ARIA
– Masz, napij się trochę. Aria pokręciła głową, odsuwając dłonią bukłak z wodą.Wzięła głęboki wdech, zaciskając wargi i czekając, by wrażenie, że zaraz zwymiotuje, minęło.Ziemia przed jej oczami poruszała się jak fale i Aria nie przestała mrugać, dopóki się nie zatrzymała.Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że czuje się jeszcze gorzej niż parę godzin temu.Kiedy w jej żyłach nadal płynęła trucizna, ciało buntowało się przed każdym kolejnym krokiem. – Wkrótce ci przejdzie – powiedział Roar.– Trucizna się ulotni. – On mnie znienawidzi. – Nieprawda. Aria wyprostowała się, trzymając ręce blisko przy ciele.Stali na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na całą Dolinę Fal.Aria marzyła, by zobaczyć Perry’ego, który zmierza w jej stronę. Tego poranka obudziły ją krzyki dobiegające z centrum wioski.Fale dzieliły się na grupy.Ludzie opuszczali plemię i krzyczeli na Perry’ego.Wykrzykiwali obelgi pod jej adresem.Wymknęła się z sypialni Vale’a, przerażona, że Perry straci wszystko, jeśli ona natychmiast nie zniknie.Roar był już spakowany i gotowy do drogi.Liv przebywała u Rogów, więc i on opuszczał wioskę.Wyjść, nie zwracając na siebie uwagi, nie było trudno.Kiedy dziesiątki ludzi opuszczały wioskę, ona i Roar po prostu poszli w przeciwną stronę. Żałowała, że nie pożegnała się z Perrym, ale znała go.Nie pozwoliłby jej odejść samej, a zapłaciłby za tę decyzję utratą plemienia.Nie mogła na to pozwolić. – Musimy iść dalej, Roar.– Jeśli nie będą posuwać się naprzód, może zmienić zdanie. Całe popołudnie szła w otępieniu, trzęsły się jej nogi, a skóra pod bandażem piekła.Tak będzie najlepiej, powtarzała sobie w kółko.Perry to zrozumie. Wieczorem znaleźli schronienie pod dębem.Padający deszcz otoczył ich szemrzącym kocem.Roar podał jej coś do zjedzenia, ale Aria nie mogła niczego przełknąć.Jak zauważyła, on też nie. Przysunął się bliżej.
– Pozwól, że spojrzę. Aria zagryzła wargi, kiedy Roar ściągał jej opatrunek.Skóra na ramieniu była opuchnięta i czerwona, oblepiona zakrzepłą krwią i brudna od rozmazanego tuszu.Znajdowało się na niej najbrzydsze Znaczenie, jakie w życiu widziała. – Kto to zrobił? – zapytała.Jej głos trząsł się od gniewu. – Mężczyzna imieniem Gray.Nie należy do Naznaczonych.Zawsze nam zazdrościł. W głowie Arii pojawiła się twarz.Gray to krępy rolnik, którego widziała w lesie podczas burzy, kiedy znalazła Rivera. – Kret dostawał Znaczenia, a on nie mógł tego znieść – powiedziała Aria.– Nie mógł na to pozwolić. Roar pokiwał głową, pocierając ręką kark. – Chyba o to właśnie chodziło. Aria dotknęła pokrytej strupami skóry ramienia. – Pół Znaczenia dla dziewczyny, która tylko w połowie jest Wykluczona.– Miała zamiar powiedzieć to lekko, ale głos jej zadrżał. Przez chwilę Roar przyglądał się jej w ciemności. – Zagoi się.Wtedy dokończymy. – Nie – odpowiedziała, spuszczając rękaw.– Nie byłam nawet pewna, czy w ogóle tego chcę.– Nie miała pojęcia, gdzie jest jej miejsce.Tutaj czy w Reverie? Jesienią Hess wygnał ją stamtąd, a teraz wykorzystywał.Wczoraj plemię próbowało ją zabić.Nigdzie nie pasowała. Przysunęła się bliżej ognia i owinęła kocem ramiona.Przez cały dzień było jej zimno i miała dreszcze.Czas leczy rany, powtarzała w myślach.Trucizna ulotni się z jej ciała, a skóra zagoi.Teraz musiała się skupić na swoim celu.Udać się na północ i odnaleźć Wielki Błękit.Dla Perry’ego.Dla Talona.Dla siebie. Choć była bardzo zmęczona, nie potrafiła przestać myśleć o tym, jak bezpiecznie czuła się jeszcze tego ranka w ramionach Perry’ego.Czy spał dziś na dachu? Czy myślał o niej? Po godzinie Aria usiadła, odpuszczając sobie próby zaśnięcia.Choć Roar miał zamknięte oczy, Aria wiedziała, że także nie śpi.Miał zbyt napiętą twarz. – O co chodzi, Roar? Przyjaciel spojrzał na nią, parę razy mrugając zmęczonymi oczami. – Jest dla mnie jak brat.Wiem, jak się teraz czuje. Aria westchnęła, kiedy nagle dotarło do niej, że uciekając, zrobiła Perry’emu to samo co Liv Roarowi.
