił jej tamtej nocy.Nie żyłaby, gdyby Soren nie nabawił się tej blizny, choć wiedziała, że nie był wtedy przy zdrowych zmysłach.Opanował go Syndrom Degeneracji Limbicznej – choroba mózgu, która osłabiała podstawowe instynkty przetrwania.Ta sama choroba, którą badała jej matka. – Nie wygląda tak źle – powiedziała.Wiedziała, jak to jest w Reverie.Nikt nie miał tam blizn.Nikt nie miał nawet zadrapań.Nie mogła uwierzyć w to, co mówi.Naprawdę pocieszała Sorena? Jego jabłko Adama podskoczyło, kiedy przełknął ślinę. – Nie wygląda tak źle? Kiedy zrobiłaś się taka zabawna, Ario? – Chyba niedawno.Na zewnątrz wszyscy mają blizny.Jest jeden gość, który ma głęboką szramę przez cały policzek.Jak zamek błyskawiczny tkwiący w jego skórze.A twoja.prawie jej nie widać. – Jak to się stało? – zapytał Soren, mrużąc oczy. – Reef jest Scirem.Wykluczonym, który.zresztą, nieważne.Nie wiem tego na pewno, ale wydaje mi się, że ktoś próbował odciąć mu nos. Ton jej głosu lekko uniósł się na końcu, jakby zadawała pytanie.Starała się sprawiać wrażenie niewzruszonej, ale brutalność zewnętrznego świata wydawała się jeszcze wyraźniejsza w tak eleganckim miejscu.Aria przyjrzała się jego bliźnie z bliska. – Ojciec nie mógłby sprawić, by w Sferach nie było jej widać? Czy to nie kwestia prostego programowania? – Sam mogę to zrobić.Mój ojciec nie musi mi wyświadczać żadnych przysług! – Jego głos niemal przerodził się w krzyk.– Zresztą, po co mi to? –Wzruszył ramionami.– Nie ukryję jej w prawdziwym świecie.Wszyscy wiedzą, że tak wyglądam.Wiedzą, i to się już nie zmieni. Nagle Aria zdała sobie sprawę, że Soren wcale nie jest już taki jak dawniej.Jego zwyczajowe aroganckie spojrzenie wydawało się teraz pozą, którą zbyt mocno stara się utrzymać.Przypomniała sobie też, że Bane i Echo – jego najbliżsi kumple – zginęli tej samej nocy co Paisley. – Nie wolno mi mówić o tym, co się stało tamtej nocy – powiedział.– Ojciec twierdzi, że to zagroziłoby bezpieczeństwu Podu.– Pokręcił
głową, a po jego twarzy przemknął wyraz bólu.– Obwinia mnie za to, co się stało.Nie potrafi zrozumieć.– Soren spuścił wzrok na dłonie, które nadal zaciskały się na oparciu fotela.– Ale ty rozumiesz.Wiesz, że nie zrobiłem tego celowo, prawda? Aria skrzyżowała ramiona.Choć bardzo chciała winić go za to, co jej zrobił, nie potrafiła.Dowiedziała się o chorobie z plików matki.Po setkach lat spędzonych w Sferach i w bezpiecznym schronieniu Kapsuł Podu niektórzy ludzie, tak jak Soren, stracili zdolność radzenia sobie z prawdziwym bólem i stresem.Jego zachowanie w SR 6 wywołane było przez SDL.Rozumiała to, nie mogła jednak odpuścić mu tak łatwo. – Mam wrażenie, że to zakamuflowane przeprosiny – powiedziała. Soren pokiwał głową. – Może – odpowiedział, pociągając nosem.– Właściwie to tak. – Przeprosiny przyjęte.Ale już nigdy więcej mnie nie dotykaj. Soren szybko spojrzał w górę.W oczach miał ulgę i bezbronność. – Zgoda. Wyprostował się i przeczesał dłonią włosy.Delikatność, którą przed chwilą dostrzegła Aria, zniknęła i zastąpił ją drwiący uśmieszek. – Wiesz, że nie wszyscy mają SDL? Jestem częścią grupy wariatów.Ja to mam szczęście, co? Zresztą, to bez znaczenia.Biorę leki i za kilka tygodni będę gotowy? – Jakie leki? I na co będziesz gotowy. – Eksperymentalne środki, żeby znów mi nie odbiło.I profilaktyka przeciw chorobom z zewnątrz.Dają je strażnikom, którzy pracują przy zewnętrznych naprawach, na wypadek gdyby pękły im kombinezony.Kiedy tylko taki dostanę, wychodzę na zewnątrz.Mam tego dość. Aria jęknęła z wrażenia. – Jak to „na zewnątrz”? Nie masz pojęcia, jakie to niebezpieczne.To nie Sfera Safari. – Reverie się rozpada – przerwał jej nagle.– Prędzej czy później wszyscy się tam znajdziemy. – O czym ty mówisz? Co się dzieje z Reverie? – Obiecaj, że mi pomożesz, kiedy będę na zewnątrz, a powiem ci. Aria pokręciła głową. – Nie ma mowy. – Mógłbym ci pokazać Caleba i Rune.Nawet tego małego Dzikusa, o którego zawsze pytasz.– Nagle się wyprostował.– Muszę spadać.Na razie. – Czekaj! Co jest nie tak z Reverie?
Uśmiechnął się szeroko, unosząc brodę. – Wróć tu, jeśli chcesz się dowiedzieć – powiedział i wyfrakcjonował. Aria wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Soren, i w pustą przestrzeń operowej sali.Na ekranie jej Wizjera zaświeciła się nowa ikona tuż przy ikonie Hessa. Była to biała maska Upiora w operze.

Przez Bezmiar NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz