PEREGRINE
Po raz pierwszy od wielu miesięcy nikt nie zauważył, jak Perry wchodzi do kantyny.Wszystkie spojrzenia utkwione były w Arii i Roarze.Perry stanął w cieniu i oparł się o ścianę.Kiedy poczuł ból przeszywający rękę, zacisnął zęby. Roar siedział na jednym ze stołów pośrodku kantyny i grał na gitarze.Aria śpiewała i uśmiechała się swobodnie, lekko przechylając głowę na bok.Pasma mokrych włosów opadały jej na ramiona. Perry nie rozpoznał piosenki, ale po jak harmonii, z jaką Roar i Aria śpiewali, wiedział, że robią to nie po raz pierwszy.Ich głosy przeplatały się jak dwie szybujące po niebie jaskółki.Perry nie był zaskoczony tym, że śpiewają razem.Kiedy dorastali, Roar miał zwyczaj nucić o najmniej niespodziewanych rzeczach, co bardzo rozśmieszało Liv.Dźwięki łączyły Arię i Roara, tak jak zapachy łączyły Scirów.Jednak jakaś część Perry’ego nie mogła znieść, że tych dwoje tak świetnie się bawi, kiedy on przed chwilą prawie utonął. Reef i Gren podeszli z końca sali, kiedy go spostrzegli, co zwróciło uwagę Arii.Przestała śpiewać i niepewnie uśmiechnęła się do Perry’ego.Palce Roara znieruchomiały na strunach gitary, a na jego twarzy pojawiło się napięcie.Teraz na Perry’ego patrzyła już cała kantyna, a wszelkie szepty raptownie umilkły. Krew w żyłach Perry’ego przyspieszyła biegu i poczuł, że jego policzki robią się cieplejsze.Nie miał wątpliwości, że wszyscy wiedzą o tym, co stało się na falochronie.Absolutnie wszyscy.Perry zobaczył zmartwienie i rozczarowanie wymalowane na ich twarzach.Wyczuł ich drażniące nos nastroje, które wypełniały kantynę.Fale zawsze uważały, że jest w gorącej wodzie kąpany, a rzucenie się na ratunek Staremu Willowi tylko to potwierdziło. Perry skrzyżował ramiona na piersi, czując przeszywający ból głęboko w stawie ramienia. – Nie przerywajcie sobie.– Nie podobał mu się własny zachrypnięty głos, efekt wykrztuszania dużych ilości słonej wody.– Zaśpiewacie coś jeszcze? Aria odpowiedziała od razu, nie spuszczając go z oka. – Zaśpiewamy.
Tym razem wykonała znaną mu piosenkę – tę, którą zaśpiewała, kiedy gościli u Marrona.To była wiadomość dla niego.Pośród setek ludzi Aria przypominała mu o chwili należącej tylko do nich dwojga. Perry oparł głowę o ścianę.Zamknął oczy, wsłuchując się w melodię, jednocześnie odpychając od siebie pragnienie, by podejść do dziewczyny.Przyciągnąć ją do siebie.Wyobraził sobie, jak Aria wtula się pod jego ramię.Widział, że ból i wstyd, iż został wyłowiony z wody, a teraz stoi pokiereszowany przed swoim plemieniem, nagle mijają.Wyobrażał to sobie, aż w końcu widział tylko ich dwoje, samych na dachu budynku. Kilka godzin później Perry podniósł się ze swojego miejsca w kantynie.Rozprostował plecy i poruszył ramieniem, sprawdzając je.Ciężko przełknął ślinę, stwierdzając, że nadal boli go każda część ciała. Przez otwarte drzwi i okna do pomieszczenia wdzierało się poranne światło, zalewając stoły snopami złota.Wszędzie leżeli ludzie – wzdłuż ścian, pod stołami, w przejściach.Cisza, jaka panowała w takim tłumie, wydawała się niemożliwa.Po raz tysięczny Perry spojrzał na Arię.Spała przy Pchlarzu i Willow, zwinięta między nimi w kłębek. Roar przebudził się i przetarł oczy, a nieopodal Reef podniósł się z podłogi, odgarniając z twarzy swoje warkocze.Reszta Szóstki też zaczynała się przeciągać, jakby czuli, że Perry ich potrzebuje.Twig szturchnął Grena, który oddał mu przez sen.Hyde i Hayden stanęli na nogi i przewiesili swoje łuki przez plecy, zostawiając Marudera, który nadal wkładał buty.Cicho przeszli pomiędzy śpiącymi członkami plemienia i wyszli za Perrym na zewnątrz. Poza kałużami, zwalonymi gałęziami i potłuczonymi dachówkami, które leżały rozrzucone tu i ówdzie, wioska wyglądała jak zawsze.Perry rozejrzał się po wzgórzach.Nie dostrzegł żadnych pożarów, ale w wilgotnym powietrzu unosił się intensywny swąd dymu.Na pewno stracił więcej ziemi.Był tego pewien.Miał jedynie nadzieję, że nie były to pastwiska ani ziemie uprawne, a deszcz skutecznie zażegnał wszelkie pożary. Maruder przepchał się do przodu i zmarszczył nos, spoglądając w górę. – Czy mi się to wszystko przyśniło? Eter spokojnie płynął po niebie, a jego niebieskie pasma unosiły się pomiędzy puszystymi chmurami.Zwyczajne wiosenne niebo.Bez płachty jaśniejących chmur.Żadnych szpuli eteru wijących się nad głowami. – Czy śniła ci się Brooke? – zapytał Gren.– Bo wtedy odpowiedź brzmi „tak”.Zresztą mnie też.
Maruder przyłożył mu w ramię. – Kretynie, to dziewczyna Perry’ego. Gren pokręcił głową. – Wybacz, Per.Nie miałem pojęcia. Perry odchrząknął. – W porządku.Już nią nie jest. – Wystarczy tego – warknął Reef, patrząc na Marudera i Grena.– Gdzie mamy zacząć, Perry? Z kantyny wychodziło coraz więcej ludzi.Gray i Wylan, Rowan, Molly i Bear.Perry zauważył ich zmartwione miny.Czy byli już bezpieczni, czy wkrótce czekała ich kolejna burza? Czy teraz eter grozi im przez cały rok? Wiedział, że wszystkim tłuką się po głowie te same pytania. Perry najpierw zlecił drużynie przejście przez wioskę i ocenienie szkód na dachach, sprawdzenie zwierząt w stajniach i oborach, a potem wyjście na pola.Wysłał Willow i Pchlarza na poszukiwanie Cindera, żałując tego, co się stało poprzedniej nocy.Wczoraj nie był sobą i musiał za to przeprosić chłopca.Później wraz z Roarem ruszyli na północny zachód.Po godzinnym marszu stali przed doszczętnie spalonym polem. – To nam nie pomoże – powiedział Roar. – To tylko tereny łowne.Mogło być gorzej. – Dobrze, że jesteś takim optymistą, Per. – Dzięki, staram się. Roar spojrzał na granice pola. – Patrz, nadchodzi radość w czystej postaci. Perry zauważył Reefa i uśmiechnął się.Tylko Roar potrafił go rozchmurzyć w chwilach takich jak ta. Reef zdał im raport ze zniszczeń na pozostałej części terytorium.Stracili lasy na południu, przylegające do tych, które eter zrównał z ziemią jeszcze przed końcem zimy. – Teraz wyglądają po prostu jak wielka połać popiołu – poinformował Reef.Ule Fal zniszczono co do jednego, a woda w obu studniach w wiosce została skażona i smakuje jak popiół. Kiedy Reef skończył swój raport, nie pozostał im już żaden inny temat poza tym, co się stało na falochronie.Roar obracał w dłoni nóż.Była to sztuczka, do której uciekał się zawsze, kiedy czuł się znudzony.Perry wiedział, że może przy nim powiedzieć wszystko, ale wypowiedzenie tych słów nie przyszło mu łatwo. – Uratowałeś mi życie, Reef.Jestem ci winien.
– Niczego nie jesteś mi winien – przerwał mu przyjaciel.– Przyrzeczenie to przyrzeczenie.Coś, czego mógłbyś się nauczyć. Roar wsunął nóż za pas. – A co to niby ma znaczyć? – zapytał. Reef zignorował go. – Przyrzekłeś chronić Fale. Perry pokręcił głową.Czy Stary Will nie jest częścią plemienia? – To właśnie robiłem. – Nie, wcale nie.Ty chyba próbowałeś dać się zabić. – Miałem pozwolić, żeby utonął? – Tak – ostro odpowiedział Reef.– Albo pozwolić mnie rzucić się za nim. – Ale tego nie zrobiłeś. – Bo to by było samobójstwo! Spróbuj coś zrozumieć, Peregrine.Twoje życie jest warte więcej niż życie staruszka.Jest więcej warte niż moje życie.Nie możesz tak po prostu rzucać się wszystkim na ratunek. Roar roześmiał się w głos. – Panowie się chyba nie znają, prawda? Reef odwrócił się gwałtownie i wskazał na niego palcem. – Powinieneś próbować przemówić mu do rozsądku. – Najpierw zobaczę, czy przestaniesz kłapać dziobem – odparł Roar. Perry skoczył między nich, odpychając Reefa. – Idź.– Wściekłość Reefa sprawiała, że jego pole widzenia zabarwiło się na czerwono.– Przejdź się i ochłoń trochę. Perry patrzył, jak Reef się oddala.Obok niego Roar cicho klął. Jeśli to się działo między dwojgiem najbardziej oddanych mu przyjaciół, to co z resztą plemienia? W drodze powrotnej Perry zauważył Cindera na skraju lasu.Czekał przy szlaku, skrępowany, bawiąc się swoją czapką. Na jego widok Roar przewrócił oczami. – To na razie, Per.Mam dość na dziś – powiedział i odbiegł. Kiedy Perry podszedł bliżej, Cinder wiercił palcami stóp dołki w trawie. – Cieszę się, że wróciłeś – powiedział Perry. – Naprawdę? – odparł gorzko Cinder. Perry nie udzielił mu odpowiedzi.Skrzyżował ręce, zauważając, że jego ramię miewa się teraz lepiej niż o poranku. – Nie powinienem był na ciebie krzyczeć.To się już nie powtórzy. Cinder wzruszył ramionami.Po dłuższej chwili w końcu spojrzał na
Perry’ego. – Czy twoje ramię.? – W porządku – odparł Perry. Cinder pokiwał głową. – Wtedy, kiedy przyszedłem, nie wiedziałem, co się stało.Ta dziewczyna, Willow, powiedziała mi dziś rano.Bardzo się bała o siebie i o dziadka.I o ciebie też. Perry pokiwał głową. – Ja też się bałem.– Teraz to wszystko wydawało mu się niewiarygodne.Jeszcze wczoraj był pod wodą i tylko sekundy dzieliły go od śmierci.– To nie był mój najlepszy dzień, ale nadal tu jestem, więc nie był też najgorszy. Cinder uśmiechnął się lekko. – Co racja, to racja. Czując, że nastrój Cindera łagodnieje, Perry dostrzegł swoją szansę. – Co się stało w spiżarni? – Po prostu zgłodniałem. – W środku nocy? – Nie lubię jeść z wszystkimi.Nikogo tu nie znam. – Spędziłeś zimę z Roarem – powiedział Perry. – Roara obchodzisz tylko ty i Aria – powiedział Cinder z niezadowoleniem. I Liv, dopowiedział w myślach Perry.Rzeczywiście, Roar czuł przywiązanie do niewielu osób, ale były to więzy nie do zerwania. – Więc zakradłeś się do spiżarni. Cinder pokiwał głową. – W środku było ciemno i bardzo cicho.Wtedy nagle zobaczyłem jakąś bestię o zielonych oczach.Tak się wystraszyłem, że upuściłem lampę, którą trzymałem w ręce, i zanim zdążyłem się zorientować, na podłodze pojawił się ogień.Próbowałem go ugasić, ale tylko pogarszałem sprawę, więc uciekłem. Perry zatrzymał się przy pierwszej części opowieści. – Zobaczyłeś bestię? – Tak mi się zdawało.Ale to był tylko ten głupi pies.Pchlarz w ciemności wygląda jak demon. Usta Perry’ego drgnęły z rozbawienia. – Zobaczyłeś Pchlarza – powtórzył. – To nie jest śmieszne – powiedział Cinder, ale walczył ze sobą, żeby się nie roześmiać.
– Więc Pchlarz, pies-demon, przestraszył cię, a pożar wybuchł przez lampę? Nie przez.przez to, co robisz z eterem? – Nie – powiedział Cinder, kręcąc głową. Perry czekał, że powie coś więcej.Było tyle rzeczy, które chciał wiedzieć o zdolnościach chłopca.O tym, kim był.Wiedział jednak, że Cinder opowie o tym dopiero wtedy, kiedy będzie gotowy. – Każesz mi odejść? – Nie – odparł Perry, kręcąc głową.– Chcę, żebyś tu został.Ale jeśli masz być częścią nas, musisz uczestniczyć we wszystkim.Nie możesz jeść w środku nocy ani uciekać za każdym razem, kiedy coś pójdzie nie tak.I musisz zapracować na jedzenie jak pozostali. – Nie wiem jak – powiedział Cinder. – Jak „co”? – Zapracować.Na niczym się nie znam. Perry przyglądał się chłopcu.Nie znał się na niczym? Nie po raz pierwszy Cinder powiedział coś tak zastanawiającego. – Mamy więc sporo do nadrobienia.Poproszę Brooke, żeby znalazła ci łuk i zaczęła cię przyuczać.Ja za to porozmawiam jutro z Bearem.Będzie potrzebował tyle rąk do pomocy, ile tylko uda mu się znaleźć.I ostatnia rzecz.Kiedy będziesz gotowy, wysłucham wszystkiego, co będziesz miał do powiedzenia. Cinder zmarszczył czoło. – O czym? – O sobie.