– To zupełnie co innego, prawda? Perry będzie wiedział, że odeszłam, żeby go chronić.Widziałeś, ilu ludzi opuściło plemię z mojego powodu.Nic takiego nie miałoby miejsca, gdybym nie pojawiła się w wiosce.Musiałam odejść. Roar pokiwał głową. – Mimo to i tak go to zaboli. Aria ucisnęła oczy wnętrzami dłoni, próbując powstrzymać łzy.Roar mówił prawdę.W kwestii cierpienia racja nie ma znaczenia.Opuściła dłonie. – Postąpiłam słusznie – powiedziała, żałując, że nie potrafi tego wmówić samej sobie. – To prawda – zgodził się Roar.– Perry jest tam potrzebny.Nie może teraz zostawić Fal.I plemię też nie może sobie na to pozwolić.– Westchnął, podpierając ręką głowę.– A ty jesteś tu ze mną bezpieczniejsza.Nie mógłbym znów patrzeć, jak ocierasz się o śmierć. Kiedy Roar obudził ją rano na kolejny dzień marszu, deszcz akurat przestał padać.Choć burze eterowe na pewien czas ich ułaskawiły, Aria znów zauważyła grube pasma eteru biegnące za kotarą szarych chmur.Niebieskie światło, które się przez nie przebijało, robiło wrażenie, jakby wszystko znajdowało się pod wodą. – Będziemy mieć to na oku – powiedział Roar, spoglądając w górę.Szli przez otwartą przestrzeń.Gdyby rozpętała się burza, będą musieli szybko znaleźć schronienie. Poza obolałym ramieniem Aria nie miała już innych dolegliwości.Niedługo mieli opuścić terytorium Perry’ego i Aria musiała wzmóc czujność.Każdy krok przybliżał ją do Rimu i do osiągnięcia celu. Późnym popołudniem stała na zboczu, pod którym rozciągała się dolina, i patrzyła na wzgórza na horyzoncie.Minionej jesieni gdzieś pośród nich rozbili z Perrym obóz.Miała na stopach buty z okładek.Straciła najlepszą przyjaciółkę.I choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziała, straciła też matkę. Aria sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej figurkę sokoła.Wzięła ją w pośpiechu, kiedy wymykała się z domu Perry’ego, potrzebując czegoś namacalnego, co będzie jej o nim przypominać. – Byłem przy tym, kiedy ją zrobił – powiedział Roar.Oparł się o drzewo i spojrzał w przekrwione oczy dziewczyny. – Naprawdę? Roar pokiwał głową. – Talon i Liv też.Postanowiliśmy zrobić kolekcję dla Talona i każdy
z nas strugał mu coś innego.Liv skaleczyła się w palce ledwie pięć minut po tym, jak dostała do ręki kozik.– Uśmiechnął się na to wspomnienie.– Jest bardzo porywcza.Zero gracji i finezji w posługiwaniu się ostrzem.Ja i ona poddaliśmy się po kilku minutach, ale Perry nie rezygnował ze względu na Talona. Aria pogładziła palcem gładką powierzchnię rzeźby.Każde z nich w którymś momencie trzymało figurkę, która teraz znajdowała się w jej dłoni.Ale czy kiedyś wszyscy będą jeszcze razem? Kolejną godzinę spędziła na przysłuchiwaniu się dźwiękom lasu i przyglądaniu figurce w swojej dłoni, biorąc pierwszą wartę, gdy Roar poszedł spać.Gdzieś w oddali krążyły wilki, hordy włóczęgów i kanibali.Wyłapywała rytm i szelest zwierzęcych kroków, wsłuchując się aż do chwili, gdy nabrała pewności, że są bezpieczni.Później odłożyła sokoła i wyciągnęła Wizjer. Nie kontaktowała się z Hessem od trzech dni.Spojrzała na śpiącego Roara, po czym nałożyła urządzenie.Wizjer przylgnął do jej skóry, gdy biotechniczne tworzywo zostało aktywowane, a przed jej oczami ukazał się ekran startowy. Wybrała ikonę Hessa i poczuła znajome szarpnięcie, gdy zaczęła frakcjonować, przyzwyczajając się do jednoczesnego przebywania i tu, i tam.Znalazła się w kawiarni w Sferze Weneckiej.Po Canal Grande płynęły gondole, a na czystej srebrzystej wodzie unosiły się płatki róż.Był piękny, słoneczny dzień, złocisty i ciepły.Z oddali dobiegały delikatne dźwięki kwartetu smyczkowego. Hess pojawił się po drugiej stronie stolika.Tym razem zmienił strój i pokazał się w kremowym garniturze w drobne paski oraz w czerwonym krawacie.Opalił się też, ale efekt wywarł na niej dziwne wrażenie.O dziwo, wydawało jej się, że Hess jakby się postarzał, a przynajmniej bliższy był wyglądu kogoś, kto w rzeczywistości ma sporo ponad sto lat.Na dodatek jego skóra była pomarańczowa, tak niepodobna do brązowej opalenizny Perry’ego. Hess skrzywił się na widok jej ubrania.Zanim zdążyła wydusić z siebie słowo, poczuła szarpnięcie, jakby jej całe ciało mrugnęło.Spojrzała na siebie.Jedwabna suknia w kobaltowym kolorze oplatała jej ciało niczym druga skóra. – Teraz lepiej – powiedział Hess z uśmiechem. Tak się zezłościła, że serce zaczęło jej dudnić w piersi.Po chwili pojawił się przy nich kelner z tacą, na której znajdowały się dwie kawy.Ciemnooki, przystojny chłopak mógłby być bratem Roara.Uśmiechnął się
i postawił filiżanki na stoliku.Aria poczuła ciepłą bryzę, niosącą zapach orientalnej wody kolońskiej.Wszystko wydawało się tak zwyczajne i urokliwe.Jeszcze rok temu Paisley kopałaby ją pod stołem na widok uśmiechu kelnera.Caleb spojrzałby na nie znad swojego szkicownika i przewrócił oczami.Nagle poczuła złość na to, jak trudne stało się jej życie. – Dobrze się miewasz, Ario? – zapytał Hess, sącząc kawę. Czy wiedział, że próbowano ją otruć? Czy mógł się tego dowiedzieć z jej Wizjera? Z chemii jej ciała? – Mam się doskonale – odpowiedziała.– A pan? – Świetnie – odparł, odpowiadając sarkazmem na sarkazm.– Jesteś już w drodze.Podróżujesz sama? – A co to pana obchodzi? Hess przymrużył oczy. – Wykryliśmy burzę niedaleko ciebie. – Ja też ją wykryłam – powiedziała Aria, uśmiechając się znacząco. – Wyobrażam sobie. – Nie, nie wyobraża pan sobie.Muszę wiedzieć, czy coś się dzieje z Reverie.Uderzyła w was burza? Czy są jakieś zniszczenia? Hess mrugnął do niej. – Mądra z ciebie dziewczyna.Jak myślisz? – To, co myślę, nie ma znaczenia.Muszę wiedzieć, nie myśleć.Potrzebuję dowodów, że Talonowi nic się nie stało.Chcę zobaczyć moich przyjaciół.I chcę wiedzieć, co się stanie, kiedy podam panu lokalizację Wielkiego Błękitu.Przeniesie pan cały Pod? Jak ma pan zamiar to zrobić? – Aria nachyliła się nad stołem.– Wiem, co robię, a pan? Hess bębnił palcami o marmurowy blat stołu. – Jesteś fascynująca.Pasujesz do życia między Dzikusami. Nagle Sfera całkowicie zamilkła.Aria spojrzała na kanał.Gondola zatrzymała się na wodzie nieruchomej jak szkło.Stado gołębi wisiało nad nimi, zastygłe w locie.Ludzie wokół nich zaczęli się rozglądać, spanikowani.Po chwili Sfera wyrwała się ze statyczności i dźwięk oraz ruch powróciły. – Co to było? – zapytała Aria władczym tonem.– Odpowiadaj, Hess, albo nie będziemy dalej rozmawiać. Hess upił kolejny łyk kawy i nadal wpatrywał się w ruch na Canal Grande, jakby nic się nie wydarzyło. – Wydaje ci się, że możesz frakcjonować bez mojego pozwolenia? – Znów spojrzał na nią.– Skończymy, kiedy ja tak powiem.
Aria chwyciła swoją kawę i rzuciła w niego.Ciemny płyn oblał mu twarz i jasny garnitur.Hess gwałtownie odchylił się w tył, dysząc z zaskoczenia i złości, mimo że nie stała mu się krzywda.Nic w Sferach nie mogło spowodować prawdziwego bólu, Hess poczuł najwyżej ciepło.Ale Aria go zaskoczyła i wreszcie skupiła na sobie jego uwagę. – Nadal mam zostać? – zapytała. Zniknął, zanim skończyła mówić.Choć wiedziała, że nie ma to sensu, próbowała wyłączyć Wizjer.Była gotowa całkowicie wrócić do rzeczywistości. BRAK AUTORYZACJI – głosił napis, który wyświetlił się na jej monitorze. I co teraz? Kelner zerkał na nią przez okienko kawiarenki, z błyskiem zainteresowania w oczach.Aria odwróciła się w stronę kanału.Na bogato zdobionym cementowym moście całowała się jakaś para.Aria próbowała sobie wyobrazić, że to ona stoi przyciśnięta do balustrady i że to Perry odgarnia jej włosy i szepce do ucha.Perry nie znosił Sfer.Nie mogła wytworzyć sobie w głowie takiego obrazka. W górnym rogu ekranu pojawił się licznik czasu.Trzydzieści minut.Aria wiedziała, że musi być gotowa.Hess coś szykował. Chwilę później przeniosła się do innej Sfery.Znalazła się na drewnianym pomoście.Pod nią delikatnie szumiało morze, a mewy krzyczały nad głową, marnie parodiując prawdziwe odgłosy.Na końcu pomostu siedział chłopiec.Choć był twarzą zwrócony do morza, Aria doskonale wiedziała, kim jest. Talon. Poczuła ucisk w żołądku.Chciała mieć pewność, że bratanek Perry’ego ma się dobrze, nie była jednak pewna, czy chce go poznać.Nie chciała się troszczyć o kolejną osobę i przejmować nią.I co niby miała mu powiedzieć? Talon nigdy nawet o niej nie słyszał.Aria znów spojrzała na siebie.Przynajmniej była teraz ubrana w swój zwykły czarny strój. Licznik pokazywał dwadzieścia osiem minut.Od dwóch minut stała w miejscu.Aria pokręciła głową, niezadowolona z siebie, i podeszła do chłopca. – Talon? Chłopiec zerwał się na równe nogi i odwrócił do niej.Oczy miał wielkie z przerażenia.Choć nigdy go nie spotkała, wiedziała, jak wygląda.Wiele miesięcy temu, kiedy Perry spotkał się z chłopcem w Sferach, widziała wszystko na wielkim monitorze.Jego uroda była uderzająca.Miał kręcone brązowe włosy i poważne zielone oczy.Ich kolor był
ciemniejszy i bardziej nasycony niż kolor oczu Perry’ego. – Kim jesteś? – zapytał. – Przyjaciółką twojego wujka. Wpatrywał się w nią podejrzliwie. – Dlaczego cię nie znam? – Poznaliśmy się już po tym, jak sprowadzono cię do Reverie.Jestem Aria.Byłam z Perrym, kiedy minionej jesieni spotkał się z tobą w Sferach.pomagałam mu z zewnątrz. Talon zatknął swoją wędkę w szczelinę pomiędzy deskami pomostu. – Jesteś Osadniczką? – Tak.ale jestem też Wykluczona.Pół na pół. – Aha.A gdzie teraz jesteś? Na zewnątrz czy w Reverie? – Na zewnątrz.Właściwie to.siedzę teraz koło Roara. Oczy Talona rozbłysły. – Roar jest z tobą? – Teraz śpi, ale kiedy się obudzi, powiem mu, że go pozdrawiasz.– Na pomoście znajdowała się jeszcze jedna wędka.Talon korzystał z obu.Należy przecież do Fal, pomyślała. – Mogę się do ciebie przyłączyć? Nie miał zadowolonej miny, ale mimo to zgodził się. Aria wzięła drugą wędkę i usiadła koło Talona.Nie mogła uwierzyć, że po kilku dniach spędzonych w rybackiej wiosce teraz łowiła w Sferach.Przyglądała się kijowi w swoich dłoniach, zdając sobie sprawę, że nie wie, jak go zarzucić.Chodziła kiedyś na ryby w innych Sferach.W Sferze Kosmicznych Połowów strzelało się haczykami do ryb, które dryfowały w kosmosie.Teraz łowiła w starym stylu. – O tak – powiedział Talon, na chwilę biorąc wędkę z jej dłoni.Zarzucił ją powoli, żeby dokładnie widziała, co robi. – Dzięki – odparła.Talon wzruszył ramionami, nawet na nią nie spoglądając, i zaczął machać nogami luźno spuszczonymi z pomostu.W lewo i w prawo, lewo – prawo, lewo – prawo.„Bezruch mnie męczy”, powiedział kiedyś Perry.Najwyraźniej było to u nich rodzinne. – W domu częściej stosujemy sieci – powiedział Talon po pewnym czasie. – Naprawdę? – rzuciła, by pociągnąć rozmowę.Zostały jej dwadzieścia trzy minuty.– Wolisz łowić ryby czy polować? Spojrzał na nią, jakby miała nierówno pod sufitem. – Uwielbiam i jedno, i drugie. – Mogłam się domyślić.Na moje oko jesteś dobry w obu tych
dziedzinach.– Wyglądał na postawniejszego i zdrowszego, niż kiedy widziała go jesienią. Talon podrapał się w nos. – Łapię te ryby i łapię, ale w Sferach nie można ich przyrządzić.Próbowałem parę razy.Nazbierałem drewna, ale nic z tego.W Sferach ogień nie istnieje.To znaczy istnieje, ale to taki udawany ogień. Aria przygryzła wargę, potakując.Wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. – Trzeba się udać do Sfery Kuchennej, ale one są szalone.A nawet gdybym ugotował coś i zjadł, po wyjściu ze Sfer i tak nie będę syty.Kiedy nie ma po co ich łowić, nie ma już takiej zabawy. Aria uśmiechnęła się.Kiedy mówił, jego nogi przestawały się bujać, a między brwiami pojawiała się zmarszczka. – Na pewno są jednak miejsca, gdzie możesz współzawodniczyć – zasugerowała. – O co? – O miejsce na podium.Mógłbyś zostać zwycięzcą. – Czy pierwsze miejsce oznacza, że będę mógł ugotować to, co złapię? – Raczej nie – roześmiała się Aria. – I tak spróbuję.– Spoglądał na morze, znów bujając nogami, aż w końcu oznajmił: – Chcę wrócić do domu.Chcę zobaczyć wujka. Aria poczuła, jak ściska ją w gardle.Nie zapytał o ojca.Ciekawe, czy Talon domyślił się, co zaszło między Vale’em i Perrym, pomyślała.Nie był to dobry moment, by o to pytać.Nagle dotarło do niej, że Talon nie miał już obojga rodziców.Był sierotą tak jak ona. – Jesteś nieszczęśliwy w Reverie? – zapytała. – Nie – odpowiedział.– Chcę po prostu wrócić do domu.Teraz czuję się lepiej.Lekarze mnie wyleczyli. – To dobrze.– Przypomniała sobie, jak Perry opowiadał, że Talon był bardzo chory, kiedy przebywał na zewnątrz.– Wydostanę cię stąd i zaprowadzę do Fal.Obiecuję. Talon podrapał się po kolanie, nie odpowiadając. – Łowisz z przyjaciółmi? – Clara czasem ze mną przychodziła.To siostra Brooke.Znasz Brooke? Aria stłumiła śmiech. – Tak, znam ją.Dlaczego Clara przestała z tobą łowić? – Znudziła się.Uważa, że Sfery są teraz zbyt powolne.Nikt nie lubi
łowić w taki sposób. – Mnie się podoba.Może kiedyś to powtórzymy? – Dobrze – odparł, spoglądając na nią spod powiek i uśmiechając się nieśmiało. Przez resztę wspólnie spędzonego czasu Talon opowiadał jej o rybach, które tu schwytał.Jakiej przynęty używał.O jakiej porze dnia i przy jakiej pogodzie brały najlepiej. Przechylał głowę w bok, kiedy mówił ciszej.Jego nogi nie przestawały się bujać.Kilka razy kiedy się do niej uśmiechał, musiała popatrzeć na morze i odetchnąć.Tak bardzo przypominał swojego wujka.Przytuliła go, kiedy licznik zbliżył się do zera, obiecując, że niedługo znów go odwiedzi. Aria przeniosła się do kolejnej Sfery – tym razem do biura.Hess siedział za eleganckim szarym biurkiem.Za nim znajdowała się ściana ze szkła.Widziała za nią Panop Reverie – miejsce, które jak dotąd było jej domem – i jego pnące się w górę poziomy.Czuła, że musi się zbliżyć do przywołującej ją scenerii.Wiele razy odkąd została stąd wyrzucona, spotykała się z Hessem w Sferach, ale nie widziała Kapsuły Podu aż do teraz. Hess odezwał się, zanim zdążyła zrobić choćby krok. – Miła wizyta – powiedział.– Jak sama widziałaś, chłopak nie cierpi.I miejmy nadzieję, że tak pozostanie.

Przez Bezmiar NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz